Nieważne, jak bardzo jesteś zmęczony - perspektywa śmierci od
kuli jest bardzo motywująca. Odwróciłam się i z wysiłkiem zaczęłam pokonywać ostatni
odcinek dzielący mnie od szczytu, przebierając nogami, jakby były na baterie. Dotarłam na
wierzchołek w tej samej chwili co Homer. Przeskoczyłam na drugą stronę, ale natychmiast się
odwróciłam i podpełzłam z powrotem, by zobaczyć, co się dzieje.
Kevin i Fi, zdyszani, zrozpaczeni, z wytrzeszczonymi oczami, dotarli na szczyt i
minęli mnie. Do podnóża zbliżali się pierwsi dorośli. Czterech już zaczęło wspinaczkę, ale
gdy tylko na nich spojrzałam, zatrzymali się i wszyscy równocześnie - zupełnie jakby to
ćwiczyli - odwrócili się i zaczęli krzyczeć do tych, którzy zostali w tyle. Domyśliłam się, co
się dzieje. Co najmniej jeden z uzbrojonych mężczyzn strzelał, narażając na
niebezpieczeństwo tych, którzy ruszyli w pościg. Nic dziwnego, że się zatrzymali. Byłam
wniebowzięta. Dla odmiany poczuli smak własnego lekarstwa.
Nie mogłam tak po prostu leżeć i patrzeć. Fi już mnie wołała. Podniosłam się i
pobiegłam za przyjaciółmi. Pędzili w stronę zarośli. Biegłam najszybciej, jak umiałam. Lasek
był młody, gdzieniegdzie rosły kępy drzew, lecz mnóstwo innych stało samotnie pośród żółtej
trawy. Zauważyłam też kilka dobrych miejsc na pastwiska, nawodnionych przez źródełka.
Tym razem prowadził Homer, który wiódł nas ku jedynej gęstej kępie zarośli. Nie
byłam pewna, czy to najlepszy pomysł.
- Stop! Zaczekajcie! - krzyknęłam.
Zrobili to niezbyt chętnie, ale przystanęli i odwrócili się, by zobaczyć, o co mi chodzi.
Dogoniłam ich, ale tak ciężko dyszałam i byłam tak przerażona, że ledwie mogłam mówić.
- Zaczekajcie - powtórzyłam. - Ta kryjówka jest tak oczywista, że od razu zaczną nas
tam szukać.
Zobaczyłam, jak na ich twarze zaczyna się wkradać wahanie, brak zdecydowania.
- Ale poza tym nie ma gdzie się schować - powiedział Homer.
- Jeśli pobiegniemy tam, jesteśmy ugotowani.
- W takim razie dokąd mamy iść?
- Oddalmy siÄ™ stÄ…d najbardziej, jak siÄ™ da. Nie od razu rozpocznÄ… poszukiwania.
Zanim to zrobiÄ…, ucieknijmy jak najdalej.
Nie spierali się. Nie było czasu na kłótnie. Znowu objęłam dowodzenie i pobiegłam
przez rzadki las, cały czas szukając pomysłu, jakiejś wskazówki dotyczącej tego, dokąd uciec
i co robić. Nie nasuwały się żadne oczywiste rozwiązania. To był typowy, niezbyt gęsty las.
Każde sto metrów wyglądało tak samo jak inne sto metrów. Zakładałam, że mamy co
najmniej minutę, może dwie. Ale co z tego? Teraz wzywają pewnie helikoptery i żołnierzy.
Lotnisko jest tak blisko, że zjawią się lada chwila. Mogliby otoczyć cały teren w pół godziny,
prawdopodobnie nawet szybciej. Nie było sensu szukać miejsca, które zapewniłoby nam
bezpieczeństwo przez kilka minut. Musieliśmy znaleźć takie, które byłoby bezpieczne tak
długo, jak długo będą nas ścigać... może cały dzień, może dwa, może trzy.
Dotarliśmy do ogrodzenia i z wysiłkiem przeszliśmy na drugą stronę. Okolica w
zasadzie się nie zmieniła, lecz wśród drzew pasło się małe stado koni. Podniosły łby,
zaskoczone i zaciekawione. Nie uciekły, jak można by się spodziewać. Parę z nich podeszło
nawet trochę bliżej. Poczułam przypływ czułości do tych zwierząt, falę tęsknoty, która
nakazywała mi pogłaskać je po chrapach i podstawić dłoń do skubania. Jednak uciekaliśmy
przez własne ziemie jak przestępcy, uciekaliśmy przed kulami, by ocalić życie.
W filmie znaleźlibyśmy ukrytą jaskinię, w której moglibyśmy się schować. Albo Sam
i pułkownik Finley przylecieliby po nas helikopterem. Tutaj nie było jednak tak łatwo. Ale
byłam zdesperowana. Cokolwiek miało nas spotkać, nie chciałam zostać ponownie złapana.
|