- Chyba chciał zobaczyć się ze mną - odezwał się Marsalis, wstając po raz pierwszy od chwili napadu. Ziewnął potężnie. Norton spojrzał na niego z niechęcią. - Wszystko z twojego powodu, co? - Tom, policja już go opadła. - Sevgi stanęła w jego obronie. - Dowodzący detektyw prawie olał Ortiza, chciał tylko rozmawiać o tym, czemu mamy na ulicy trzynastkę bez licencji. - Jasne. - Norton ustawił się do nowego zadania. - Jak się nazywa ten detektyw? - Williamson. Z Dwudziestej Ósmej. - Pogadam z nim. - Już z nim gadałam. Nie o to mi chodziło. Myślę, że możemy to ładniej rozegrać, jeśli pozwolimy im myśleć, że to był napad na Ortiza. - A myślisz, że nie był? - Norton zamrugał. Wskazał na jednego z martwych zabójców. - Sev, to ekipa rolkarzy. Siedzenie wozu w ruchu to standardowy sposób działania gangu. Dziesięć, dwanaście zabójstw rocznie dokładnie w taki sposób. Czego więcej się w tym dopatrujesz? Sevgi kiwnęła w stronę Marsalisa. - Och, daj spokój, Sev. Nie mówisz poważnie. Jesteśmy w mieście niecały dzień. Kto wie, że tu przyjechaliśmy? - Tom, w drugą stronę to też nie ma sensu. Ci faceci byli z ulicy. Naprawdę podstawowa grupa uderzeniowa. Czemu mieliby atakować kogoś z poziomu pięćdziesiątego piętra, jak Ortiz? Facet nie poznałby ulicy, nawet gdyby ugryzła go w tyłek. - Właśnie to zrobiła - cierpko wtrącił Marsalis. Norton posłał mu ciężkie spojrzenie. Sevgi wkroczyła między nich. - Słuchaj, cokolwiek się tu stało, mamy zdecydowanie nadmiarową publiczność, której nie potrzebowaliśmy już na Florydzie. Nie powtarzajmy tego ćwiczenia. Poproś gliny, żeby wyciszyli wątek trzynastki, dopilnuj, żeby nie złapały go media. Dla potrzeb widowni Marsalis może być po prostu jeszcze jednym ochroniarzem INKOL, którego tożsamość została utajniona, by mógł kontynuować swoją pracę. - Tak - cierpko potwierdził Norton. - W przeciwieństwie do bycia niebezpiecznym socjopata, który jak dotąd niczego jeszcze dla nas nie zrobił. - Tom... Marsalis się wyszczerzył. Przypominało to naprężenie mięśni. - No cóż, ocaliłem ci życie partnerki. To się liczy? - Na ile mogę stwierdzić, po prostu ocaliłeś własną skórę, osiągając przy tym trochę dodatkowych korzyści. Sevgi, jeśli ten Williamson zamierza marudzić na naszego kumpla, lepiej będzie, jeśli oboje stąd znikniecie. - Całkiem dobry pomysł. Głos Marsalisa zabrzmiał życzliwie, ale coś w nim zmusiło Sevgi do spojrzenia na niego. Przypomniał jej się sposób, w jaki patrzył za uciekającym zabójcą, brzmienie jego głosu, gdy powiedział: „Ale jak tylko przyjedzie tu karetka, lepiej zabierz mnie do INKOL, żebyśmy mogli zacząć pracę nad ustalaniem faktów”. W sposobie, w jaki to ujął, zabrzmiała jakaś ostateczność, jak cisza po pojedynczym wystrzale. Teraz nagle zaczęła się bać o Toma Nortona i jego lekceważącą nonszalancję. - Też mi się to podoba - rzuciła pospiesznie. - Tom, czy możemy w INKOL podpiąć się do n-dżina z „Horkan’s Pride”? Uruchomić bezpośredni interfejs? Norton dziwnie na nią popatrzył, przeniósł wzrok na stojącego obok murzyna, potem znów na nią. Wzruszył ramionami. - Tak, przypuszczam, że moglibyśmy. Ale po jaką cholerę? MIT dała nam już zapisy. - Zwrócił się bezpośrednio do Marsalisa. - Są dostępne w biurze. Możesz je przejrzeć, jeśli chcesz. - Ale nie chcę. - Marsalis uśmiechał się łagodnie w sposób, który zmroził Sevgi. - Chcę za to porozmawiać z n-dżinnem „Horkan’s Pride”, Tom. Norton zesztywniał. - Nagle stałeś się ekspertem od psychologii sztucznych inteligencji? - Nie, jestem ekspertem w polowaniu na wariant trzynasty i ich zabijaniu. Dlatego mnie zatrudniliście, pamiętasz? - Tak, i nie wydaje ci się, że to cenne doświadczenie mogłoby... - Tom! - ... zostać lepiej wykorzystane przez zapoznanie się z miejscami zbrodni, z którymi chcemy skończyć? Murzyn wciąż się uśmiechał. Wciąż stał rozluźniony w odległości, która - jak Sevgi nagle zrozumiała - mieściła się tuż za granicą łatwego sięgnięcia do Nortona. - Nie, nie uważam. - Tom, dość tego. Do cholery, co jest dziś z tobą nie ta... - Nie tak jest to, Sev, że... Głośne, ostentacyjne odchrząknięcie. Oboje urwali i przenieśli spojrzenia na Marsalisa. - Nie rozumiecie - powiedział cicho.
|