Popatrzyłam na puste oczodoły drzwi...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mój polistyrenowy kubek do kawy spoczywał zamknięty na małym stoliku obok drzwi, jego zawartość dawno już stała się chłodna i niesmaczna, chyba że ktoś byłby...
»
W praktyce, przy wycieczce tak niewinnej i krótkiej, jaką była wymiana klisz w studzience, ten, który zostawał, mógł, otwarłszy dwoje drzwi - kuchenki i...
»
ROZDZIAŁ SZÓSTYKŁOPOTY W PRALNIZielone frontowe drzwi domu pod numerem trzydziestym drugim przy ulicy Windsor Gardens wolno się uchyliły i w szparze...
»
Nie podejrzewająca niczego Gunnlod otworzyła drzwi na szczycie wielkiego tunelu w skale, który prowadził do komnaty skarbca, gdzie się znajdowali...
»
Skrzynkę z dokumentami wsunąłem pod łóżko, starannie zamknąłem okna i drzwi, i pomaszerowałem do małej restauracyjki, która mieściła się na...
»
Gdy zapukała do drzwi, otworzyło się małe okienko i młoda dziewczyna, blondynka, wysunęła okrągłą wesołą twarzyczkę...
»
Agent, który miał go zawieźć na lotnisko, otworzył drzwi i wszedł do celi...
»
Oczywiście drzwi mojego pokoju tylko na ten moment czekały, żeby się otworzyć...
»
-Tam są jakieś drzwi, ludzie! Z dużym, czerwonym napisem...
»
Ostrożnie odsłoniła firankę z oszklonej części drzwi...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Nie, nie miałam zamiaru tam wchodzić. Postanowiłam spędzić noc na dziedzińcu, pod gołym niebem.
Narwałam naręcze trawy w miejscu, które niegdyś mu­siało być ogrodem. Zrobiłam z niego posłanie. Zjadłam jeszcze trochę jagód, znalazłam także mały strumień i uga­siłam pragnienie, umyłam twarz i ręce, wyczesałam ziemię z włosów i postanowiłam je umyć następnego ranka.
Chciałam zapalić ognisko - miałam przy sobie krzesi­wo - ale nie szukałam drewna. Rozważniej było pozostać w całkowitej ciemności. Nie chciałam szerzej ujawniać swojej obecności. Koty powiedziały, że jest to bezpieczne miejsce, ale nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Ich wrogowie i to, czego ja mogłam się obawiać, w rzeczywis­tości mogły być zupełnie różnymi istotami.
Wyciągnęłam się na posłaniu kładąc ręce pod głowę, popatrzyłam na ciemne niebo i zaczęłam układać plan na jutro. Kot powiedział, że mam zaczekać... nie podobało mi się to wcale... chyba żebym wiedziała, na co czekam. Z drugiej strony, bez przewodnika, zapasów, koni... co innego mogłam zrobić? Wędrować bez celu przez krainę o wiele bardziej niebezpieczną, niż na to z pozoru wy­glądała... to rzeczywiście byłoby głupotą.
Kiedy rozmyślałam nad wydarzeniami, jakie napotkałam na swojej drodze od momentu wyruszenia z Norsdale, musiałam przyznać, że do tej pory wyjątkowo sprzyjało mi szczęście. Spotkanie z Elys i Jervonem... czy to był tylko przypadek? A może trwając w swym uporze pozostania przy Kerovanie wprawiłam w ruch serię wydarzeń łączących się ze sobą i wspomagających zamierzenia nieznanej istoty?
Nieprzyjemnie mieć świadomość, że jest się tylko małym pionkiem w grze rozgrywanej przez silniejszych. Jako dziecko byłam pod władzą mego wuja i Damy Math.
Później sama wydawałam rozkazy, decydowałam o losie wielu ludzi prowadząc uciekinierów z Ithdale w dzikie ostępy Odłogów. Wielokrotnie nie byłam pewna, czy postępuję właściwie. Musiałam jednak podejmować szyb­kie decyzje, dzięki temu uwierzyłam we własne siły i w sie­bie samą.
Mój pan nigdy mi nie rozkazywał, chociaż według prawa Dales byłam jego służącą. Stał przy mnie, pomocny w każ­dej najmniejszej chwili i nigdy nie wydawał rozkazów, chyba że były one trafniejsze. A nawet wówczas raczej sugerował niż bezpośrednio rozkazywał, musiałam najpierw uwierzyć w ich logikę.
Czy to kraina Odłogów i jej upiorne cienie wywołały we mnie brak zdecydowania... poddały pomysł, że nie sama dokonałam wyboru? Od jak dawna istniał ten wpływ w moim życiu?
Czy powstał już dawno temu, gdy mój wuj wybrał mi męża... gdy jako ośmioletnia dziewczynka zostałam po­ślubiona nieznanemu chłopcu? A może wpływ pojawił się z chwilą, gdy mój pan przysłał mi w prezencie Gryfa? A może po ataku najeźdźców na Ithdale? Lub też nasze losy zostały przewidziane w chwili narodzin?
Czy jakakolwiek żywa istota miała prawo wyboru w tej niesamowitej krainie... a może prawdą było to, co powie­działam do Elys, że ludzie urodzeni tutaj otrzymywali nie tylko ludzkie dziedzictwo, byli związani z Mocą bez względu na to, czy tego chcieli, czy nie.
Wiedziałam, że w moim życiu istniał tylko jeden cel, ja i Kerovan powinniśmy stanowić taką jedność, jak Elys i Jervon - każde z nas miało różne umiejętności i talen­ty - razem mogliśmy stanowić potężną całość. Fakt, że Kerovan nie chciał lub nie umiał się do tego przyznać, nie zwalniał mnie z zaniechania prób. Żadne namowy ani czyny nie były mnie w stanie zmienić.
Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jego twarz. Pamię­tałam ją dokładnie przez wszystkie dni mojej wędrówki, od chwili gdy owego poranka w Norsdale odsunął wszystko, co oferowałam, i odjechał. Pamiętałam o nim podczas mojej wędrówki przez podziemne korytarze. Teraz nie mogłam jednak przywołać jego obrazu.
Wspominając Kerovana zapadłam w sen. Była to moja jedyna pociecha.
Było mi gorąco - musiałam zasnąć zbyt blisko ogniska. Próbowałam odsunąć się od źródła ciepła i otworzyłam oczy. Leżałam w pełnym blasku słońca, jego promienie rozpaliły pancerz, który piekł mnie teraz niemiłosiernie. Usiadłam wytrzepując z włosów suchą trawę i rozejrzałam się sennie.
Sądząc z położenia słońca musiałam przespać całą noc i ranek. Wokół, wśród pnączy winorośli fruwały śpiewające ptaki. Dziedziniec był pusty.
Bolało mnie całe ciało. Chociaż pod pancerzem miałam gruby kaftan, brakowało jednak dodatkowej ochrony - podartej w podziemiach koszuli. Ciało swędziało, czułam się brudna niczym włóczęga. Zapragnęłam umyć się i zmie­nić ubranie. Gdybym tylko miała swoje bagaże, które pozostały w obozowisku pochłoniętym przez Thas.

Powered by MyScript