- Odejdź ode mnie! - wrzasnął Fontaine...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Pewnie zechce pan zobaczyć zwłoki?— Ależ nie! Zwłoki mnie nie interesują...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
Wtedy z nagła ozwał się z niebios cudowny głos, wychwalający mój czyn miłosierny:— Niech mnie wszyscy diabli, synu! To ci będzie policzone!— A niech...
»
Dzwoniono na Angelus, kiedy zjawił się obok mnie wieśniak włoski na ośle swoim i obadwa zdjęliśmy kapelusze, po krótkiej modlitwie wraz przez toż uczestnictwo w...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
Chłopiec przez cały czas obserwował mnie uważnie i chyba odgadł moje myśli, gdyż powiedział: - Ten człowiek był prawdziwym czarownikiem, prawda? O mało...
»
88 — E! — powiada on do mnie ze słodkawą miną...
»
W drodze do Dachau Po aresztowaniu, gdy mnie ciupasem transportowana do obozu koncentracyjnego w Dachau, podróż przedstawiała się w ten sposób, że w...
»
— Posłano mnie tutaj, żebym dowiedział się, czego potrzebujecie — zwrócił się do najstarszej kobiety...
»
— Nie wiem, o co mnie oskarżasz — powiedziała i właściwie nie do końca było to kłamstwem...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Nie podobasz mi się! Gdzie jest nasza pielęgniarka? Co z nią zrobiliście?
Dwaj komandosi przywarli do ziemi u podnóża muru oddzielającego ścieżkę od tropikalnej gęstwiny, po czym odwrócili się i spojrzeli na Jasona. Zrozumiał doskonale wyraz ich twarzy, oświetlonych niesamowitym, różnobarwnym blaskiem; teraz wszystko było w jego rękach. Oni wykonali swoje zadanie, eskortując go i doprowadzając do nieprzyjaciela. Reszta należała do niego.
Niespodziewany rozwój wydarzeń rzadko kiedy napełniał Bourne'a niepokojem, ale tym razem tak właśnie się stało. Czy Fontaine popełnił błąd? Czyżby starzec zapomniał o strażniku i przez pomyłkę wziął go za jednego z ludzi Carlosa? Może pracujący dla Johnny'ego człowiek zareagował zaskoczeniem na pojawienie się niespodziewanych gości, co było całkiem zrozumiałe, a stary Francuz błędnie zinterpretował jego zachowanie? Należało brać pod uwagę taką ewentualność, ale zważywszy na kwalifikacje Fontaine'a i jego bez wątpienia wzmożoną czujność, pomyłka raczej nie wchodziła w grę.
Zaraz potem w umyśle Bourne'a pojawiła się inna myśl, budząca rozpacz i odrazę. A może strażnik został zamordowany lub przekupiony, a na jego miejsce podstawiono innego? Carlos był mistrzem, jeśli chodzi o przekupywanie ludzi. Podobno podczas przygotowań do zabójstwa Anwara Sadata nie oddał nawet jednego strzału, tylko dopilnował, żeby podczas parady prezydentowi Egiptu nie towarzyszyli doświadczeni funkcjonariusze ochrony osobistej, lecz świeżo zwerbowani rekruci. Wydane na to pieniądze zwróciły mu się stokrotnie za sprawą antyizraelskich ugrupowań działających na Bliskim Wschodzie. Jeśli tak było naprawdę, to zadanie, jakie Szakal miał zrealizować na Wyspie Spokoju, musiało być dla niego dziecinną igraszką.
Jason wspiął się na palce, chwycił za krawędź muru i powoli, z ogromnym wysiłkiem wciągnął się na szczyt, przenosząc uchwyt na drugą stronę. Ból w karku odezwał się ze wzmożoną siłą. Kiedy jego głowa wychyliła się ponad krawędź, Bourne znieruchomiał, oszołomiony widokiem.
Fontaine stał jak wryty z otwartymi szeroko ze zdumienia ustami, wpatrując się wybałuszonymi oczami w starego mężczyznę ubranego w lekki, brązowy garnitur, który podszedł do niego i uściskał go serdecznie. Bohater Francji ożył i odepchnął go rozpaczliwie.
- Claude! - z ukrytego w kieszeni Jasona radia dobiegł niedowierzający głos Fontaine'a. - Quelle secousse! Vous etes ici!
- Monseigneur wyświadczył mi tę wielką łaskę - odparł również po francusku mężczyzna. - Mogę zobaczyć po raz ostatni moją siostrę i pocieszyć mego przyjaciela, jej męża. Jestem tutaj, z wami!
- Z nami? On przywiózł cię tutaj? Tak, oczywiście...
- Mam cię do niego zaprowadzić. Chce z tobą rozmawiać.
- Czy ty wiesz, co robisz...? Co zrobiłeś?
- Jestem z tobą i z nią. Tylko to się liczy.
- Ona nie żyje! Ta kobieta zabiła ją wczoraj w nocy. Oboje mieliśmy zginąć!
Wyłącz radio!!! - ryknął bezgłośnie Jason. Wyłącz radio! Ale było już za późno. Drzwi kaplicy otworzyły się i na zalaną blaskiem różnobarwnych świateł ścieżkę wyszedł młody, jasnowłosy mężczyzna o szerokich barach i aroganckich rysach twarzy. Czyżby Szakal szykował już swego następcę?
- Proszę pójść ze mną- odezwał się po francusku grzecznym, ale nie dopuszczającym sprzeciwu tonem. - Ty zostań tutaj - zwrócił się do starca w brązowym garniturze. - Strzelaj, jak tylko usłyszysz coś podejrzanego. Wyjmij pistolet.
- Oui, monsieur.
Jason przyglądał się bezradnie, jak Fontaine znika we wnętrzu kaplicy. W chwilę potem ukryte w kieszeni radio zatrzeszczało głośno, po czym umilkło; zniszczono nadajnik Francuza. Jednak coś było tu nie tak, coś nie pasowało, a może przeciwnie, układało się zbyt symetrycznie... Dlaczego Carlos miałby powtórnie korzystać z tej samej pułapki? Sprowadzenie na wyspę brata żony Fontaine'a było nieoczekiwanym i znakomitym posunięciem, godnym Szakala, potęgującym i tak już ogromne zamieszanie i niepewność, ale żeby jeszcze raz wracać do kaplicy... Było to zbyt uporządkowane i oczywiste, a tym samym niewłaściwe.
A jeśli właśnie dlatego słuszne...? Czyżby na tym miała polegać swoista logika zabójcy, któremu od niemal trzydziestu lat udawało się wodzić za nos służby wywiadowcze niemal wszystkich krajów? "To szaleństwo, on tego nie zrobi!" "Zrobi, właśnie dlatego, że to szaleństwo..." Czy Szakal jest w kaplicy? Jeżeli nie tam, to gdzie? Gdzie tym razem zastawił pułapkę?

Powered by MyScript