- Mnie one przez większość czasu przerażają śmiertelnie. Roześmiała się cicho i zaczęła bawić guzikiem przy jego kaftanie, przypatrując mu się z napięciem. - Perrin, byłam... byłam... głupia. - O czym ty mówisz? Spojrzała mu w twarz - zdawało się, że zaraz ukręci ten guzik - a wtedy pośpiesznie dodał: - Należysz do najmniej głupich ludzi, jakich znam. Zdążył ugryźć się w język, nim dodał: "na ogół" i był zadowolony, że to zrobił, gdy nagrodziła go uśmiechem. - Miło, że tak mówisz, ale ja naprawdę byłam głupia. Poklepała guzik i zaczęła mu poprawiać kaftan - czego ów bynajmniej nie wymagał - i wygładzać klapy - które wcale tego nie potrzebowały. - Zachowałeś się tak niemądrze - powiedziała trochę nazbyt szybko - tylko dlatego, że ten młodzieniec na mnie spojrzał... a doprawdy jest zanadto niedojrzały, zupełnie inny niż ty... więc pomyślałam, że wywołam w tobie zazdrość... tylko troszeczkę... udając, tylko udając, że oczarował mnie lord Luc. Nie powinnam była tego robić. Czy mi wybaczysz? Usiłował doszukać się jakiegoś porządku w tym labiryncie poplątanych słów. To dobrze, że uznała Wila za niedojrzałego - gdyby tamten spróbował wyhodować sobie brodę, zapewne byłaby żenująco rzadka - ale nic nie wspomniała o tym, w jaki sposób odwzajemniła spojrzenia Wila. A poza tym, skoro tylko udawała, że Luc ją oczarował, to czemu się tak czerwieniła? - Jasne, że ci wybaczam - odparł. W oczach Faile rozbłysły niebezpieczne iskry. - Chciałem powiedzieć, że nie mam ci nic do wybaczania. Iskry rozgorzały jeszcze intensywniej. Czego ona odeń właściwie oczekiwała? - A czy ty mi wybaczysz? Kiedy próbowałem cię przegnać, mówiłem rzeczy, których nie powinno się mówić. Czy mi również wybaczysz? - Ty mówiłeś rzeczy, które wymagają przebaczenia? spytała słodko, a on już wiedział, że wpakował się w tarapaty. - Jakoś nie potrafię sobie uzmysłowić, cóż to takiego, ale wezmę to pod rozwagę. Pod rozwagę? W tym momencie wyraziła się zupełnie jak arystokratka; może jej ojciec pracował dla jakiegoś lorda, dzięki czemu miała możność nauczyć się sposobu, w jaki wysławiają się damy. Nie miał pojęcia, o co jej chodzi. Niemniej jednak był przekonany, że już wkrótce się dowie, o cokolwiek by chodziło. Z ulgą wspiął się ponownie na siodło Steppera, w samym środku tego zamieszania, wywołanego zaprzęganiem koni, sporami o to, co można, a czego nie można zabrać, gonitwami dzieci za kurami i gęsiami, którym wiązano potem łapy, by można je było zapakować na wozy. Chłopcy już gnali bydło na wschód, inni wyganiali owce z owczarni. Faile nie uczyniła najmniejszej aluzji do tego, co zostało powiedziane w domu al'Seenów. Co więcej, uśmiechała się do Perrina i na głos porównywała metody hodowania owiec, jakie stosowano tutaj, do tych w Saldaei, a kiedy jedna z dziewcząt przyniosła jej bukiet małych, czerwonych kwiatków, zwanych rumieniczkami, próbowała wpleść kilka z nich w jego brodę, śmiejąc się, gdy próbował ją powstrzymać. Krótko mówiąc, sprawiła, że wyskakiwał ze skóry. Potrzebował jeszcze jednej rozmowy z panem Cauthonem. - Idź w Światłości - powtórzył pan al'Seen, gdy byli już gotowi do odjazdu - i opiekuj się chłopcami. Czterech młodych mężczyzn postanowiło się wybrać z nimi na koniach o zmierzwionej sierści, ani trochę tak dobrych jak te wierzchowce, na których jechali Tam i Abell. Perrin nie bardzo wiedział, dlaczego to właśnie on ma się nimi opiekować. Byli od niego starsi, nawet jeśli tylko odrobinę. Wil al'Seen i jego kuzyn Ban, jeden z synów Jaka, którego los obdarzył największym z całej rodziny nosem, oraz dwóch Lewinów, Tell i Dannil, którzy tak mocno przypominali Flanna, że mogli być jego synami, a nie bratankami. Perrin próbował im wybić z głowy ten pomysł, zwłaszcza gdy oświadczyli dobitnie, że chcą pomóc w wyswobadzaniu Cauthonów i Luhhanów z rąk Białych Płaszczy. Prawdopodobnie uważali, że to będzie polegało na wtargnięciu do obozowiska Synów i zażądaniu, by oddali wszystkich więźniów. "Rzucanie wyzwania" - tak to nazwał Tell, sprawiając, że Perrinowi włosy stanęły dęba. Za dużo opowieści bardów. Za dużo słuchania takich głupców jak Luc. Podejrzewał, że Wil kieruje się innymi powodami, aczkolwiek ten starał się udawać, że Faile nie istnieje, ale już i tak sporo kramu miał z pozostałymi trzema. Nikt poza nim nie zgłosił obiekcji. Tam i Abell zdawali się przejmować tylko tym, czy tamci naprawdę wiedzą, jak używać łuków, w które byli uzbrojeni, i czy utrzymają się na koniach, Verin zaś tylko wszystko obserwowała, wprowadzając jakieś notatki do swej małej książeczki. Tomas wyglądał na rozbawionego, a Faile zajęła się wyplataniem wianka z rumieniczek, jak się później okazało, przeznaczonego dla Perrina. Wzdychając, udrapował kwiaty na łęku siodła. - Zajmę się nimi najlepiej, jak potrafię, panie al'Seen obiecał. W odległości jakiejś mili od farmy al'Seenów uznał, że mógłby już tutaj porzucić jednego lub dwóch, gdy nagle z zarośli wyłonili się Gaul, Bain i Chiad, sadząc długie susy, by ich dogonić. Porzucić ich na pastwę aielowych włóczni. Wil i jego przyjaciele spojrzeli raz na Aielów i zaczęli pośpiesznie nasadzać strzały; ci, nie gubiąc kroku, uszykowali włócznie w gotowości do rzutu i zasłonili twarze. Wyjaśnienie sprawy trwało kilka dobrych minut. Gaul i obie Panny zdawali się uważać cały epizod za wyśmienity żart, gdy już pojęli, co się stało, i zaśmiewali się na całe gardło, czym Lewinowie i al'Seenowie mocno się zdenerwowali, podobnie zresztą jak odkryciem, że ta trójka to Aielowie, wśród których są dwie kobiety. Wil uśmiechnął się na próbę do Bain i Chiad, po czym wymienili spojrzenia i krótkie ukłony. Perrin nie bardzo wiedział, co się tu dzieje, ale postanowił, że nie będzie ingerował, chyba że Wil będzie się dopraszał, by mu poderżnięto gardło. Będzie jeszcze czas, by położyć temu kres, na wypadek, gdyby któraś z kobiet Aiel rzeczywiście wyciągnęła nóż. Wil mógłby się dzięki temu nauczyć co nieco na temat uśmiechania.
|