Pozostali przyby do osady kilka godzin wczeÅ›niej, a Rico najwyraźniej uprzedź* dwóch strażników przy bramie o moim rychÅ‚ym przybyciu. « Nie wpuÅ›cili mnie od razu, aczkolwiek nie zachowywali! siÄ™ niegoÅ›cinnie, toteż zaczekaÅ‚em. Rico zjawiÅ‚ siÄ™ w kilka! chwil później. Widocznie poleciÅ‚, by wezwano go niezwÅ‚ocznie,| gdy tylko siÄ™ pojawiÄ™. Wyraz twarzy krzepkiego, tÄ™giego mężczyzny znacznie sife zmieniÅ‚ od poprzedniej nocy. Jego kwadratowej szczÄ™ki niej wykrzywiaÅ‚ już zÅ‚owieszczy grymas, lecz wyraz radoÅ›ci z powodu zakoÅ„czenia caÅ‚ej sprawy. Nawet jego szeroko rozstawione, niebieskie oczy zdawaÅ‚y siÄ™ uÅ›miechać, gdy zmierzyÅ‚ wzrokiem mnie i mego jeÅ„ca — wszystkie bruzdy na jego rumianym obliczu uniosÅ‚y siÄ™ w górÄ™. — Szlachetnie postÄ…piÅ‚eÅ›, oferujÄ…c nam swojÄ… pomoc — zwró-ciÅ‚ siÄ™ do mnie, zarzucajÄ…c na szyjÄ™ Nojheima pÄ™tlÄ™ ze sznura, jak smycz, na których wieÅ›niacy z osady prowadzali swoje psy. — Wiem, że masz pilne sprawy w Silverymoon, pozwól zatem, iż raz jeszcze upewniÄ™ ciÄ™, że w Pengallen ponownie panuje spokój. MiaÅ‚em dziwne, ulotne uczucie, że zostaÅ‚em bezceremonialnie spÅ‚awiony. — Posil siÄ™, proszÄ™, w naszej gospodzie — dorzuciÅ‚ po-spiesznie Rico, dajÄ…c mi rÄ™kÄ… znak, bym wjechaÅ‚ do Pengallen przez otwartÄ… już teraz bramÄ™. Czy moje zakÅ‚opotanie byÅ‚o aż tak ewidentne? — Posil siÄ™ i napij — dorzuciÅ‚ radoÅ›nie. — Powiedz oberżyÅ›cie, Aganisowi, że to na mój rachunek. ZamierzaÅ‚em przekazać im jeÅ„ca i natychmiast wyruszyć w drogÄ™, aby jak najszybciej dotrzeć do Silverymoon. Nie mogÅ‚em siÄ™ już doczekać zobaczenia cudownego miasta nad rzekÄ… Rauvin, spacerów za przyzwoleniem i z bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwem wÅ‚adczyni, wzdÅ‚uż przewspaniaÅ‚ych, krÄ™tych bulwarów, wizyt w muzeach oraz nie majÄ…cej sobie równych bibliotece. Jednak instynkt podpowiadaÅ‚ mi, bym udaÅ‚ siÄ™ na ten posiÅ‚ek. CoÅ› w caÅ‚ym tym scenariuszu wydawaÅ‚o siÄ™ nie w porzÄ…dku. Aganis, pÄ™katy jak baryÅ‚ka brodacz, na którego ustach czÄ™sto goÅ›ciÅ‚ uÅ›miech, byÅ‚ rzeczywiÅ›cie zdziwiony widzÄ…c mrocz-nego elfa w progach swojej oberży, sporego, piÄ™trowego budyn-ku, stojÄ…cego na wysokoÅ›ci Å›rodka tylnego waÅ‚u palisady okalajÄ…cej wioskÄ™. Miejsce to peÅ‚niÅ‚o funkcjÄ™ gospody, placówki wymiany towarowej i wiele innych. Gdy tylko zdoÅ‚aÅ‚ przemóc swÄ… pierwszÄ… reakcjÄ™ — przypuszczam, że Å›miertelne przerażenie jest jedynym okreÅ›leniem na to, co zobaczyÅ‚em na jego obliczu — zajÄ…Å‚ siÄ™ peÅ‚nieniem swych obowiÄ…zków i, jak sÄ…dzÄ™, aby mi dogodzić, postawiÅ‚ przede mnÄ… porcjÄ™ jadÅ‚a i napitku, dużo wiÄ™kszÄ… niż ta, która staÅ‚a przed wieÅ›niakiem zajmujÄ…cym miejsce przy koÅ„cu baru. PozostawiÅ‚em ten jawny przypochlebiania siÄ™ bez komentarza. Noc byÅ‚a dÅ‚uga, a ja byÅ‚em gÅ‚odny. — A wiec ty jesteÅ› Drizzit Do'Urden? — zapytaÅ‚ wieÅ›nia siedzÄ…cy przy koÅ„cu baru. ByÅ‚ to starszy mężczyzna o p] rzedzonych siwych wÅ‚osach i pomarszczonej twarzy, kt musiaÅ‚a oglÄ…dać niezliczone wschody sÅ‚oÅ„ca. Aganis sÅ‚yszÄ…c to pytanie wyraźnie pobladÅ‚. Czy uważaÅ‚, uznam to za zniewagÄ™ i obrócÄ™ jego interes w perzynÄ™? — Drizzt — poprawiÅ‚em, spoglÄ…dajÄ…c na mężczyznÄ™. — Jak Timberline — rzekÅ‚ mężczyzna. WyciÄ…gnÄ…Å‚ rÄ™kÄ™, ] czym cofnÄ…Å‚ jÄ…, otarÅ‚ o koszulÄ™ i ponownie podaÅ‚ mi dÅ‚o — SÅ‚yszaÅ‚em o tobie, Drizzt. ZauważyÅ‚em, jak bardzo staraÅ‚, by wymówić me imiÄ™ poprawnie i przyznajÄ™, że ogron mi to pochlebiÅ‚o. — MówiÄ…, że jesteÅ› pogranicznikiem. UÅ›cisnÄ…Å‚em mocno jego dÅ‚oÅ„, i — o czym jestem przekona — mój uÅ›miech znacznie siÄ™ poszerzyÅ‚. — Nie bÄ™dÄ™ ukrywaÅ‚, Drizzt — znów moje imiÄ™, wymówios powoli a dokÅ‚adnie — nie obchodzi mnie czyjÅ› kolor skó SÅ‚yszaÅ‚em o tobie, sÅ‚yszaÅ‚em sporo dobrego o tym, czego i twoi przyjaciele dokonaliÅ›cie w Mithril Hali. Jego komplement byÅ‚ odrobinÄ™ protekcjonalny i biec Aganis ponownie przybladÅ‚. Nie odebraÅ‚em jednak tego jan zniewagi, skÅ‚adajÄ…c niezrÄ™czność Jaka na karb jego niedo Å›wiadczenia. Powitanie byÅ‚o wszak caÅ‚kiem taktowne w poróv naniu z wieloma innymi, z jakimi siÄ™ spotkaÅ‚em, odki znalazÅ‚em siÄ™ w Å›wiecie na powierzchni — tyle razy mia dÅ‚oni wyciÄ…gano w mym kierunku obnażony miecz. — To dobrze, że krasnoludy odzyskaÅ‚y sztolnie — pr znaÅ‚em. — I dobrze siÄ™ zÅ‚ożyÅ‚o, że spotkaÅ‚eÅ› siÄ™ z grupÄ… — dodaÅ‚ Jak. — Tharman od rana nie posiada siÄ™ ze szczęścia — dorz zdenerwowany oberżysta. To wydawaÅ‚o mi siÄ™ caÅ‚kiem normalne, gdyż musicie zro zumieć, że w mych kontaktach z rasami zewnÄ™trznego Å›wiat przywykÅ‚em do wszelkiego rodzaju nietypowych zachowaÅ„. — PrzyprowadziÅ‚eÅ› Ricowi jego niewolnika? — spytaÅ‚ ob-cesowo Jak. Ostatni kÄ™s strawy nieoczekiwanie utkwiÅ‚ mi w gardle. — Nojheima — wyjaÅ›niÅ‚ Jak — goblina. WidziaÅ‚em niewolnictwo w caÅ‚ej jego brutalnoÅ›ci w Men-zoberranzan, mieÅ›cie mych narodzin. Mroczne elfy przetrzy-mywaÅ‚y niewolników z wielu ras, wykorzystujÄ…c ich brutalnie, a gdy przestawali być użyteczni, poddawaÅ‚y ich torturom, Å‚amiÄ…c ich ciaÅ‚a tak, jak wczeÅ›niej Å‚amaÅ‚y ich dusze. Zawsze uważaÅ‚em niewolnictwo za odrażajÄ…ce, nawet gdy praktykowano je w odniesieniu do tak niewydarzonych ras, jak gobliny i orki. SkinÄ…Å‚em w odpowiedzi do Jaka, ale widzÄ…c mój nagÅ‚y grymas mężczyzna umilkÅ‚. Aganis nerwowo czyÅ›ciÅ‚ kilkakrotnie ten sam talerz, przez caÅ‚y czas patrzÄ…c na mnie i raz po raz ocierajÄ…c fartuchem spocone czoÅ‚o. Do koÅ„ca posiÅ‚ku prawie nie rozmawiaÅ‚em, dowiedziaÅ‚em siÄ™ tylko mimochodem, która z chat należaÅ‚a do Rica. Nie chciaÅ‚em odpowiedzi od tych dwóch ludzi. ChciaÅ‚em na wÅ‚asne oczy zobaczyć, co uczyniÅ‚em. O zmierzchu stanÄ…Å‚em przy pÅ‚ocie otaczajÄ…cym dom Rica. Chata byÅ‚a prostÄ… budowlÄ… z desek i bali, ze szczelinami zalepionymi bÅ‚otem, aby wiatr nie dostawaÅ‚ siÄ™ do wewnÄ…trz, i spadzistym dachem, majÄ…cym zapobiegać osadzaniu siÄ™ na nim Å›niegu.
|