Nie, nie miałam zamiaru tam wchodzić. Postanowiłam spędzić noc na dziedzińcu, pod gołym niebem. Narwałam naręcze trawy w miejscu, które niegdyś musiało być ogrodem. Zrobiłam z niego posłanie. Zjadłam jeszcze trochę jagód, znalazłam także mały strumień i ugasiłam pragnienie, umyłam twarz i ręce, wyczesałam ziemię z włosów i postanowiłam je umyć następnego ranka. Chciałam zapalić ognisko - miałam przy sobie krzesiwo - ale nie szukałam drewna. Rozważniej było pozostać w całkowitej ciemności. Nie chciałam szerzej ujawniać swojej obecności. Koty powiedziały, że jest to bezpieczne miejsce, ale nie miałam zamiaru tego sprawdzać. Ich wrogowie i to, czego ja mogłam się obawiać, w rzeczywistości mogły być zupełnie różnymi istotami. Wyciągnęłam się na posłaniu kładąc ręce pod głowę, popatrzyłam na ciemne niebo i zaczęłam układać plan na jutro. Kot powiedział, że mam zaczekać... nie podobało mi się to wcale... chyba żebym wiedziała, na co czekam. Z drugiej strony, bez przewodnika, zapasów, koni... co innego mogłam zrobić? Wędrować bez celu przez krainę o wiele bardziej niebezpieczną, niż na to z pozoru wyglądała... to rzeczywiście byłoby głupotą. Kiedy rozmyślałam nad wydarzeniami, jakie napotkałam na swojej drodze od momentu wyruszenia z Norsdale, musiałam przyznać, że do tej pory wyjątkowo sprzyjało mi szczęście. Spotkanie z Elys i Jervonem... czy to był tylko przypadek? A może trwając w swym uporze pozostania przy Kerovanie wprawiłam w ruch serię wydarzeń łączących się ze sobą i wspomagających zamierzenia nieznanej istoty? Nieprzyjemnie mieć świadomość, że jest się tylko małym pionkiem w grze rozgrywanej przez silniejszych. Jako dziecko byłam pod władzą mego wuja i Damy Math. Później sama wydawałam rozkazy, decydowałam o losie wielu ludzi prowadząc uciekinierów z Ithdale w dzikie ostępy Odłogów. Wielokrotnie nie byłam pewna, czy postępuję właściwie. Musiałam jednak podejmować szybkie decyzje, dzięki temu uwierzyłam we własne siły i w siebie samą. Mój pan nigdy mi nie rozkazywał, chociaż według prawa Dales byłam jego służącą. Stał przy mnie, pomocny w każdej najmniejszej chwili i nigdy nie wydawał rozkazów, chyba że były one trafniejsze. A nawet wówczas raczej sugerował niż bezpośrednio rozkazywał, musiałam najpierw uwierzyć w ich logikę. Czy to kraina Odłogów i jej upiorne cienie wywołały we mnie brak zdecydowania... poddały pomysł, że nie sama dokonałam wyboru? Od jak dawna istniał ten wpływ w moim życiu? Czy powstał już dawno temu, gdy mój wuj wybrał mi męża... gdy jako ośmioletnia dziewczynka zostałam poślubiona nieznanemu chłopcu? A może wpływ pojawił się z chwilą, gdy mój pan przysłał mi w prezencie Gryfa? A może po ataku najeźdźców na Ithdale? Lub też nasze losy zostały przewidziane w chwili narodzin? Czy jakakolwiek żywa istota miała prawo wyboru w tej niesamowitej krainie... a może prawdą było to, co powiedziałam do Elys, że ludzie urodzeni tutaj otrzymywali nie tylko ludzkie dziedzictwo, byli związani z Mocą bez względu na to, czy tego chcieli, czy nie. Wiedziałam, że w moim życiu istniał tylko jeden cel, ja i Kerovan powinniśmy stanowić taką jedność, jak Elys i Jervon - każde z nas miało różne umiejętności i talenty - razem mogliśmy stanowić potężną całość. Fakt, że Kerovan nie chciał lub nie umiał się do tego przyznać, nie zwalniał mnie z zaniechania prób. Żadne namowy ani czyny nie były mnie w stanie zmienić. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jego twarz. Pamiętałam ją dokładnie przez wszystkie dni mojej wędrówki, od chwili gdy owego poranka w Norsdale odsunął wszystko, co oferowałam, i odjechał. Pamiętałam o nim podczas mojej wędrówki przez podziemne korytarze. Teraz nie mogłam jednak przywołać jego obrazu. Wspominając Kerovana zapadłam w sen. Była to moja jedyna pociecha. Było mi gorąco - musiałam zasnąć zbyt blisko ogniska. Próbowałam odsunąć się od źródła ciepła i otworzyłam oczy. Leżałam w pełnym blasku słońca, jego promienie rozpaliły pancerz, który piekł mnie teraz niemiłosiernie. Usiadłam wytrzepując z włosów suchą trawę i rozejrzałam się sennie. Sądząc z położenia słońca musiałam przespać całą noc i ranek. Wokół, wśród pnączy winorośli fruwały śpiewające ptaki. Dziedziniec był pusty. Bolało mnie całe ciało. Chociaż pod pancerzem miałam gruby kaftan, brakowało jednak dodatkowej ochrony - podartej w podziemiach koszuli. Ciało swędziało, czułam się brudna niczym włóczęga. Zapragnęłam umyć się i zmienić ubranie. Gdybym tylko miała swoje bagaże, które pozostały w obozowisku pochłoniętym przez Thas.
|