potem się napił...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Otóż — wracajÄ…c do jÄ™zyka — ma siÄ™ on do sfery znaczeÅ„ tak, jak siÄ™ ma koÅ›ciec do sfery życiowych procesów, najpierw powstawaÅ‚y znaczenia, a potem...
»
W przyjaźni żyją z sobą i tacy dwaj, chociaż już nie tak jak tamci, zarówno wtedy, kiedy ich miłość łączy, jak i potem, kiedy ich miłość przeminie...
»
— Czy to ojciec? — pytam potem...
»
Gdy to uczyniÅ‚, dwadzieÅ›cia potworów krzyknęło jed­nym gÅ‚osem, umarÅ‚o, rozpadÅ‚o siÄ™, a potem narodziÅ‚o po­nownie, już pod/nad i nad/pod...
»
Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...
»
Otworzyło się drugie okno, potem następne i następne...
»
Potem rzucił się w drugą stronę, z gardła wydobył mu się jęk i jakaś ciecz; konwulsje; żółta i lepka ciecz...
»
CaÅ‚y paryski wielki Å›wiat, a także półświatek, naj­pierw siÄ™ zdziwiÅ‚, potem nie uwierzyÅ‚, a wreszcie pogodziÅ‚ siÄ™ z tÄ… osobliwÄ… odmianÄ…...
»
Potem przybył Kurik z ludźmi Delady i najemnicy wycofali się, broniąc korytarza prowadzącego do wylotu akweduktu, którym uciekł Martel z Anniasem...
»
zajmowa³o ni¿ zwyk³¹ maszynk¹ i po ka¿dym goleniu mia³em twarz pozacinan¹, ¿enie mog³em siê potem w pracy opêdziæ od natrêtnych pytañ, co siê sta³o...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Pragnął ucieczki i niepamięci równie mocno jak Hosejn. Przyjrzał się
kuzynowi. Nadal miał twardą, zaciętą twarz członka Gwardii Rewolucyjnej, ale oczy zrobiły się miękkie. Gnił od środka. Nie zostało mu do roboty nic oprócz picia i pielęgnowania nienawiści. Wreszcie popełni błąd i zniszczą go do końca. Hosejn nie potrafił żyć w
kłamstwie. To był jego problem. Naprawdę wierzył w rewolucję, a teraz, kiedy go zdradziła, nie wiedział, co ze sobą zrobić.
Jeździli jakiś czas po mieście zielonym peugeotem Hosej-na, przedzierając się przez korki w alei Vali Asr i przyglądając się pięknym dziewczynom na chodnikach. Jakimś cudem
potrafiły wyglądać seksownie nawet w czadorach i chustach. Te śmielsze nosiły szpilki, więc ich nogi były długie, a pośladki kołysały się zmysłowo. Oglądały Fashion TV w pirackiej telewizji satelitarnej, więc umiały chodzić jak modelki. Chłopcy też oglądali ten kanał i onanizowali się, kiedy pokazywano bieliznę i kostiumy kąpielowe.
- Chcę kobiety - powiedział Hosejn. Był już dobrze pijany. Skończyli pierwszą butelkę
samogonu i zaczęli drugą.
- Chcesz też dostać choroby? - spytał młody człowiek. -Bo to idzie w parze.
- Co się z tobą dzieje? Byłeś w Kazwin, czy co? - To była obraza. Irańczycy często żartowali, że wszyscy mieszkańcy Kazwin, miasta na północny zachód od Teheranu, są
homoseksualistami.
- Pierdol się, drogi kuzynie - powiedział młody naukowiec. - Pojedziemy, gdzie zechcesz.
Hosejn zatrzymał się przy małej kawiarni Le Gentil na ulicy Gandhiego, kilka przecznic od Vali Asr. Powiedział, że tam zawsze są ładne dziewczęta - zagraniczne, co oznaczało, że może będą chciały się zabawić. Ale kiedy weszli, przy stolikach siedziały pary, a nieliczne samotne kobiety odsuwały się od nich. Hosejn wciąż za bardzo przypominał członka Gwardii Rewolucyjnej. Chciał być buntownikiem, ale nadal wyglądał jak żołnierz Allaha. Poszedł do samochodu, żeby wypalić opium. Kiedy wrócił, mówił za szybko i zdecydowanie za głośno.
- Wypierdolili mnie, wiesz o tym! Mogą sobie nasrać na brody, jeśli o mnie chodzi.
- Ciii - szepnął młody naukowiec. - Oczywiście, że wiem, ale nie krzycz. Nigdy nie wiadomo, kto słucha, nawet w takim gherti miejscu.
- Wypierdolili mnie - powtórzył Hosejn. - Robiłem wszystko, co mi kazali. Więcej, niż mi kazali. Nikt nie przestrzegał wskazówek imama lepiej niż ja. Nikt nie wyczuwał krwi
męczenników tak jak ja. Ale mnie wypierdolili.
- Hayf - powiedział młody człowiek. Wstyd. - Źle zrobili. Wszyscy o tym wiedzą. Ale musisz się z tym pogodzić i żyć dalej, kuzynie.
- Czy wiesz, dlaczego straciłem stanowisko? Bo przyłapałem ich na kradzieży. Taki był
powód. Gdyby nie to, nadal byłbym pułkownikiem i mówiłbym im, co mają robić. To psy!
Pedar-sag. Synowie psów. Nie, są gównem psów na moich butach!
- Kesafat! - mruknęła kobieta przy sąsiednim stoliku. Brudas. Nie podobało jej się sąsiedztwo niechlujnego, głośnego pasdarana.
- Ciiii! - powtórzył młody człowiek. Zachowanie kuzyna zaczęło go niepokoić. Policja ma informatorów nawet w kawiarniach.
- Tak, to właśnie zrobiłem - perorował dalej Husejn. -Przyłapałem ich na kradzieży. Nasza firma była... wiesz, ci-cho-sza. Robiła interesy za granicą. Nie muszę ci mówić... sam wiesz.
Więc myśleli, że mogą zbijać forsę i nikt nie zauważy. Ale ja zauważyłem. I próbowałem ich powstrzymać. A teraz...
Urwał. Znów ogarnęła go rozpacz.
- A teraz powinieneś iść do domu - oznajmił młody człowiek.
Ale Hosejn go zignorował. Pochylił się nad stolikiem i zaczął szeptać chrapliwie prosto w ucho kuzyna. Jego oddech cuchnął alkoholem.
- Myślisz, że dostałbym pracę w Ameryce? Albo w Niemczech, wszystko jedno.
- Jasne. O ile siÄ™ tam dostaniesz.
- Właśnie o tym mówię, kuzynie. Pomożesz mi? Moja laska została złamana. Nikt mi nie
pomoże prócz ciebie.
Tego właśnie młody człowiek obawiał się najbardziej. Że kuzyn będzie próbował
wykorzystać go do ucieczki. Próba udzielenia jakiejkolwiek pomocy zrujnowanemu byłemu

Powered by MyScript