Franciszek Józef wyszedł zza biurka, przyjął hono­ry i wyciągnął rękę...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...
»
Mackiewicz Stanisław (Cat), Myśl w obcęgach7 czerwca 1954 roku zostaje powołany na premiera polskie­go rządu emigracyjnego (pozostaje nim, a także...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Uścisk jego dłoni był mocny i żoł­nierski. Kunze widział już raz cesarza podczas mane­wrów w 1902 roku, ale tym razem po raz pierwszy stał z nim twarzą w twarz. Cesarz postarzał się nieco od tego czasu, lecz niewiele: plecy mu się trochę za­okrągliły, zrzedły włosy, uwydatniły kręgi pod oczy­ma, ale błękitne oczy pod ciężkimi habsburskimi po­wiekami pozostały nadal bystre i czujne, chociaż o szó­stej rano miał już za sobą trzy audiencje i przeszło godzinę urzędowania.
Cesarz przystąpił natychmiast do sedna sprawy.
- Wiadomo mi - rzekł - iż kieruje pan śledztwem przeciwko porucznikowi Dorfrichterowi, podejrzanemu o jedno morderstwo i usiłowanie dokonania dziewięciu następnych.
- Tak jest, Wasza Cesarska Mość - potwierdził Kunze i patrząc na stroskanego monarchę usiłował za­nalizować własne doznania. Powinien odczuwać wzru­szenie i entuzjazm, a jednak tak nie było. Czuł dla swego cesarza litość raczej niż admirację. W swej praktyce prawniczej widywał nieraz takie same zatro­skane twarze i poryte bruzdami czoła prostych ludzi, podobnie jak cesarska twarz naznaczone smutkiem, roz­czarowaniem i beznadziejnością. „Nie ma nic majesta­tycznego w starości monarchów” - pomyślał Kunze.
- Przyjąłem wczoraj pułkownika von Instadt - powiedział cesarz. - Wyrażał się z wielkim uznaniem o poruczniku Dorfrichterze. Nie sądzi, aby był zdolny do popełnienia zbrodni. Jaki jest pana pogląd? Czy ma pan jako sadownik dostateczną podstawę do formalne­go oskarżenia?
Franciszek Józef czekał w głębokim skupieniu na odpowiedź kapitana. Sprawa winy lub niewinności jakiegoś człowieka stawała się w tym momencie najważniejszym problemem kraju i domagała się niepodziel­nej uwagi ze strony monarchy. Znów dało znać o so­bie poczucie obowiązku właściwe cesarzowi, który bę­dąc obdarzony umysłem dość przeciętnym, brał na siebie trud rozwiązania problemu, który nawet mą­drość bogów mógł wystawić na ciężką próbę. Dopiero teraz pojął Kunze, po co go tu wezwano: widać cesarz postanowił, że sam zdecyduje, czy podjęcie śledztwa jest słuszne, czy nie. Zdawał sobie sprawę, jaką szkodę może to śledztwo wyrządzić morale armii, gdyż był nie tylko jej Naczelnym Dowódcą, ale także sumie­niem i opiekunem czterdziestu trzech milionów pod­danych. Ponadto był już stary i wiedział, że nie wol­no mu lekkomyślnie popełniać błędów. „Mogą je robić młodzi - pomyślał ze wzruszeniem. - Dla nich to rzecz prosta, bo potrafią w winie, miłości, w głębokim i mocnym śnie znaleźć przed nimi schronienie, gdy tymczasem starcy, którzy leżą w samotnych łożach trapieni bezsennością, nawiedzani są przez widma po­pełnionych błędów, które złorzeczą im i grożą niczym tłum żądny samosądu”.
Kapitan wahał się. Wiedział, jakiej odpowiedzi ocze­kuje od niego w głębi serca cesarz, wiedział też, jakiej odpowiedzi udzieli cesarzowi. Zwykłe „nie” przynio­słoby wolność Dorfrichterowi i pogrzebało jego spra­wę na wieki pod stosem oświadczeń pod przysięgą, zeznań, odpisów i protokołów. Prasa, a przede wszyst­kim lewicowe dzienniki, wysunęłyby parę kłopotliwych kwestii, ale każdy następny poćwiartowany trup zna­leziony w wiklinowym koszu lub ucieczka jakiejś księżniczki z cygańskim grajkiem zepchnęłyby sprawę Charlesa Francisa z pierwszych stron gazet w całkowi­tą niepamięć. Wiedział o tym cesarz i gdyby nie był tym, kim jest, zadowoliłby się zupełnie oświadczeniem pułkownika von Instadta.
Myśli Kunzego zwróciły się ku Peterowi Dorfrichterowi, urodziwemu młodzieńcowi, którego uśmiech był jakby wtopiony w rysy twarzy. Obraz tej postaci na­tychmiast obudził w kapitanie na nowo żywiołową nie­chęć, jaką odczuwał w Linzu. Było to przelotne dozna­nie, zbyt nagłe i zbyt irracjonalne, by dało się w całej rozciągłości wytłumaczyć.

Powered by MyScript