Obeszli skrzydło budynku, przedarli się przez krzaki bzu i znaleźli się przed ogrodzeniem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
³ S-Wyb¢r drukarki ³³ B-Przesuniþcie do obþoþenia ³³ N-Liczba kopii ³³ U-Wielokrotnoþþ kopii generowana przez ³³ G-Jakoþþ grafiki ³³ T-Jakoþþ...
»
Przez wiÄ™kszÄ… część nastÄ™pnego miesiÄ…ca — czyli od koÅ„ca wrzeÅ›nia, kiedy ucie- kÅ‚yÅ›my, do koÅ„ca października — moja pani wahaÅ‚a siÄ™...
»
spełnienie przez przychodzącego świeżo człowieka, w jego historyczności, posiada ono moc, która budzi, a nie moc, która obdarza, bo ta raczej zwodziłaby...
»
Opisane przez nas dążenie odwrotne — dążenie do przeÅ‚amania skorupy odrÄ™bnoÅ›ci i uwolnienia siÄ™ z wynikajÄ…cych z niej ograniczeÅ„ i izolacji — jest...
»
Tej to duszy przys³uguje istnienie, a poœrednio dopiero cia³u zorganizowanemu przez duszê,podczas gdy zwierzêtom i roœlinom istnienie przys³uguje jako jU¯...
»
zdaniami, ograniczony do związków formalnych lub uwzględniający równieŜ związki treściowe; (2) przez określenie punktu wyjścia i punktu dojścia...
»
obowi¹zuj¹cego w zakresie nie uregulowanym lub niedostatecznie uregulowanym przez prawamiejscowe, który zarazem stapia³ koncepcje prawa rzymskiego i prawa...
»
Krasnoludy ruszyły do przodu zwartą grupą, przez cały czas walcząc z ogarniającą ich rozpaczą, a Hornborin wysoko uniósł rękę z Pierścieniem i ruszył w...
»
Palec Å›rodkowy krzywo wykrÄ™ca przez handlowe Å›ródmieÅ›cie, obok sklepu Herky’s Merkentile & Pharmacy, obok dealera Hondy, u  którego piÄ™trzÄ… siÄ™ i...
»
Drugi element, który bêdzie mia³ wp³yw na polsk¹ politykê celn¹, to system preferencji handlowych, udzielanych przez Uniê Europejsk¹ krajom Afryki, Karaibów i Pacyfiku...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Diana poświeciła. Jednego żelaznego pręta w ogrodzeniu brakowało.
- Wiktor - powiedziała niegłośno Diana. - Teraz pójdziemy ścieżką. Ty będziesz szedł z tyłu. Patrz pod nogi i ani kroku na bok. Zrozumiałeś?
- Zrozumiałem - pokornie powiedział Wiktor. - Krok w lewo, krok w prawo - strzelam.
Diana przelazła pierwsza i poświeciła Wiktorowi. Potem bardzo wolno szli pod górę. To było wschodnie zbocze wzgórza, na którym stało sanatorium. Wokół szumiały pod deszczem niewidzialne drzewa. Raz Diana się poślizgnęła i Wiktor ledwie zdążył złapać ją za ramiona. Niecierpliwie wyrwała się i szła dalej. Co chwila powtarzała: “Patrz pod nogi... Trzymaj się za mną". Wiktor posłusznie patrzył w dół na nogi Diany migające w niepewnym, jasnym kręgu. Początkowo wciąż oczekiwał ciosu w potylicę, prosto w guz, albo czegoś w tym rodzaju, ale potem zdecydował - raczej nie. Nic do niczego nie pasowało. Po prostu, najpewniej zwiał jakiś świr - na przykład Roscheper dostał delirium tremens i trzeba go będzie doprowadzić z powrotem, terroryzując nie nabitym pistoletem...
Diana nagle przystanęła i coś powiedziała, ale jej słowa nie dotarły do świadomości Wiktora, ponieważ nieomal w tej samej sekundzie zobaczył obok ścieżki czyjeś błyszczące oczy, nieruchome, ogromne, patrzące uważnie spod mokrego, wypukłego czoła - tylko czoło i oczy, i nic więcej, ani warg, ani nosa, ani ciała - nic. Wilgotna mokra ciemność i w kręgu światła - błyszczące oczy i nienaturalnie białe czoło.
- Ścierwa - powiedziała Diana ściśniętym głosem. - Wiedziałam. Zezwierzęcone ścierwa.
Padła na kolana, promień latarki ześlizgnął się wzdłuż czarnego ciała i Wiktor zobaczył jakieś lśniące półkoliste żelazo, łańcuch w trawie, a Diana rozkazała “Szybciej Wiktor", a on przysiadł obok niej na pięty i dopiero wtedy zrozumiał, że to potrzask, a w potrzasku - noga człowieka. Oburącz wczepił się w żelazne szczęki, spróbował rozerwać je, poddały się ledwie, ledwie i znowu zatrzasnęły. “Idiota! - krzyknęła Diana. - Pistoletem!" Zacisnął zęby, złapał wygodniej, napiął muskuły tak, że zachrzęściło i szczęki się rozwarły. “Wyciągaj" - powiedział ochryple. Noga znikła, żelazne półkola znowu się zwarły i zacisnęły mu palce. “Potrzymaj latarkę" - powiedziała Diana. “Nie mogę - odpowiedział. - Złapałem się. Wyjmij z kieszeni pistolet..." Diana zaklęła, wsadziła mu rękę do kieszeni. Wiktor znowu otworzył potrzask, Diana wstawiła kolbę pistoletu między szczęki i wtedy się uwolnił.
- Potrzymaj latarkę - powtórzyła Diana - a ja zobaczę co z nogą.
- Kość jest zgruchotana - powiedział z ciemności napięty głos. - Zanieście mnie do sanatorium i wezwijcie samochód.
- Słusznie - powiedziała Diana. - Wiktor, daj mi latarkę i podnieś go.
Poświeciła. Człowiek siedział na tym samym miejscu oparty o pień drzewa. Dolną połowę jego twarzy zasłaniała czarna przepaska. Okularnik, pomyślał Wiktor. Mokrzak. Skąd on się tutaj wziął?
- Bierz go - niecierpliwie powiedziała Diana. - Na plecy.
- Zaraz - odpowiedział. Przypomniał sobie żółte kręgi wokół oczu. Żołądek podszedł mu do gardła. - Zaraz... - przysiadł obok mokrzaka i odwrócił się do niego plecami - proszę mnie objąć za szyję - powiedział.
Mokrzak okazał się chudy i lekki. Nie ruszał się i nawet można było sądzić, że nie oddycha. Nie jęczał, kiedy Wiktor się poślizgnął, ale za każdym razem jego ciałem wstrząsał skurcz. Ścieżka była znacznie bardziej stroma niż Wiktor przypuszczał i kiedy dotarli do ogrodzenia był nieźle zasapany. Trudno było przecisnąć mokrzaka przez dziurę w ogrodzeniu, ale ostatecznie i z tym dali sobie radę.
- Dokąd go teraz? - zapytał Wiktor, kiedy podeszli do wejścia.
- Na razie do holu - odpowiedziała Diana.
- Nie trzeba - tym samym pełnym wysiłku głosem powiedział mokrzak. - Zostawcie mnie tutaj.
- Przecież pada deszcz - zdziwił się Wiktor.
- Niech pan tyle nie gada - powiedział mokrzak. - Zostaję tutaj.
Wiktor zmilczał i zaczai wchodzić po stopniach.
- Zostaw go - po wiedział a Diana. Wiktor zatrzymał się.
- Co do diabła - powiedział - przecież pada deszcz.

Powered by MyScript