Potem drugi, trochÄ™ dalej...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Otóż — wracajÄ…c do jÄ™zyka — ma siÄ™ on do sfery znaczeÅ„ tak, jak siÄ™ ma koÅ›ciec do sfery życiowych procesów, najpierw powstawaÅ‚y znaczenia, a potem...
»
W przyjaźni żyją z sobą i tacy dwaj, chociaż już nie tak jak tamci, zarówno wtedy, kiedy ich miłość łączy, jak i potem, kiedy ich miłość przeminie...
»
— Czy to ojciec? — pytam potem...
»
Gdy to uczyniÅ‚, dwadzieÅ›cia potworów krzyknęło jed­nym gÅ‚osem, umarÅ‚o, rozpadÅ‚o siÄ™, a potem narodziÅ‚o po­nownie, już pod/nad i nad/pod...
»
Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...
»
Otworzyło się drugie okno, potem następne i następne...
»
Potem rzucił się w drugą stronę, z gardła wydobył mu się jęk i jakaś ciecz; konwulsje; żółta i lepka ciecz...
»
CaÅ‚y paryski wielki Å›wiat, a także półświatek, naj­pierw siÄ™ zdziwiÅ‚, potem nie uwierzyÅ‚, a wreszcie pogodziÅ‚ siÄ™ z tÄ… osobliwÄ… odmianÄ…...
»
Potem przybył Kurik z ludźmi Delady i najemnicy wycofali się, broniąc korytarza prowadzącego do wylotu akweduktu, którym uciekł Martel z Anniasem...
»
zajmowa³o ni¿ zwyk³¹ maszynk¹ i po ka¿dym goleniu mia³em twarz pozacinan¹, ¿enie mog³em siê potem w pracy opêdziæ od natrêtnych pytañ, co siê sta³o...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Nieważne, jak bardzo jesteś zmęczony - perspektywa śmierci od
kuli jest bardzo motywująca. Odwróciłam się i z wysiłkiem zaczęłam pokonywać ostatni
odcinek dzielący mnie od szczytu, przebierając nogami, jakby były na baterie. Dotarłam na
wierzchołek w tej samej chwili co Homer. Przeskoczyłam na drugą stronę, ale natychmiast się
odwróciłam i podpełzłam z powrotem, by zobaczyć, co się dzieje.
Kevin i Fi, zdyszani, zrozpaczeni, z wytrzeszczonymi oczami, dotarli na szczyt i
minęli mnie. Do podnóża zbliżali się pierwsi dorośli. Czterech już zaczęło wspinaczkę, ale
gdy tylko na nich spojrzałam, zatrzymali się i wszyscy równocześnie - zupełnie jakby to
ćwiczyli - odwrócili się i zaczęli krzyczeć do tych, którzy zostali w tyle. Domyśliłam się, co
się dzieje. Co najmniej jeden z uzbrojonych mężczyzn strzelał, narażając na
niebezpieczeństwo tych, którzy ruszyli w pościg. Nic dziwnego, że się zatrzymali. Byłam
wniebowzięta. Dla odmiany poczuli smak własnego lekarstwa.
Nie mogłam tak po prostu leżeć i patrzeć. Fi już mnie wołała. Podniosłam się i
pobiegłam za przyjaciółmi. Pędzili w stronę zarośli. Biegłam najszybciej, jak umiałam. Lasek
był młody, gdzieniegdzie rosły kępy drzew, lecz mnóstwo innych stało samotnie pośród żółtej
trawy. Zauważyłam też kilka dobrych miejsc na pastwiska, nawodnionych przez źródełka.
Tym razem prowadził Homer, który wiódł nas ku jedynej gęstej kępie zarośli. Nie
byłam pewna, czy to najlepszy pomysł.
- Stop! Zaczekajcie! - krzyknęłam.
Zrobili to niezbyt chętnie, ale przystanęli i odwrócili się, by zobaczyć, o co mi chodzi.
Dogoniłam ich, ale tak ciężko dyszałam i byłam tak przerażona, że ledwie mogłam mówić.
- Zaczekajcie - powtórzyłam. - Ta kryjówka jest tak oczywista, że od razu zaczną nas
tam szukać.
Zobaczyłam, jak na ich twarze zaczyna się wkradać wahanie, brak zdecydowania.
- Ale poza tym nie ma gdzie się schować - powiedział Homer.
- Jeśli pobiegniemy tam, jesteśmy ugotowani.
- W takim razie dokąd mamy iść?
- Oddalmy siÄ™ stÄ…d najbardziej, jak siÄ™ da. Nie od razu rozpocznÄ… poszukiwania.
Zanim to zrobiÄ…, ucieknijmy jak najdalej.
Nie spierali się. Nie było czasu na kłótnie. Znowu objęłam dowodzenie i pobiegłam
przez rzadki las, cały czas szukając pomysłu, jakiejś wskazówki dotyczącej tego, dokąd uciec
i co robić. Nie nasuwały się żadne oczywiste rozwiązania. To był typowy, niezbyt gęsty las.
Każde sto metrów wyglądało tak samo jak inne sto metrów. Zakładałam, że mamy co
najmniej minutę, może dwie. Ale co z tego? Teraz wzywają pewnie helikoptery i żołnierzy.
Lotnisko jest tak blisko, że zjawią się lada chwila. Mogliby otoczyć cały teren w pół godziny,
prawdopodobnie nawet szybciej. Nie było sensu szukać miejsca, które zapewniłoby nam
bezpieczeństwo przez kilka minut. Musieliśmy znaleźć takie, które byłoby bezpieczne tak
długo, jak długo będą nas ścigać... może cały dzień, może dwa, może trzy.
Dotarliśmy do ogrodzenia i z wysiłkiem przeszliśmy na drugą stronę. Okolica w
zasadzie się nie zmieniła, lecz wśród drzew pasło się małe stado koni. Podniosły łby,
zaskoczone i zaciekawione. Nie uciekły, jak można by się spodziewać. Parę z nich podeszło
nawet trochę bliżej. Poczułam przypływ czułości do tych zwierząt, falę tęsknoty, która
nakazywała mi pogłaskać je po chrapach i podstawić dłoń do skubania. Jednak uciekaliśmy
przez własne ziemie jak przestępcy, uciekaliśmy przed kulami, by ocalić życie.
W filmie znaleźlibyśmy ukrytą jaskinię, w której moglibyśmy się schować. Albo Sam
i pułkownik Finley przylecieliby po nas helikopterem. Tutaj nie było jednak tak łatwo. Ale
byłam zdesperowana. Cokolwiek miało nas spotkać, nie chciałam zostać ponownie złapana.

Powered by MyScript