Potem Gorbash zdołał
wznieść swój głos ponad inne i samą siłą swych płuc stłumił panujący zgiełk. Jeden po drugim smoki umilkły i Gorbash pozostał jako jedyny mówca.
- Pomału! Zaczekajcie! - ryknął w świeżo zapadłej ciszy. - Jesteśmy smokami z Cliffside
czy jakąś tam bandą błotnych... to znaczy niesforną zgrają innych smoków?
- To już lepiej - mruknął Secoh teatralnym szeptem. Gorbash udał, że nie słyszy tej
uwagi.
- Ten oto Secoh ma pełne prawo mówić! - obwieścił Gorbash. - Ostatecznie, tak jak
mówi, rzeczywiście był pod Twierdzą Loathly. Sam widziałem, jak pomagał memu stryjecznemu dziadkowi, nieodżałowanemu wielkiemu Smrgolowi, pokonać zdrajcę Bryagha. Nie
zapominajcie, że my wszyscy, każdy smok tu obecny i każdy jerzy w tej okolicy, my wszyscy zyskaliśmy na tej walce. Gdybyśmy nie wygrali, Ciemne Moce dosięgłyby i dotknęły wielu
rzeczy i istot, możliwe, że nawet nas tu, na urwisku. Moglibyśmy skończyć jak bł... jak bracia Secoha.
Wśród smoków zapanowało niespokojne poruszenie, ale żaden się nie odezwał.
- Tak więc oznacza to, że Jim i - oczywiście - Secoh zasługują na wysłuchanie. Co
zdecydujemy, to już zupełnie inna sprawa. Ale najpierw wszyscy powinniśmy ich wysłuchać.
Może Ciemne Moce próbują dopaść nas od strony Francji. Czy któryś z was o tym pomyślał?
Smoki z Cliffside już nie tylko wierciły się, ale również pomrukiwały niespokojnie.
- Zgadza się! - powiedział Secoh. - A wszyscy wiemy, że sami nie mamy żadnej
możliwości obrony przeciw Ciemnym Mocom. Tylko Jerzy i ich czarodzieje mieli kiedykolwiek trochę szczęścia, spotykając się z nimi twarzą w twarz. Ale oto mamy sporo szczęścia, bo jednym z nas jest nie tylko smok, ale także jerzy i nie tylko jerzy, ale i Mag.
Odkaszlnął, z odrobiną zakłopotania.
- To znaczy początkujący Mag - wtrącił dość pośpiesznie - w każdym razie ktoś, kto wie,
jak posługiwać się Magią. - Zwrócił się do Jima: - Pokaż im, Jamesie. Zmień się w Jerzego i z powrotem w smoka.
Jim podziękował swojej szczęśliwej gwieździe za to, że
Secoh wybrał to, co Jim najlepiej opanował. Wcześniej nie było o tym mowy. A co by
było, gdyby Secoh poprosił go tak nagle o wyprodukowanie tony złota czy o coś równie
niemożliwego?
- Bardzo proszę - rzekł Jim swoim najbardziej powolnym i poważnym smoczym głosem.
Odczekał chwilę dla większego wrażenia, a potem zamienił się w swoją zwykłą postać.
Ledwie udało mu się powstrzymać drżenie. Jednym z bezpośrednich następstw zmiany
było bowiem to, że w mgnieniu oka wszystkie smoki dookoła zdały się urosnąć do rozmiarów czterokrotnie większych niż przedtem. Jim uświadomił sobie nagle, że jest zupełnie samotnym i jak najbardziej jadalnym człowiekiem, otoczonym przez jakieś sto pięćdziesiąt smoków, z
których każdy jednym kłapnięciem mógłby przegryźć go na pół.
Próbował wymyślić coś poważnego, co mógłby powiedzieć, będąc w ludzkiej postaci, by
wywrzeć na smokach wrażenie. Ale teraz pojął, jak nikły byłby jego dość wysoki głos w tym szczególnym miejscu i czasie. Odczekał więc jeszcze tylko kilka, miał nadzieję zapierających dech w piersiach, chwil i powrócił do swego, dającego poczucie pewności, potężnego smoczego kształtu, który był co najmniej równy największemu spośród tu obecnych smoków.
Rozległ się szmer komentarzy wypowiadanych podekscytowanymi głosami, niższymi od
basso profondo. Nie ma wątpliwości, pomyślał Jim, wywarłem na nich wrażenie. Szmer w końcu ucichł.
- Magu - spytał z szacunkiem jakiś smoczy głos, dochodzący gdzieś z połowy pochyłości,
po lewej stronie Jima -jak odkryłeś, że Ciemne Moce próbują zaatakować nas z Francji?
- Tak - wtrącił inny głos, zanim Jim zdążył odpowiedzieć. - Czy jest jakiś powód, dla
którego kierują się prosto na nas, na smoki z Cliffside?
- Nie bądź durniem - rzucił jakiś głos daleko po prawej. - Jak sądzisz, czego chcą?
Naszych skarbów!
- Ciemne Moce wcale nie potrzebują skarbów! - wtrącił inny i sporadyczne szmery
przeszły znowu w kłótnię na całe gardło. Tym razem spierano się o to, czy Ciemne Moce
potrzebują złota i klejnotów, czy też nie.
- Zapytajmy Maga - wtrącił ten pierwszy, pełen szacunku głos, który wreszcze zdołał
teraz przebić się ponownie przez inne.
Zapadła cisza.
- No? - ponaglił jakiś smoczy głos po chwili. - Chcą naszych skarbów, czy nie, Magu?
Jim niemal jednocześnie uświadomił sobie dwie rzeczy. Po pierwsze, prawdopodobnie
bardzo ułatwiłoby to całą sprawę, gdyby powiedział „tak”. Po drugie, wprawdzie nie wiedział, ale poważnie przypuszczał, a nawet był prawie pewien - że odpowiedź brzmiała „nie”.
|