Om szedÅ‚ po piasku. Od czasu do czasu przystawaÅ‚, żeby krzyknąć na swego pasażera. Brutha tÄ™dy przechodziÅ‚. Ale tam dalej jedna z wystajÄ…cych skal, sterczÄ…cych z piasku niczym wyspy na morzu, siÄ™gaÅ‚a aż do wody. Nigdy nie zdoÅ‚aÅ‚by siÄ™ na niÄ… wspiąć. Åšlady stóp skrÄ™caÅ‚y w gÅ‚Ä…b lÄ…du - na pustyniÄ™. - Idiota! Om ruszyÅ‚ zboczem wydmy. GÅ‚Ä™boko wbijaÅ‚ Å‚apki, by nie zsuwać siÄ™ do tyÅ‚u. Za grzbietem Å›lady stóp zmieniÅ‚y siÄ™ w dÅ‚ugi rowek. Brutha musiaÅ‚ upaść. Om schowaÅ‚ Å‚apki i zjechaÅ‚ w skorupie na sam dół. Tutaj Å›lady skrÄ™caÅ‚y. Brutha pewnie uznaÅ‚, że obejdzie kolejnÄ… wydmÄ™ dookoÅ‚a i po drugiej stronie odnajdzie tÄ™ skaÅ‚Ä™. Om znaÅ‚ siÄ™ na pustyniach. WiedziaÅ‚ w szczególnoÅ›ci, że tego typu logikÄ™ stosowaÅ‚y wczeÅ›niej tysiÄ…ce biaÅ‚ych, przysypanych piaskiem szkieletów. Mimo to ruszyÅ‚ po Å›ladach, wdziÄ™czny losowi za cieÅ„ rzucany przez wydmÄ™ teraz, gdy zachodziÅ‚o sÅ‚oÅ„ce. Wokół wydmy... Tak, a teraz Å›lady zygzakowaÅ‚y niepewnie i skrÄ™caÅ‚y pod górÄ™, pod kÄ…tem prostym do kierunku, gdzie powinny zmierzać. To oczywiste... Tak wÅ‚aÅ›nie dziaÅ‚ajÄ… pustynie: majÄ… wÅ‚asny system grawitacji. CiÄ…gnÄ… wszystko do Å›rodka. *** Brutha czoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ przed siebie, wlokÄ…c Vorbisa za bezwÅ‚adnÄ… rÄ™kÄ™. BaÅ‚ siÄ™ zatrzymać. Babcia znowu go zbije. W dodatku mistrz Nhumrod dryfowaÅ‚ tuż poza granicÄ… pola widzenia. - Bardzo mnie rozczarowaÅ‚eÅ›, Brutho. Mmm? - ChcÄ™... wody... - ...wody - powtórzyÅ‚ Nhumrod. - Ufaj Wielkiemu Bogu. Brutha skoncentrowaÅ‚ siÄ™. Nhumrod zniknÄ…Å‚. - Wielki Boże - powiedziaÅ‚. GdzieÅ› przecież musi być trochÄ™ cienia. Pustynia nie może siÄ™ ciÄ…gnąć w nieskoÅ„czoność. *** SÅ‚oÅ„ce zaszÅ‚o szybko. Przez chwilÄ™, Om wiedziaÅ‚ o tym, piasek bÄ™dzie wypromieniowywaÅ‚ ciepÅ‚o i jego wÅ‚asna skorupa zdoÅ‚a je zmagazynować. To jednak szybko minie i zacznie siÄ™ ostry chłód nocy na pustyni. Gwiazdy Å›wieciÅ‚y już na niebie, kiedy wreszcie znalazÅ‚ BruthÄ™. Vorbis leżaÅ‚ porzucony kawaÅ‚ek wczeÅ›niej. Om podciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ do ucha chÅ‚opca. -Hej! Nie odpowiedziaÅ‚ mu żaden dźwiÄ™k, żadne poruszenie. Om delikatnie stuknÄ…Å‚ BruthÄ™ w gÅ‚owÄ™, po czym obejrzaÅ‚ jego spÄ™kane wargi. UsÅ‚yszaÅ‚ za sobÄ… stukanie. Scalbie badaÅ‚ dziobem palce nóg Bruthy. Jednak dziaÅ‚alność ta zostaÅ‚a gwaÅ‚townie przerwana, gdy szczÄ™ki żółwia zacisnęły siÄ™ na jego nodze. - Ówiue ci, żefys sfadau! Scalbie beknÄ…Å‚ przerażony i próbowaÅ‚ odlecieć, ale przeszkadzaÅ‚ mu żółw, uparcie uczepiony do nogi. Om kilka razy odbiÅ‚ siÄ™ na piasku, nim wreszcie wypuÅ›ciÅ‚ ptaka. PróbowaÅ‚ splunąć, lecz pyszczki żółwi siÄ™ do tego nie nadajÄ…. - Nie znoszÄ™ wszystkich ptaków - zwróciÅ‚ siÄ™ do wieczornego nieba. Scalbie obserwowaÅ‚ go z wyrzutem ze szczytu najbliższej wydmy. NastroszyÅ‚ tÅ‚uste pióra gestem kogoÅ›, kto gotów jest czekać caÅ‚Ä… noc. Tyle, ile bÄ™dzie trzeba. Om popeÅ‚zÅ‚ z powrotem do Bruthy. ChÅ‚opak przynajmniej jeszcze oddychaÅ‚. Woda... Bóg zastanowiÅ‚ siÄ™ przez chwilÄ™. Uderzyć o skaÅ‚Ä™... Tak, to jeden ze sposobów. Zmusić wodÄ™, żeby popÅ‚ynęła... Å»aden kÅ‚opot. Woda ma naturalnÄ… tendencjÄ™ do pÅ‚yniÄ™cia. Trzeba tylko dopilnować, żeby pÅ‚ynęła tutaj, a nie gdzie indziej. CaÅ‚kiem prosta sprawa dla bóstwa w szczytowej formie. Jak to rozwiÄ…zać z perspektywy żółwia? PrzeczoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ do stóp wydmy, po czym chodziÅ‚ tam i z powrotem przez kilka minut. W koÅ„cu wybraÅ‚ odpowiednie miejsce i zaczÄ…Å‚ kopać. *** CoÅ› siÄ™ nie zgadzaÅ‚o. Przed chwilÄ… byÅ‚o potwornie gorÄ…co. A teraz lodowato zimno. Brutha otworzyÅ‚ oczy. Gwiazdy nad pustyniÄ…, jaskrawe i biaÅ‚e, spojrzaÅ‚y na niego z góry. MiaÅ‚ wrażenie, że jÄ™zyk wypeÅ‚nia mu caÅ‚e usta. Zaraz, co to byÅ‚o... Woda. PrzetoczyÅ‚ siÄ™ na bok. Poprzednio sÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚osy w swojej gÅ‚owie, a teraz sÅ‚yszaÅ‚ je na zewnÄ…trz. ByÅ‚y sÅ‚abe, ale wyraźnie obecne, odbijajÄ…ce siÄ™ cichym echem od zalanego księżycowym blaskiem piasku. PoczoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ z trudem do stóp wydmy. WyrastaÅ‚ tam kopczyk. A wÅ‚aÅ›ciwie nawet kilka kopczyków. JakieÅ› szmery dobiegaÅ‚y od strony jednego z nich. ChÅ‚opiec przysunÄ…Å‚ siÄ™ bliżej. W kopczyku byÅ‚ otwór. I ktoÅ› przeklinaÅ‚. Brutha miaÅ‚ niemal wrażenie, że sÅ‚owa odbijajÄ… siÄ™ echem w tunelu, jakby ten ktoÅ› byÅ‚ pod ziemiÄ…. Nie rozróżniaÅ‚ ich, ale treść byÅ‚ oczywista. Brutha osunÄ…Å‚ siÄ™ na piasek i patrzyÅ‚. Po kilku minutach u wylotu otworu dostrzegÅ‚ jakiÅ› ruch. WynurzyÅ‚ siÄ™ Om, pokryty czymÅ›, co - gdyby nie byli na pustyni - Brutha nazwaÅ‚by bÅ‚otem. - A, to ty — powiedziaÅ‚ żółw. — Oderwij kawaÅ‚ek swojej szaty i podaj mi tutaj. Jak we Å›nie Brutha wykonaÅ‚ polecenie. - ZejÅ›cie tam na dół i powrót to nie jest miÅ‚a wycieczka, nie ma co - narzekaÅ‚ Om. WziÄ…Å‚ szmatkÄ™ w pyszczek, cofnÄ…Å‚ siÄ™ ostrożnie i zniknÄ…Å‚ w otworze. Po chwili wróciÅ‚, wciąż wlokÄ…c za sobÄ… skrawek materiaÅ‚u. ' Zmoczonego materiaÅ‚u... Brutha poczuÅ‚, że pÅ‚yn Å›cieka mu do ust. Ciecz smakowaÅ‚a bÅ‚otem, piaskiem, tanim brÄ…zowym barwnikiem i trochÄ™ żółwiem, ale mógÅ‚by jej wypić caÅ‚y garniec. MógÅ‚by pÅ‚ywać w wypeÅ‚nionym niÄ… stawie. OderwaÅ‚ od szaty nastÄ™pny pasek, a Om wciÄ…gnÄ…Å‚ go do otworu. Kiedy Bóg wróciÅ‚, Brutha klÄ™czaÅ‚ przy Vorbisie. - SzesnaÅ›cie stóp w dół! SzesnaÅ›cie piekielnych stóp! - krzyknÄ…Å‚ żółw. — Nie marnuj wody na niego! Jeszcze nie umarÅ‚? - Ma gorÄ…czkÄ™. - ZakoÅ„cz jego cierpienia. - Zabieramy go do Omni. - MyÅ›lisz, że tam dotrzemy? Bez jedzenia? Bez wody? - Przecież znalazÅ‚eÅ› wodÄ™. WodÄ™ na pustyni. - Nie ma w tym nic cudownego - zapewniÅ‚ Om. - Na wybrzeżu trwa pora deszczowa. ZdarzajÄ… siÄ™ ulewy tropikalne. Sezonowe rzeki. WyschniÄ™te koryta. Można znaleźć skaÅ‚y wodonoÅ›ne - dodaÅ‚. - Dla mnie to cud - odparÅ‚ chrapliwie Brutha. - Możesz to wytÅ‚umaczyć, ale i tak jest cudowne.
|