Pogodę ducha Rose burzył tylko major, wyraźnie
wstawiony. Oszołomiony nadmiarem trunków opadł na fotel
naprzeciwko Rose i natychmiast zaczął snuć przydługą
historię o tym, jak to rzekomo osobiście usiłował służyć radą
Wellingtonowi w przeddzień Waterloo, prezentując mu garść
wskazówek dotyczących skutecznego dowodzenia.
- Rzecz jasna, moje sugestie zostały zignorowane, przez
co niemal zaprzepaściliśmy szansę na zwycięstwo. I cóż pani
na to?
Nic, chciała powiedzieć Rose, lecz w porę ugryzła się w
język.
- Och, widzę, że piękna pani milczy... Wystarczy się
zastanowić. Gdyby Wellington mnie posłuchał, nie
potrzebowalibyśmy pomocy Prusaków, którzy wyciągnęli nas
z tarapatów. Kwestia warta rozważenia, prawda?
Bynajmniej, pomyślała Rose. Nie była specjalistką od
wojskowości, lecz pojęła, że po wielu kieliszkach major
opowiada niestworzone historie. Na szczęście nie musiała
wymyślać żadnych uprzejmych wymówek, by zakończyć
nudną rozmowę, bowiem Miles Heyward postanowił przyjść
jej z pomocÄ….
- Nadal toczy pan boje pod Waterloo? - spytał.
- Niezbyt ciekawy temat. Przypuszczam, że dama
wolałaby pogawędzić o czym innym.
- Wy, cywile, o niczym nie macie pojęcia - obruszył się
major. - Nie zdajecie sobie sprawy, z jakim poświęceniem
walczyliśmy w ostatnich wojnach.
Rose nie mogła już dłużej wytrzymać.
- Panie majorze, niespecjalnie pan się poświęcał, skoro
siedzi pan tutaj z nami, i to zdrów jak ryba - wypaliła.
Kilkoro innych gości, znużonych wywodami majora, nie
potrafiło opanować śmiechu. W gronie rozbawionych znalazł
się Miles. Doszedł do wniosku, że panna Charlton jest bez
wątpienia rezolutna i w pełni zasługuje na podziw.
Major uświadomił sobie, że nie ma śmiałości
odpowiedzieć damie w taki sposób, w jaki zwróciłby się do
mężczyzny. Ocaliła go żona, mimowolny świadek jego
ostatniej klęski. Wstała i ze słodkim uśmiechem podeszła
bliżej.
- Mój drogi, myślę, że powinieneś udać się na spoczynek.
Twoje dokonania w niedawno toczonych wojnach stały się
przyczyną coraz częściej trapiących cię migren, zwłaszcza w
tak męczące dni jak dzisiaj, kiedy musiałeś jechać z Selby.
W takiej sytuacji major musiał wstać. Wymamrotał pod
nosem coś, co zrozumiała wyłącznie jego żona; najwyraźniej
narzekał na trudy i znoje podróży. Miles odsunął krzesło.
- Cóż, panno Charlton, ma pani ostry język. Major
najwyraźniej pani nie dorównuje.
Sukces w rozmowie z majorem uwolnił Rose od
niepokoju, który odczuwała od czasu pojawienia się Milesa w
zamku Morton.
- Proszę nie drwić ze mnie, sir Milesie. Miałam dość
umizgów majora. Nie muszę teraz wysłuchiwać pańskich
pochlebstw, które, sądząc z naszych dotychczasowych relacji,
sÄ… z gruntu nieszczere.
- Znakomicie. - Miles się uśmiechnął, coraz bardziej
rozbawiony. - Widzę, że nie doceniłem pani podczas naszego
pierwszego spotkania. Komplement jest uzasadniony i na
miejscu.
Rose ledwie wierzyła własnym uszom. Rozpromieniony
Miles zupełnie nie przypominał surowego mężczyzny, którego
zapamiętała.
- Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, lecz był pan
żołnierzem, czyż nie? Walczył pan pod Waterloo. Zapewne
podobnie jak major, z pewnością może pan poszczycić się
swoimi dokonaniami.
- Och, przesada, panno Charlton. Powiedzmy, że nie do
końca jest pani w błędzie, ale też nie dotknęła pani istoty
rzeczy.
- Doprawdy, sir Milesie, nigdy nie ośmieliłabym się
dotykać tej istoty.
A to dopiero! Coraz lepiej. Panna Charlton bez wÄ…tpienia
mogła się poszczycić żywym umysłem, a w dodatku potrafiła
skutecznie zwrócić słowa mężczyzny przeciwko niemu, by go
pogrążyć lub podbić. Pytanie, czego teraz pragnęła? Miles
postanowił to sprawdzić.
- Panno Charlton, niewiele brakowało, bym opowiedział
mojemu przyjacielowi, Anthony'emu Mortonowi, o skandalu
wywołanym pani postępkiem. Śmietanka towarzyska Londynu
nie mówi o niczym innym. Przyznam, że miałem swoje
powody, by panią pogrążyć. Jednak wpadłem na lepszy
pomysł. Zgodzi się pani, że towarzystwo tutaj nie należy do
najbardziej zajmujÄ…cych, dlatego stoczenie z paniÄ… pojedynku,
ze świadomością tego, co o pani wiem, sprawi mi większą
przyjemność niż odwracanie się od pani z odrazą. A jeśli na
koniec obdarzy mnie pani względami, jak wcześniej innych
dżentelmenów, cóż, to dopiero będzie dla mnie nagroda,
prawda?
Podobnie jak w wypadku majora Scrivena, Rose miała
ochotę powiedzieć Milesowi parę słów do słuchu - jak
mawiała jej niania - lecz nie mogła tego uczynić tutaj,
publicznie, w domu kuzynki Izabeli. Przez chwilę wałczyła z
narastającą wściekłością, nie odrywając oczu od drwiącej
miny Milesa.
Nadeszło Boże Narodzenie, czas zamieszania, kiedy
wszystko przewracało się do góry nogami. Król stawał się
sługą, sługa królem. Dlaczego nie miałaby udawać kurtyzany,
za jaką niewątpliwie uważał ją Miles? Przecież to jej nie
odbierze cnoty.
Czyż nie byłby to wyborny żart, gdyby zemściła na nim,
rozkochując go w sobie? A okrutny dowcip polegałby na tym,
że i tak nie obdarzyłaby go swoimi względami. Cóż to za
okropne sformułowanie, sugerujące, że w ostatecznym
rozrachunku mogłaby zostać jego kochanką.
Nigdy nie była kochanką Attercliffe'a. Postanowiła
pozostać panną i dziewicą aż do końca swych dni. Rodzaj
męski nie był jej do niczego potrzebny: co najwyżej mogła się
zabawić kosztem mężczyzny.
Wobec tego uśmiechnęła się i oznajmiła:
- Ależ to wyborny pomysł, sir Milesie. W ten sposób
mamy szansę oszczędzić zażenowania naszym gospodarzom i
sobie, a przy tym nikomu nie stanie się krzywda. Spędzimy
Boże Narodzenie w pokoju, a potem rozstaniemy się bez
problemów.
Nawet jeśli Milesa zdumiała szybka kapitulacja Rose,
niczego nie dał po sobie poznać. Od razu uznał, że to podstęp,
sztuczka uwodzicielki, ale nie zamierzał psuć sobie
|