- Nieswojo? - spytał Perrin...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Czy mogę do niego przemówić? – spytałem...
»
– Czy brakuje tylko masztów? – spytał Julian...
»
– Czy pani Leben też zalicza się do grupy, w której jest Gavis? – spytał Julio...
»
– I to właśnie ten plik jest teraz w TRANSLATORZE? – spytała Susan...
»
A on spytal: „Co rozumiesz przez odautomatyzowanie?”A na tym wlasnie polega cala medytacja - odautomatyzowanie...
»
Po wymianie kilku uprzejmych zdań Valder spytał:- Jak leci? Wciąż wysługujesz się tej magiczce?- Sharassin? Nie...
»
- A ci? - spytał Orion, wskazując na cztery chochliki, śpiące na grzbietach sennych wierzchowców...
»
- Znowu widzisz rzeczy, nieprawdaż? - spytała Amyr­lin...
»
- Dlaczego pan mi o tym wszystkim mówi? - spytał chrapliwym głosem Jake...
»
- Ale jak udało się Vaderowi znaleźć nas tutaj? - spytała księżniczka...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Mnie one przez wię­kszość czasu przerażają śmiertelnie.
Roześmiała się cicho i zaczęła bawić guzikiem przy jego kaftanie, przypatrując mu się z napięciem.
- Perrin, byłam... byłam... głupia.
- O czym ty mówisz?
Spojrzała mu w twarz - zdawało się, że zaraz ukręci ten guzik - a wtedy pośpiesznie dodał:
- Należysz do najmniej głupich ludzi, jakich znam. ­Zdążył ugryźć się w język, nim dodał: "na ogół" i był zado­wolony, że to zrobił, gdy nagrodziła go uśmiechem.
- Miło, że tak mówisz, ale ja naprawdę byłam głupia.
Poklepała guzik i zaczęła mu poprawiać kaftan - czego ów bynajmniej nie wymagał - i wygładzać klapy - które wcale tego nie potrzebowały.
- Zachowałeś się tak niemądrze - powiedziała trochę nazbyt szybko - tylko dlatego, że ten młodzieniec na mnie spojrzał... a doprawdy jest zanadto niedojrzały, zupełnie inny niż ty... więc pomyślałam, że wywołam w tobie zazdrość... tylko troszeczkę... udając, tylko udając, że oczarował mnie lord Luc. Nie powinnam była tego robić. Czy mi wybaczysz?
Usiłował doszukać się jakiegoś porządku w tym labiryncie poplątanych słów. To dobrze, że uznała Wila za niedojrzałego - gdyby tamten spróbował wyhodować sobie brodę, zapewne byłaby żenująco rzadka - ale nic nie wspomniała o tym, w jaki sposób odwzajemniła spojrzenia Wila. A poza tym, skoro tylko udawała, że Luc ją oczarował, to czemu się tak czerwieniła?
- Jasne, że ci wybaczam - odparł. W oczach Faile roz­błysły niebezpieczne iskry. - Chciałem powiedzieć, że nie mam ci nic do wybaczania.
Iskry rozgorzały jeszcze intensywniej. Czego ona odeń wła­ściwie oczekiwała?
- A czy ty mi wybaczysz? Kiedy próbowałem cię prze­gnać, mówiłem rzeczy, których nie powinno się mówić. Czy mi również wybaczysz?
- Ty mówiłeś rzeczy, które wymagają przebaczenia? ­spytała słodko, a on już wiedział, że wpakował się w tarapaty. - Jakoś nie potrafię sobie uzmysłowić, cóż to takiego, ale wezmę to pod rozwagę.
Pod rozwagę? W tym momencie wyraziła się zupełnie jak arystokratka; może jej ojciec pracował dla jakiegoś lorda, dzię­ki czemu miała możność nauczyć się sposobu, w jaki wysła­wiają się damy. Nie miał pojęcia, o co jej chodzi. Niemniej jednak był przekonany, że już wkrótce się dowie, o cokolwiek by chodziło.
Z ulgą wspiął się ponownie na siodło Steppera, w samym środku tego zamieszania, wywołanego zaprzęganiem koni, spo­rami o to, co można, a czego nie można zabrać, gonitwami dzieci za kurami i gęsiami, którym wiązano potem łapy, by można je było zapakować na wozy. Chłopcy już gnali bydło na wschód, inni wyganiali owce z owczarni.
Faile nie uczyniła najmniejszej aluzji do tego, co zostało powiedziane w domu al'Seenów. Co więcej, uśmiechała się do Perrina i na głos porównywała metody hodowania owiec, jakie stosowano tutaj, do tych w Saldaei, a kiedy jedna z dziewcząt przyniosła jej bukiet małych, czerwonych kwiatków, zwanych rumieniczkami, próbowała wpleść kilka z nich w jego brodę, śmiejąc się, gdy próbował ją powstrzymać. Krótko mówiąc, sprawiła, że wyskakiwał ze skóry. Potrzebował jeszcze jednej rozmowy z panem Cauthonem.
- Idź w Światłości - powtórzył pan al'Seen, gdy byli już gotowi do odjazdu - i opiekuj się chłopcami.
Czterech młodych mężczyzn postanowiło się wybrać z ni­mi na koniach o zmierzwionej sierści, ani trochę tak dobrych jak te wierzchowce, na których jechali Tam i Abell. Perrin nie bardzo wiedział, dlaczego to właśnie on ma się nimi opieko­wać. Byli od niego starsi, nawet jeśli tylko odrobinę. Wil al'­Seen i jego kuzyn Ban, jeden z synów Jaka, którego los obda­rzył największym z całej rodziny nosem, oraz dwóch Lewinów, Tell i Dannil, którzy tak mocno przypominali Flanna, że mogli być jego synami, a nie bratankami. Perrin próbował im wybić z głowy ten pomysł, zwłaszcza gdy oświadczyli dobitnie, że chcą pomóc w wyswobadzaniu Cauthonów i Luhhanów z rąk Białych Płaszczy. Prawdopodobnie uważali, że to będzie po­legało na wtargnięciu do obozowiska Synów i zażądaniu, by oddali wszystkich więźniów. "Rzucanie wyzwania" - tak to nazwał Tell, sprawiając, że Perrinowi włosy stanęły dęba. Za dużo opowieści bardów. Za dużo słuchania takich głupców jak Luc. Podejrzewał, że Wil kieruje się innymi powodami, acz­kolwiek ten starał się udawać, że Faile nie istnieje, ale już i tak sporo kramu miał z pozostałymi trzema.
Nikt poza nim nie zgłosił obiekcji. Tam i Abell zdawali się przejmować tylko tym, czy tamci naprawdę wiedzą, jak używać łuków, w które byli uzbrojeni, i czy utrzymają się na koniach, Verin zaś tylko wszystko obserwowała, wprowadza­jąc jakieś notatki do swej małej książeczki. Tomas wyglądał na rozbawionego, a Faile zajęła się wyplataniem wianka z ru­mieniczek, jak się później okazało, przeznaczonego dla Perri­na. Wzdychając, udrapował kwiaty na łęku siodła.
- Zajmę się nimi najlepiej, jak potrafię, panie al'Seen ­obiecał.
W odległości jakiejś mili od farmy al'Seenów uznał, że mógłby już tutaj porzucić jednego lub dwóch, gdy nagle z za­rośli wyłonili się Gaul, Bain i Chiad, sadząc długie susy, by ich dogonić. Porzucić ich na pastwę aielowych włóczni. Wil i jego przyjaciele spojrzeli raz na Aielów i zaczęli pośpiesznie nasadzać strzały; ci, nie gubiąc kroku, uszykowali włócznie w gotowości do rzutu i zasłonili twarze. Wyjaśnienie sprawy trwało kilka dobrych minut. Gaul i obie Panny zdawali się uważać cały epizod za wyśmienity żart, gdy już pojęli, co się stało, i zaśmiewali się na całe gardło, czym Lewinowie i al'­Seenowie mocno się zdenerwowali, podobnie zresztą jak od­kryciem, że ta trójka to Aielowie, wśród których są dwie ko­biety. Wil uśmiechnął się na próbę do Bain i Chiad, po czym wymienili spojrzenia i krótkie ukłony. Perrin nie bardzo wie­dział, co się tu dzieje, ale postanowił, że nie będzie ingerował, chyba że Wil będzie się dopraszał, by mu poderżnięto gardło. Będzie jeszcze czas, by położyć temu kres, na wypadek, gdyby któraś z kobiet Aiel rzeczywiście wyciągnęła nóż. Wil mógłby się dzięki temu nauczyć co nieco na temat uśmiechania.

Powered by MyScript