Zaczęło padać i zatrzymał się, aby nałożyć kaptur. Obszedł wokół zmoczoną maszynę. Teraz w czasie jazdy zmienił się odgłos wywoływany ruchem. Szszsz-szszsz zastąpiło piski i wycia, woda tryskająca spod przedniego koła opryskiwała mu buty. Wszystko widziane przez gogle wydawało się szare. Nie myślał o Hanie. W całej tej pustce pośród hałasu motoru nie pomyślał o niej. Kiedy pojawiała się w jego wyobraźni jej twarz, zmazywał ją, mocniej ujmował kierownicę, skupiając się na manewrach wymagających koncentracji myśli. Jeśli przypominały mu się czyjeś słowa, były to nazwy miast na mapie tej części Włoch, przez którą przejeżdżał. Czuł w czasie jazdy, że wiezie ze sobą ciało Anglika. Spoczywa ono na zbiorniku paliwa, naprzeciw niego, spalone ciało w jego uścisku, i spogląda mu przez ramię w przeszłość, na przepływający obok nich krajobraz, na włoskie zamki, których już nikt nigdy nie odbuduje. Duch mój, który jest nad tobą, i słowa moje, które włożyłem ci w usta, nie zejdą z twych własnych ust ani z ust twoich dzieci, ani z ust potomków twoich synów*. Głos Anglika recytował mu do ucha Izajasza, tak jak owego popołudnia, kiedy chłopak rozmawiał o proroku pod sklepieniem kaplicy w Rzymie. „Są, oczywiście, setki Izajaszów. Pewnego dnia zechcesz go sobie wyobrazić jako starca - w południowej Francji w klasztorach czci się go jako brodatego i starego człowieka - ale moc zawarta jest nadal tylko w tym jego spojrzeniu”. Anglik recytował w pokoju z malowidłami: Oto Pan da cię zanieść, jak zanoszą kura, i jak codziennie, tak cię podniesie. Koronując ukoronują cię udręczeniem, jak piłkę rzuci cię do ziemi szerokiej i przestronnej*. Jechał w gęstniejącym deszczu. Ponieważ ukochał twarz z owego sklepienia, ukochał też te słowa. Tak jak zawierzył poparzonemu człowiekowi, którym się opiekował, i wyznaczanym jego myślą obszarom ucywilizowania. Izajasz i Jeremiasz, i Salomon znajdowali się w księdze, którą ranny trzymał przy sobie, w jego świętej księdze, cokolwiek bowiem ukochał, wklejał do tej księgi. Pokazał tę księgę saperowi, a saper powiedział: my też mamy Świętą Księgę. Uszczelki gogli zużyły się przez ostatnie miesiące i deszcz wciskał się teraz pod szkła. Mógłby zdjąć gogle, szszsz szszsz jak ustawiczny szum morza w uszach, a skurczone ciało zdrętwiałe i zziębnięte, tylko wyobraźnia przypominała mu o cieple wytwarzanym przez maszynę, do której się przytulał, pędząc przez wioski jak meteor, zostawiając za sobą białą smugę, trwającą pół sekundy wizję przed oczyma. Bo niebiosa jak dym się rozpłyną, a ziemia jak szata zwiotczeje, i mieszkańcy jej jak one zaginą... Bo jak szatę, tak ich robak pożre, a jak wełnę, tak ich mól pogryzie...** Oto tajemnica pustyń rozciągających się od Uweinatu po Hiroszimę. Zdjął gogle wjeżdżając z zakrętu na most na rzece Ofanto. I trzymając je w lewej dłoni wpadł w poślizg. Rzucił gogle i chwycił oburącz kierownicę motocykla, by go wyprowadzić z poślizgu, ale nie spodziewał się metalowego progu przy wjeździe na most, maszyna przewróciła się pod nim. Potoczył się z nią ku środkowi mostu po śliskiej nawierzchni, metal trąc o metal rozrzucał iskry wokół jego rąk i twarzy. Ciężki kanister oderwał się i uderzył go w plecy. Potem on i motocykl przetoczyli się w lewo, gdzie nie było poręczy, i zsunęli z mostu. Peleryna spadła z niego, tak jak wszystko, co było mechaniczne i śmiertelne, i zawisła w powietrzu. Motocykl i żołnierz także zawiśli na chwilę, po czym spadli do wody, metalowa rama przytrzymywana nogami, jak w czasie jazdy wyorująca białą smugę w wodzie, znikająca pod nią wraz z deszczem, również spadającym do rzeki. Jak piłkę rzuci cię do ziemi szerokiej i przestronnej. Jak Patryk trafił do gołębnika, Klaro? Jego oddział zostawił go poparzonego i rannego. Tak że guziki koszuli wtopiły mu się w ciało, stały się cząstką jego skóry na piersi. Piersi, którą całowałam i którą Ty całowałaś. A jak doszło do tego poparzenia? Jak uległ mu on, który umiał wić się jak piskorz albo jak Twoje canoe, jak czarodziej znikać z realnego świata? Ze swą słodką i skomplikowaną niewinnością. Był najbardziej milkliwym z mężczyzn i zawsze się dziwiłam, że kobiety go lubiły. My skłaniamy się zwykle ku mężczyznom rozmownym. Jesteśmy rozumne, mądre, a on bywał często zagubiony, niepewny, zamknięty w sobie.
|