– Noël! Noël! – Duszę się! O widzisz tamtego? Uszu nie może przecisnąć przez otwór...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
S-Wybr drukarki B-Przesunicie do oboenia N-Liczba kopii U-Wielokrotno kopii generowana przez G-Jako grafiki T-Jako...
»
Przez większą część następnego miesiąca — czyli od końca września, kiedy ucie- kłyśmy, do końca października — moja pani wahała się...
»
spełnienie przez przychodzącego świeżo człowieka, w jego historyczności, posiada ono moc, która budzi, a nie moc, która obdarza, bo ta raczej zwodziłaby...
»
Opisane przez nas dążenie odwrotne — dążenie do przełamania skorupy odrębności i uwolnienia się z wynikających z niej ograniczeń i izolacji — jest...
»
zdaniami, ograniczony do związków formalnych lub uwzględniający równieŜ związki treściowe; (2) przez określenie punktu wyjścia i punktu dojścia...
»
obowizujcego w zakresie nie uregulowanym lub niedostatecznie uregulowanym przez prawamiejscowe, ktry zarazem stapia koncepcje prawa rzymskiego i prawa...
»
Krasnoludy ruszyły do przodu zwartą grupą, przez cały czas walcząc z ogarniającą ich rozpaczą, a Hornborin wysoko uniósł rękę z Pierścieniem i ruszył w...
»
Palec środkowy krzywo wykręca przez handlowe śródmieście, obok sklepu Herky’s Merkentile & Pharmacy, obok dealera Hondy, u  którego piętrzą się i...
»
Drugi element, ktry bdzie mia wpyw na polsk polityk celn, to system preferencji handlowych, udzielanych przez Uni Europejsk krajom Afryki, Karaibw i Pacyfiku...
»
Niezawiadomienie przez sąd o terminie rozprawy oskarżonego, kiedy obecność jego nie jest obowiązkowa, jest uchybieniem naruszającym jego prawa do obrony (art...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

.. – itd., itd.
Trzeba wszelako oddać sprawiedliwość naszemu przyjacielowi Janowi. Wśród całego tego
sabatu widać go było wysoko na filarze, niczym chłopca okrętowego w bocianim gnieździe.
Miotał się tam z niebywałą furią. Usta miał szeroko otwarte i wydobywał się z nich krzyk już nie
do usłyszenia – nie dlatego żeby całkowicie tonął w ogólnej wrzawie, chociaż była to
rzeczywiście wrzawa ogłuszająca, lecz dlatego że osiągnął zapewne granicę, poza którą
wysokość dźwięku czyni go dla ludzkiego ucha niesłyszalnym – według Sauveura dwanaście
tysięcy drgań na sekundę, a osiem tysięcy według Biota.
Tymczasem przygnębienie, które ogarnęło Gringoire’a w pierwszej chwili minęło, odzyskał
równowagę ducha. Stawił czoło przeciwnościom.
– Grajcie dalej! – rzekł po raz trzeci swoim aktorom, maszynkom do mówienia. Przechadzał
się wielkimi krokami przed stołem z marmuru i brała go czasem chętka wystawić także swoją
twarz w okienku nad drzwiami kaplicy, po to chociażby, żeby mieć przyjemność pokazać język
temu niewdzięcznemu ludowi. „Lecz nie, nie byłoby to godne nas. Żadnej zemsty! Walczmy aż
do ostatka – powtarzał sobie. – Wielka jest władza poezji nad ludem; odzyskam ich...
zobaczymy, kto zwycięży – miny czy literatura”.
Niestety; był ostatnim i jedynym widzem swojej sztuki.
Sytuacja pogorszyła się jeszcze. Teraz Gringoire mógł oglądać już tylko plecy publiczności.
Mylę się. Gruby, cierpliwy jegomość, ten, którego już Gringoire raz się radził w krytycznej
chwili, nadal był obrócony twarzą w stronę teatru. Żisketa zaś i Lienarda – te znikły już od
dawna.
Gringoire wzruszył się do głębi serca wiernością swego jedynego widza. Podszedł doń i
przemówił potrząsając go lekko za ramię, gdyż zacny ten człowiek oparł się był o balustradę i
zdrzemnął się nieco.
– Panie – powiedział Gringoire – dziękuję wam!
– Panie – odrzekł grubas ziewając – a za co?
– Wiem dobrze, co wam dokucza – mówił dalej poeta. – Cały ten zgiełk, który nie pozwala
wam swobodnie słuchać. Ale bądźcie spokojni: imię wasze przejdzie do potomności. Powiedzcie
z łaski swojej, jakie jest wasze imię.
– Renaul Château, strażnik pieczęci grodu paryskiego do usług waszmości.
– Jesteście tutaj, panie, jedynym przedstawicielem muz – rzekł Gringoire.
– Zbytek łaskawości z waszej strony – odrzekł strażnik pieczęci grodu.
– Jesteście jedynym, który należycie przysłuchiwał się sztuce. I jakże ją znajdujecie?
– Ho, ho! – odparł gruby jurysta, już na pół rozbudzony – wcale tęga sztuka, w samej rzeczy.
Gringoire musiał zadowolić się tą pochwałą, istna bowiem burza oklasków zmieszanych z
niebywałymi okrzykami radości przerwała im rozmowę. Papież błaznów został wybrany.
Noël! Noël! Noël!– wrzeszczał tłum ze wszystkich stron.
W otworze rozety rozbłysnął bowiem w tej chwili grymas zaiste cudowny. Po wszystkich tych
pięcio- i sześciokątnych dziwacznych twarzach, które się kolejno w okienku pojawiały nie mogąc
sprostać ideałowi potworności, powstałemu w podnieconych szałem zabawy wyobraźniach –
powszechne uznanie widzów zdobyć mogło tylko coś tak wstrząsającego jak ów właśnie
wzniosły grymas, który olśnił zgromadzonych. Klaskał sam mistrz Kopenol; a Klopin
Postraszgłupca który również brał udział w zawodach (a Bóg jeden tylko wie, jak wielkie
nasilenie brzydoty potrafiła osiągnąć jego twarz), uznał się za pokonanego. I my pójdziemy jego
śladem. Nie będziemy nawet usiłowali opisywać czytelnikowi tego czworobocznego nosa, tych
30
ust w kształcie podkowy ani maleńkiego lewego oczka, ukrytego pod krzaczastą i ryżą brwią, ani
też oka prawego, całkowicie przykrytego ogromną brodawką, ani tych zębów krzywych, tu i
ówdzie wyszczerbionych, rozstawionych niczym blanki w fortecznym murze, ani tych

Powered by MyScript