Pogładziłem Sadzę po pulsującej ciepło szyi...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
teorii grodowej i dworskiej rni si w pogldach na cele, jakie zawiadowcy gospo-darki monarszej mieli na widoku, a wic i na to, jakie rozwizania byy z ich...
»
W rodowisku seminaryjnym, ktrego coraz bardziej nie mg znie, otrzyma on ponadto praktyczn lekcj pogldow, w jaki sposb mona si najskuteczniej - za pomoc...
»
- Dziwne - zacząłem w przerwie między dwiema filiżankami herbaty - jak przyzwyczajenie urabia nasze upodobania i poglądy...
»
Jednak od czasu do czasu popełniają, jak sądzę, wielki błąd i myślę, że Pawełwłaśnie coś takiego zrobił...
»
Stosownie do pogldu wyraonego w orzeczeniu Sdu Najwyszego z dnia 6 listopada 1967 r...
»
Sandy siedziała dokładnie naprzeciwko półleżącego na stoliku Bylightera i wydawało się jej, że na posiniaczonej szyi handlarza, tuż nad niemal...
»
• blaszka przedtchawicza (lamina pretrachealis), obejmuje mięśnie pod-każdy z narządów szyi (np...
»
Bl moe rozprzestrzenia si do plecw, szyi, ramion...
»
- Sądzę, że tak - odparł Ziemianin, gdy stało się jasne, że Lioren nie zamierza się wypowiedzieć...
»
Ton Iana był taki, że Laurę ogarnęło miłe ciepło...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Czekałem. Brus nadal milczał.
— Wiem, nigdy tego nie zaakceptujesz — powiedziałem cicho — ale ja na-
prawdę nie mam wyboru. Taki jestem.
„Wszyscy tacy jesteśmy. — Ślepun uśmiechnął się głupkowato. — No, Serce
Stada, odezwij się do mnie. Przecież będziemy polowali razem”.
„Serce Stada?” — zdumiałem się.
„On zna swoje imię. Cała psiarnia ma go w wielkiej czci. Tak go nazywają
wszystkie psy, kiedy ujadają goniąc zwierzynę. Tak go wołają, kiedy prześcigają się na polowaniu: "Tutaj, Serce Stada, zwierzyna jest tutaj, wytropiłem ją dla ciebie!" Tak wszystkie ujadają i każdy chce pierwszy wyszczekać to jemu. Powiesz, że nigdy ich nie słyszałeś?”
„Chyba starałem się nie słuchać”.
„A szkoda. Po co być głuchym? Po co niemym?”
— Musicie to robić przy mnie? — odezwał się Brus sztywno.
— Wybacz mi, proszę — rzekłem poważnie, świadom, że czuł się rzeczywi-
ście obrażony. Ślepun znowu zachichotał.
Brus nawet na mnie nie spojrzał. Ścisnął Fircyka łydkami i pokłusował na-
przód, do księżnej Ketriken. Po chwili wahania pojechałem za nim. Oficjalnie
zdał przyszłej królowej raport ze wszystkiego, co zrobiliśmy przed opuszczeniem zamku, a ona skinieniem głowy przyjęła meldunek, jakby to był dla niej chleb po-wszedni. Na jej sygnał zostaliśmy zaszczyceni honorowym miejscem tuż za nią,
po lewej, podczas gdy Naparstnica, kapitan straży, podążała po prawej ręce władczyni. Przed świtem dołączyli do nas pozostali żołnierze. Wówczas Naparstnica
kazała na jakiś czas zwolnić tempo, pozwolić zdyszanym wierzchowcom złapać
oddech. Napoiwszy konie w strumieniu, ruszyliśmy w dalszą drogę. Brus ciągle
się do mnie nie odzywał.
Byłem w Zatoce Sieci przed kilku laty, wraz z orszakiem księcia Szczerego.
Wówczas droga zajęła nam pięć dni, ale podróżowaliśmy z wozami i lektyka-
mi, kuglarzami, muzykantami i służbą. Tym razem — na końskich grzbietach,
w żołnierskiej kompanii, nie musieliśmy się trzymać szerokiego nadmorskiego
szlaku. Jedynie pogoda nam nie sprzyjała. Do południa pierwszego dnia chłostał
nas zimowy sztorm. Ciężko nam było jechać także ze względu na świadomość, że
396
porywiste wiatry utrudniają podróż naszym statkom. Gdy droga prowadziła nad samą wodą, wypatrywałem ich na morzu, lecz nie dostrzegłem ani jednego.
Naparstnica narzuciła tempo ostre, ale nie mordercze. Ponieważ nieczęsto od-
poczywaliśmy, zmieniała w drodze krok i pilnowała, by żadnemu koniowi nie
zabrakło wody. Na postojach wierzchowce dostawały śrutę, a jeźdźcy suchy chleb i solone ryby. Jeśli nawet ktoś zauważył ciągnącego naszym śladem wilka, nikt
nic nie powiedział. Dwa dni od wyruszenia z twierdzy świt zastał nas u wejścia do szerokiej rzecznej doliny, otwierającej się na Strażnicę Zatoki.
Miasto stanęło na brzegu Zatoki Sieci. Było domem księcia Rozumnego
i księżnej Gracji, sercem Księstwa Cypla. Wieża strażnicza wznosiła się nieda-
leko. Sama twierdza została zbudowana na płaskim terenie, lecz ufortyfikowana
wałami ziemnymi i fosami. Powiedziano mi kiedyś, że żaden wróg nie przedarł
się za drugi mur obronny. Nie była to już prawda. Zobaczyliśmy obraz zagłady.
Pięć szkarłatnych okrętów nadal tkwiło na plaży. Łodzie Księstwa Cypla,
w większości niewielkie kutry rybackie, teraz podziurawione, spalone wraki, rozrzucone wzdłuż brzegu, podskakiwały bezsilnie na falach. Tu wylądowali Zawy-
spiarze i stąd ruszyli na podbój, a tlące się wraki i poczerniałe domy znaczyły ich drogę niczym ślad zarazy.
Naparstnica stanęła w strzemionach; porównywała obraz rozpościerający się
przed jej oczyma z tym, co wiedziała o mieście, jego najbliższej okolicy i samej twierdzy.
— Zatoka jest płytka i piaszczysta. Odpływ odcina drogę wyjścia. Wpłynęli
za daleko. Jeśli nam się uda zmusić ich do odwrotu, powinniśmy to zrobić w czasie odpływu. Widzę, że przeszli przez miasto jak nóż przez masło; mieszkańcy
pewnie nie bronili się długo, to miasto trudno bronić. Przypuszczam, że wszyscy schronili się w twierdzy, kiedy tylko pojawił się pierwszy szkarłatny kadłub. Wy-gląda mi na to, że Zawyspiarze przedostali się za trzeci mur obronny, ale książę Rozumny powinien móc się utrzymać teraz nieomal w nieskończoność. Czwarty

Powered by MyScript