To było straszne - zatrata jakiegokolwiek porządku do tego stopnia, iż uciekinierzy zajęli już galerie i bezkarnie spali między ławkami. W jej mniemaniu równie złe było to, iż ich władcy pozwalali im głodować. Mimo że widok ten powinien cieszyć jej serce - ten pozbawiony ducha motłoch nie będzie w stanie stawić zdecydowanego oporu Corenne, a potem z łatwością da się zaprowadzić właściwy porządek - niemniej jednak nienawidziła go z całej duszy. Większość z otaczających ją, odzianych w łachmany ludzi robiła wrażenie nazbyt apatycznych, by zastanawiać się, cóż pośród nich robi kobieta w czystej, zadbanej, prostej sukni, choć uszytej z prawdziwego jedwabiu. Tym bardziej iż od czasu do czasu trafiali się w tym tłumie mężczyźni i kobiety w ubraniach ongiś bardzo przyzwoitych, które dzisiaj były pobrudzone i wygniecione, może więc rwie odstawała od reszty na tyle, by stanowić wyraźny kontrast. Tych kilku, którzy zdawali się zastanawiać, czy jej ubiór oznacza również złoto w sakiewce, zniechęcał zapewne sugerujący kompetencję w posługiwaniu się bronią sposób, w jaki dzierżyła swoją mocną pałkę. równie wysoką jak ona sama. Tego dnia musiała pójść w pojedynkę i zrezygnować z towarzystwa Strażników oraz nosicieli lektyki. Floran Gelb z pewnością zorientowałby się, gdyby śledziła go w towarzystwie takiej świty. W ostateczności ta suknia z rozciętymi spódnicami zapewniała jej przynajmniej pewną swobodę ruchów. Śledzenie małego człowieczka o szczurzej twarzy było nietrudne, nawet w takiej masie ludzi; czasami jedynie znikał jej z oczu, kiedy akurat drogę zagradzał przypadkowy wóz, ciągniony zresztą częściej przez spoconych, obnażonych do pasa ludzi niż przez zwierzęta. Gelb, wraz ze swymi potężnie zbudowanymi siedmioma lub ośmioma kompanami o ponurych twarzach, zwartą grupką przepychał się przez tłum, wywołując idącą za nimi falę przekleństw. Złościli ją ci ludzie. Gelb miał ponownie spróbować uprowadzenia. Od czasu jak wysłała mu złoto, o które prosił, znalazł trzy kobiety, lecz ich podobieństwo do opisów, jakie posiadała, było czysto przypadkowe. Kręcił jednakże nosem nad każdą, którą odrzuciła. Nigdy nie powinna mu płacić za tę pierwszą, którą porwał prosto z ulicy. Chciwość i wspomnienie złota, które już dostał, najwyraźniej zatarły w jego pamięci ostrą reprymendę, która towarzyszyła wręczaniu sakiewki. Słysząc krzyki za plecami, odwróciła gwałtownie głowę, dłonie mocniej ścisnęły pałkę. Tłum rozstąpił się nieco, otwierając w gęstej ciżbie niewielką przestrzeń, jak zwykle gdy pojawiały się kłopoty. Na ulicy klęczał mężczyzna w pięknym niegdyś, żółtym kaftanie i ściskając wygięte pod nienaturalnym kątem prawe ramię, wydzierał się rozpaczliwie. Pochylona nad nim, otaczająca go opiekuńczo ramionami kobieta, odziana w poszarpaną zieloną suknię, krzyczała coś w ślad za zamaskowanym człowiekiem, który już znikał w tłumie. - On tylko poprosił o datek! Tylko prosił! Tłum pochłonął ich na powrót. Krzywiąc się, Egeanin znów odwrócili głowę. I zamarła, a z jej ust wydobyło się przekleństwo, które ściągnęło na nią kilka zaskoczonych spojrzeń. Gelb i jego kompani zniknęli. Brutalnie odpychając dwie kobiety, które akurat napełniały dzbany, przepchnęła się do małej kamiennej fontanny i ignorując ich oburzone okrzyki, wskoczyła na balustradę. Stąd mogła ogarnąć spojrzeniem całą ciżbę. Zatłoczone ulice biegły we wszystkich kierunkach, wijąc się wśród wzgórz. Niknąc szybko za zakrętami wśród biało tynkowanych budynków, ograniczały jej pole widzenia w najlepszym razie do niecałych stu kroków, ale w ciągu tych kilku chwil Gelb nie mógł odejść dalej. Nagle dostrzegła go, w odległości trzydziestu kroków przed sobą, jak skryty w głębokich drzwiach, wspinając się na palce, patrzył w głąb ulicy. Pozostałych było już łatwo zlokalizować - wsparci o ściany budynków po obu stronach ulicy, starali się, by ich nie zauważono. Nie tylko oni stali pod ścianami, ale z kłębiącej się ludzkiej masy wyraźnie ich wyróżniały twarze - pokryte bliznami, o połamanych nosach, zastygłe w oczekiwaniu. A więc to tutaj wykonywali swoją robotę. Z pewnością tu nikt im nie przeszkodzi, nie bardziej niż w przypadku tamtego człowieka ze złamaną ręką. Ale kogo wypatrywali? Jeżeli Gelb znalazł wreszcie którąś z jej listy, powinna odejść stąd i zaczekać, aż przyjdzie sprzedać jej ową kobietę, zaczekać, aby na koniec przekonać się bez najmniejszych wątpliwości, czy a’dam naprawdę potrafi utrzymać jakąś inną sul'dam oprócz Benthamin. Jednakowoż nie miała najmniejszego zamiaru powtórnie stawać przed wyborem, co właściwie ma zrobić: poderżnąć gardło jakiejś nieszczęsnej kobiecie czy też odesłać ją na targ niewolników?
|