Nie było ważne, czy ojciec jest zajęty...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
– Kłamie pan, kłamie pan dla dobra człowieka – tym razem w głosie Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Świata słychać było leniwy, choć...
»
Rozdział wrześniowy We wrześniu Stara Dama wyznała samej sobie, że minione lato było dziwnie szczęśliwe, a niedziele i te sobotnie popołudnia...
»
Trudno było pojąć opowieść na wpół szalonego ślepca, lecz kiedy Guthwulf mówił, Simon wyobraził sobie, jak hrabia wędruje tunelami, kuszony przez coś, co...
»
Po wejciu Wooda do zespou, cho na razie tylko tymczasowym, zaczo si wyczuwa obecno elementu przyjani, o ktrej w przypadku Taylora trudno waciwie byo mwi...
»
sposb oznakowania urzdze, ktrym udzielono wiadectwa homologacji, majcna uwadze, aby oznakowanie byo jednoznaczne i czytelne dla nabywcyurzdzenia...
»
Prawdziwą winą Druidów było oczywiście to, że podburzali ludność, by nie akceptowała rzymskiego prawa i rzymskiego pokoju...
»
Dugookresowym efektem CAP byo znaczne zwikszenie produkcji rolnej w krajach lnoty i pojawienie si ogromnych nadwyek ywnoci na pocztku lat siedem-sitych...
»
W latach pidziesitych byo ono gwn orientacj teoretyczn, obecnie stanowi442jedno z wielu podej, jakimi moe dysponowa terapeuta (GAP 1987, Mohl i in...
»
— No i nawet nikogo nie trzeba było w tym celu zabijać — potwierdził z po- dziwem Kragar...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Nieważne, czy akurat przyjmował kogoś w gabinecie, czy rozmawiał przez telefon. Dawno temu wydał polecenie: „Kiedy dzwoni mój syn, zawsze można mi przeszkodzić”.
- Nie trzeba - powiedział Myron. - Przekaż mu, że wpadnę za dwie godziny.
- Tutaj? Mój Boże, Myron, nie byłeś u nas od lat.
- Wiem.
- Czy coś się stało?
- Nic, Eloise. Chciałem z nim pogadać. Powiedz mu, że to nic takiego.
- Och, twój ojciec na pewno bardzo się ucieszy.
Myron nie był tego pewien.
Wymalowane modnymi pochylonymi trójwymiarowymi literami na pasiastym, czerwono-granatowym, przystrojonym dużymi białymi gwiazdami autokarze wyborczym hasło Arthura Bradforda brzmiało: BRADFORD NA GUBERNATORA. Szyby w nim - co za proste, bezpretensjonalne rozwiązanie - były czarne, tak by nikt z pospólstwa nie mógł podejrzeć swojego przywódcy.
Arthur Bradford z mikrofonem w ręku stał przy drzwiach pojazdu. Za nim jego brat Chance, z gotowym do zdjęć uśmiechem politycznego poplecznika, mówiącym: „Czyż nasz kandydat nie jest super?”. A po prawej cioteczny brat Brendy, Terence Edwards. On również miał na twarzy promienny uśmiech, naturalny jak czupryna senatora Joego Bidena. Obaj w idiotycznych kapeluszach ze styropianu, w jakich mógłby występować kwartet rewelersów.
Rzadki tłum składał się głównie ze starszych osób. Mocno starszych. Zagubieni, rozglądali się wokoło, jakby ktoś zwabił ich obietnicą darmowej wyżerki. Inni zwalniali kroku i krążyli z ciekawością gapiów, świadków drobnej stłuczki, którzy liczą, że wybuchnie draka. Ludzie ze sztabu Bradforda weszli w tłum, rozdając wielkie tablice, znaczki, a nawet idiotyczne styropianowe kapelusze z wydrukowanym modnymi literami hasłem: BRADFORD NA GUBERNATORA. Rozproszeni wśród zebranych klakierzy co jakiś czas wpadali w entuzjazm, a reszta tłumu leniwie za nimi. Było też trochę przedstawicieli prasy i kablówek - miejscowych reporterów politycznych, wyraźnie cierpiących z powodu zadania, jakie im przypadło, i zastanawiających się, co gorsze: zdać relację i jeszcze jednej drętwej mowy polityka czy z wypadku typu ręka, noga, mózg na ścianie. Z ich min wynikało, że nie mogą się zdecydować.
Myron przecisnął się przez tłum.
- New Jersey potrzebuje zmian - grzmiał Arthur Bradford. - New Jersey potrzebuje odważnego, śmiałego przywódcy. New Jersey potrzebuje gubernatora, który nie będzie ulegał żadnym naciskom.
Jejku!
Pracownikom Bradforda spodobało się to hasło. Wpadli w taki zachwyt jak (w wyobrażeniu Myrona) gwiazdka porno udająca orgazm. Tłum zareagował powściągliwiej. „Bradford... Bradford... Bradford!”, skandowali - jakże oryginalnie! - klakierzy.
- Jeszcze raz, proszę państwa, oto przyszły gubernator New Jersey, Arthur Bradford! - zakrzyknął przez głośnik ktoś inny. - Tego potrzeba naszemu stanowi!
Aplauz. Arthur pozdrowił prosty lud. A potem zstąpił z piedestału i dotknął kilku wybrańców.
- Liczę na wasze poparcie - oświadczał po każdym uścisku ręki.
Myron odwrócił się, bo klepnięto go w ramię. Za nim stał Chance. Wciąż się uśmiechał, a na głowie miał idiotyczny styropianowy kapelusz.
- Czego tu szukasz? - spytał.
- Dasz mi swój kapelusz? - spytał Myron, wskazując na jego głowę.
- Nie lubię cię, Bolitar - odparł z przylepionym uśmiechem Chance.
- Uch, zabolało!
Myron odwzajemnił mu fałszywy uśmiech.
Gdyby jeden z nich był kobietą, mogliby poprowadzić w duecie którąś z telewizyjnych imitacji programu Hard Copy.
- Muszę porozmawiać z Artem - rzekł Myron.
Wciąż się uśmiechali. Serdeczni kumple.
- Wejdź do autokaru.
- Oczywiście. Ale po wejściu przestanę się uśmiechać zgoda? Zaczynają mnie boleć policzki.
Myron wzruszył ramionami, bo Chance zdążył odejść. Wskoczył do autokaru. Chodnik w środku był gruby i kasztanowy. Zamiast zwykłych foteli klubowe. Był też barek z minilodówką, telefony, terminale komputerowe, a pod sufitem kilka telewizorów.
Siedzący samotnie z przodu autokaru chudy Sam czytał magazyn „People”. Spojrzał na Myrona i opuścił wzrok na gazetę.
- Pięćdziesiątka najbardziej intrygujących osób. A mnie nie ma wśród nich - powiedział.
Myron skinął współczująco głową.
- Ta lista opiera się na znajomościach, a nie zasługach.
- Polityka - zgodził się Sam i przewrócił stronę. - Przejdź na tył, chłopcze.
- Rozkaz.

Powered by MyScript