Po fali ataków w dzień Końca Obrotu fanatycy przycichli, ale nie znaczyło to, że nie planują niczego więcej...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
Klaudiusz ochrzcił swoje przysposobione dziecko i nazwał je Quasimodo; może chciał przezto upamiętnić dzień, w którym je znalazł, a może chciał wyrazić...
»
– Na pewno wiesz – sprzeciwił się Andy; rozmowę tę prowadzili pod koniec maja lub na początku czerwca, mniej wiecej w tym czasie, gdy zamknięto na głucho...
»
Protokół TCP zapewnia połączeniową transmisję danych pomiędzy dwoma lub więcej hostami, może obsługiwać wiele strumieni danych, umożliwia...
»
Serwer udzielił mu dostępu do swej pamięci jako Zygmuntowi Sygusiowi, ale w osobistym katalogu Zygmunta Sygusia Robert nie znalazł niczego ciekawego...
»
Należy wspomnieć, że wielu teologów począwszy mniej więcej od XII wieku stworzyło dla dzieci nieochrzczonych ich własne, odpowiednie dla nich piekło...
»
Męczyła się jeszcze więcej swoim położeniem wskutek tego, że nie mogła odosobnić się od ludzi, jak to robiła w Bukowcu po każdej kłótni z ojcem; nie...
»
Ciągła wędrówka przedmiotów z pomieszczeń mieszkalnych przez windę do lombardu w regularnych odstępach wydobywała na światło dzienne coraz więcej...
»
Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...
»
Co więcej, ostatnio kino akcji w wydaniu Hollywood potrzebuje takiego widowiska i tyle przemocy, że graniczy to z bezmyślnością...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Tagetarl nigdy się nie dowiedział, jak błędnie wydrukowane strony z tekstów medycznych, które wydał w zeszłym Obrocie, dostały się w ręce tych drani. Od tej pory, dla bezpieczeństwa, Cech zaczął niszczyć wszystkie odrzuty z prasy drukarskiej.
— Masz rację. Śliczna, solidna brama — stwierdził Cabas i wszedł w krąg światła rzucanego przez lampę na biurku.
Nie był wysoki, a jego twarz o wysokich kościach policzkowych, pokryta brudem i znużona, nigdy nie rzucała się w oczy. Teraz udawał górala z Keroonu — nawet jego zapach o tym świadczył. Niesamowity talent do wtapiania się w otoczenie, imitowania akcentu i intonacji z dowolnego regionu w Pernie, na północy i na południu, czuły snach i bystry wzrok czyniły z niego idealnego obserwatora. Niezwykle sprawny, cyniczny umysł doskonale interpretował wszystkie wiadomości. Cabas przyciągnął nogą stołek i usiadł sobie, jakby nie miał żadnych zmartwień. Pełen wdzięku uśmiech ukazał równe, ładne zęby, a brązowe oczy bystro spoglądały na rozmówcę.
— Nie skorzystałem z bramy. Myślałem, że o tej porze już śpisz, więc wszedłem…
— Znowu po dachu? Któregoś dnia wpadniesz do tkackiego warsztatu.
— Och, to całkiem solidny dach. Tak przy okazji, Ola Rosheen przyleciała sprawdzić, kto idzie, ale kiedy poznała, że oto ja…
— Że to ja — poprawił go bezlitośnie Tagetarl.
— …i Bista, poszła z powrotem do łóżka — Cabas mlasnął językiem. — Bista, przywitaj się z Mistrzem Tagetarlem.
Złote stworzonko, owinięte wokół szyi harfiarza jak drugi szalik, podniosło głowę i mrugnęło do Drukarza zielonymi jak klejnoty oczami.
— Po co siedzisz po nocach? Tagetarl kciukiem wskazał korektą.
— Jeśli kiedyś w podróży trafisz na człowieka, który zna się na pisowni, składni i gramatyce, to mam pracę dla niego albo dla niego. A najlepiej dla nich.
Cabas krótko skinął głową.
— Rozejrzą się.
— Dzięki. A więc co cię sprowadza w moje progi o tej porze nocy?
— Już prawie dzień — poprawił go łagodnie Cabas. — Sprawdzałem to i owo, węszyłem po samotnych gospodarstwach i kupieckich składach, przesiadywałem u kurierów. W Keroonie po górach siedzą różni ludziska, sam wiesz. Niektórzy nie chcą, żeby harfiarze uczyli ich dzieci i żeby uzdrowiciele ich leczyli. Do tego są inni, właściwie wcale niegórale. Tacy, co przyjmują dużo gości i robią w czterech ścianach bardzo ciekawe rzeczy.
Sięgnął do kieszeni i wydobył kartkę papieru, wielokrotnie składaną. Rozwinął ją starannie i pokazał dwa szkice: en face i z profilu
— Pamiętaj, że nie byłem wśród zaproszonych gości, ale znalazłem sobie punkt obserwacyjny i zrobiłem też parę notatek. Zrobię lepszy szkic, jeśli dasz mi porządny papier i węgiel. — Popatrzył prosząco na Tagetarla: — Mistrzu, można papier? Ołówki? Najnowszą wersję atramentu opracowaną przez Assigi?
— Jacy górale?
— Nie, górale. Ludzie mieszkający w górach. Można papier? I ołówki? — podsunął stołek w stronę biurka.
Tagetarl w jednej chwili zebrał kartki, nad którymi pracował i złożył je w zgrabny stosik poza zasięgiem Cabasa. Wyciągnął z szuflady czysty papier i cały zestaw różnych narzędzi do rysowania.
— Siadajże, siadaj! Chcesz klahu, jedzenia, wina?
Cabas złapał w rękę zaostrzony kawałek węgla, przesunął kartki na prawo — był leworęczny — i zaczął szkicować.
— Dziękuję, tak, tak i jeszcze raz tak. I coś dla Bisty. Przyjechaliśmy tu prosto, bez postojów, po kurierskich szlakach. Wiesz, pozwalają mi na to. I dają wskazówki. Porządne chłopy, ci kurierzy. Daj mi coś do jedzenia i picia, stary, nie stój tak z otwartą gębą.
Gdy Tagetarl powrócił, dźwigając cienką tacę i miskę świeżego miesa dla Bisty, Cabas mówił dalej, jakby Drukarz w ogóle nie wychodził.

Powered by MyScript