Wyleg³ych na ich przyjêcie komorni- ków odprawi³, polecaj¹c tylko przygotowaæ wieczerzê i wraz z Mieszkiem uda³ siê do œwietlicy, sam pomóg³ mu zdj¹æ wierzchni¹ odzie¿ i zapyta³: — Macie jakoweœ ¿yczenie, mi³oœciwy panie? Kiedy mam siê stawiæ? — Ostañ! — odpar³ Mieszko. Usiad³ przed p³on¹cym na kominie ogniem i przez chwilê rozciera³ rêce zgrabia³e na mrozie. Potem d³ugo siedzia³ nie odzywaj¹c siê. Oczy mia³ przymkniête, g³owê pochyli³ na piersi. Micha³ s¹dzi³, ¿e roz- marzy³o go ciep³o i zdrzemn¹³ siê. Cicho podszed³ do drzwi, zamierzaj¹c wydaæ polecenie, by królowi nie przeszkadzano, gdy Mieszko nie podnosz¹c oczu odezwa³ siê: — Ostañ! Nie œpiê. — Nie odchodzê — powiedzia³ palatyn — jedno odwo³am wieczerzê. Sen dla was wa¿niejszy ni¿ posi³ek. — Tak! Chcia³bym spaæ i nie zbudziæ siê. — G³os mu siê ³ama³ jak u starca, gdy ci¹gn¹³: — Prawi³eœ, ¿e nie lza s³aboœci okazywaæ. Sam widzisz, a nie wiesz jeszcze wszytkiego. — Tedy rzeknijcie. Mo¿e spo³em coœ uradzim. — Có¿e ci rzekê? Mniema³byœ, i¿em z rozumu obran. A mo¿e iœcie tak jest? — Co prawicie, mi³oœciwy panie! W¿dy znam was od wy- rostka jako siebie samego, nigdy nie brak³o wam rozs¹dku. Wiem tako¿, i¿e nieletki mieliœcie ¿ywot, przemo¿eni jeœcie. Ale ninie najgorsze ju¿ za wami, nie masz Bezpryma ni Ottona, którzy zaczynem byli wszelkiego z³a. Zjednoczony kraj rych³o do si³ dojdzie, na zjeŸdzie siê sprawy u³adzi, a poœle poczywaæ bêdziecie mogli, ile wola. Mieszko jednak, jakby myœla³ o czymœ innym, zapyta³: — Czy tobie siê kiedy zda³o, ¿e ktoœ jest ko³o ciebie, a nie widaæ nikogo? Palatyn drgn¹³, ale odpar³ bez wahania: — Ró¿nie mo¿e siê przywidzieæ, gdy cz³ek w gorêtwie lubo we œnie. Ale jeno w baœniach mo¿e siê czarnoksiê¿nik niewidocznym uczyniæ. — We œnie go widujê — mówi³ Mieszko szeptem. — Wie- dzia³em, ¿e to on. Pod kl¹tw¹ by³, bez sakramentów skona³ i potêpiony jest na wieki. Lêkam siê zasn¹æ, by go zasiê nie ujrzeæ. Ale zaw¿dy czujê, ¿e jest ko³o mnie. Micha³ wiedzia³, o kim mówi Mieszko. Dreszcz go prze- szed³, ale opanowa³ siê i rzek³ stanowczo; — Sami wiecie, ¿e to jeno zwidy s¹. Czemu¿ Bolka nie na- wiedza, jen go ubi³, a jeno piêœæ pod³o¿y pod g³owê i œpi jak suse³? Spytajcie biskupa, a on wam rzeknie, i¿e potê- pieñcem nie Iza opuszczaæ piekie³. — Có¿e st¹d, ¿e wiem. Zjawi siê, tak go widzê, jako cie- bie. Sierdce mnie omal nie udusi, cz³onki z kamienia, chcê siê obudziæ, a nie mogê. Zaw¿dy mnie nienawidzi³, a có¿em ja winien, ¿e ¿ywot mia³ nieszczêsny i pogrzebali go gdzieœ jako psa w nie poœwiêcanej ziemi. — Bo nie dla zdrajcy czestny pogrzeb — popêdliwie od- par³ Micha³. — Przestañcie siê nad nim u¿alaæ. Móg³ by³ pokojnie dokonaæ ¿ywota, wola³ nieszczêœcie na kraj spro- wadziæ, by z³oœæ sw¹ nasyciæ. To przekleñstwa go poœcig³y, które œci¹gn¹³ na swoj¹ g³owê. Przeklnijcie go i wy. Widz¹c, ¿e Mieszko siedzi z opuszczon¹ g³ow¹, doda³ ze z³oœci¹: — Dopytam siê o jego mogi³ê i ko³ek osikowy w piersi wbiæ ka¿ê, by go zasiê ziemia nie wyplu³a. Nie strzyg¹ cho- dziæ mu po œwiecie, gdy w bezdnie jego miejsce. — Bêdzie siê biskup o pogañskie przes¹dy ciska³ — rzek³ Mieszko niepewnie. — Wiedzieæ nie musi. A w ostatku, niechaj po swojemu odczyni uroki. Ninie spaæ pójdŸmy. Nie wo³aj¹c szatnego pomóg³ królowi zdj¹æ odzie¿, zga- si³ œwiece, zapali³ kaganek i w s¹siedniej komorze u³o¿y³ go do snu. Sam jednak d³ugo w noc nie móg³ usn¹æ. Nie- pokoi³ go stan druha, po wypoczynku jeszcze siê pogorszy³ i niepokoi³ los kraju w rêku cz³owieka, który nie wierzy, by go móg³ odwróciæ. Palatyn usn¹³ po drugich kurach, ale wczeœnie obudzi³ go ruch we dworcu. W œwietlicy pacho³ek rozpala³ ogieñ na kominie, z sieni dochodzi³ przyt³umiony gwar g³osów. Pod nieobecnoœæ króla wiele spraw zaleg³o, ale Mieszko spal jeszcze i Micha³ nie chcia³, by mu przerwano wypoczynek. Przybra³ siê pospiesznie i wyszed³ do sieni zat³oczonej ludŸ- mi. S³u¿bowemu komornikowi poleci³, by dowiedzia³ siê, kto i po co przychodzi i zawiadomi³ o tym króla, gdy wsta- nie, a tymczasem kaza³ obecnym, by siê rozeszli. Sieñ zaczê³a siê opró¿niaæ i Micha³ zamierza³ wróciæ do œwietlicy, gdy zbli¿y³ siê do niego ochmistrz Romer i rzek³ po niemiecku: — Mi³oœciwa pani œle mnie z zapytaniem, kiedy mo¿e przyjœæ wraz z córkami, by powita³y rodzica. — Mi³oœciwy pan wie, ¿e tu bawi¹ — szorstko odpar³ pa- latyn — zechce, to sam zawo³a. Gdy bawi³ w Merseburgu, nie by³o im spieszno. Czy zechce tako¿ widzieæ by³¹ ma³¿on- kê, sam zapytam i zajdê do niej. — Mi³oœciwa pani mówiæ chce o sprawach, o których sa- mi jeno rodziciele mog¹ stanowiæ — powiedzia³ Romer, ale palatyn uci¹³: — Moja sprawa, o czym bêdê gada³, twoja donieœæ swej pani, ¿e skoro do niej przyjdê. Czeka³ jednak na przebudzenie siê Mieszka. ¯e nie zechce siê spotkaæ z by³¹ ma³¿onk¹, w to nie w¹tpi³, nie by³ nato-
|