Przysiadł na skorupie Oma...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Opisane przez nas dążenie odwrotne — dążenie do przeÅ‚amania skorupy odrÄ™bnoÅ›ci i uwolnienia siÄ™ z wynikajÄ…cych z niej ograniczeÅ„ i izolacji — jest...
»
- Czy nasz stróż przypomniał sobie jeszcze coś istotnego?- Chłopak przysięga, że lord Jon miał krzepę męża w sile wieku...
»
jednokomórkowych (lub z³o¿onych zaledwie z paru komórek) glonów, niektóre pierwotniaki wydzielaj¹ na zewn¹trzusztywniaj¹ce struktury, tworz¹ce skorupki...
»
– Czy możesz przysiÄ…c, że to nie twoja sprawka, Morgiano?SpojrzaÅ‚am jej prosto w oczy...
»
Przez wiÄ™kszÄ… część nastÄ™pnego miesiÄ…ca — czyli od koÅ„ca wrzeÅ›nia, kiedy ucie- kÅ‚yÅ›my, do koÅ„ca października — moja pani wahaÅ‚a siÄ™...
»
V z których wielu z podziwem nazywało go Kretem...
»
prostu tym, że królewna i jej otoczenie budzą się na nowo do życia...
»
13
»
ratio and from the molar extinction coefficient of concentration of antioxidant (Fig...
»
- Umiem się bez tego obejść...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Om szedÅ‚ po piasku. Od czasu do czasu przystawaÅ‚, żeby krzyk­nąć na swego pasażera.
Brutha tędy przechodził.
Ale tam dalej jedna z wystajÄ…cych skal, sterczÄ…cych z piasku ni­czym wyspy na morzu, siÄ™gaÅ‚a aż do wody. Nigdy nie zdoÅ‚aÅ‚by siÄ™ na niÄ… wspiąć. Åšlady stóp skrÄ™caÅ‚y w gÅ‚Ä…b lÄ…du - na pustyniÄ™.
- Idiota!
Om ruszyÅ‚ zboczem wydmy. GÅ‚Ä™boko wbijaÅ‚ Å‚apki, by nie zsu­wać siÄ™ do tyÅ‚u.
Za grzbietem Å›lady stóp zmieniÅ‚y siÄ™ w dÅ‚ugi rowek. Brutha mu­siaÅ‚ upaść. Om schowaÅ‚ Å‚apki i zjechaÅ‚ w skorupie na sam dół.
Tutaj Å›lady skrÄ™caÅ‚y. Brutha pewnie uznaÅ‚, że obejdzie kolej­nÄ… wydmÄ™ dookoÅ‚a i po drugiej stronie odnajdzie tÄ™ skaÅ‚Ä™. Om znaÅ‚ siÄ™ na pustyniach. WiedziaÅ‚ w szczególnoÅ›ci, że tego typu lo­gikÄ™ stosowaÅ‚y wczeÅ›niej tysiÄ…ce biaÅ‚ych, przysypanych piaskiem szkieletów.
Mimo to ruszył po śladach, wdzięczny losowi za cień rzucany przez wydmę teraz, gdy zachodziło słońce.
Wokół wydmy... Tak, a teraz Å›lady zygzakowaÅ‚y niepewnie i skrÄ™­caÅ‚y pod górÄ™, pod kÄ…tem prostym do kierunku, gdzie powinny zmierzać. To oczywiste... Tak wÅ‚aÅ›nie dziaÅ‚ajÄ… pustynie: majÄ… wÅ‚asny system grawitacji. CiÄ…gnÄ… wszystko do Å›rodka.
 
***
Brutha czołgał się przed siebie, wlokąc Vorbisa za bezwładną rękę. Bał się zatrzymać. Babcia znowu go zbije. W dodatku mistrz Nhumrod dryfował tuż poza granicą pola widzenia.
- Bardzo mnie rozczarowałeś, Brutho. Mmm?
- ChcÄ™... wody...
- ...wody - powtórzył Nhumrod. - Ufaj Wielkiemu Bogu. Brutha skoncentrował się. Nhumrod zniknął.
- Wielki Boże - powiedział.
Gdzieś przecież musi być trochę cienia. Pustynia nie może się ciągnąć w nieskończoność.
 
***
SÅ‚oÅ„ce zaszÅ‚o szybko. Przez chwilÄ™, Om wiedziaÅ‚ o tym, pia­sek bÄ™dzie wypromieniowywaÅ‚ ciepÅ‚o i jego wÅ‚asna skoru­pa zdoÅ‚a je zmagazynować. To jednak szybko minie i za­cznie siÄ™ ostry chłód nocy na pustyni.
Gwiazdy świeciły już na niebie, kiedy wreszcie znalazł Bruthę. Vorbis leżał porzucony kawałek wcześniej. Om podciągnął się do ucha chłopca.
-Hej!
Nie odpowiedział mu żaden dźwięk, żadne poruszenie. Om delikatnie stuknął Bruthę w głowę, po czym obejrzał jego spękane wargi.
Usłyszał za sobą stukanie.
Scalbie badał dziobem palce nóg Bruthy. Jednak działalność ta została gwałtownie przerwana, gdy szczęki żółwia zacisnęły się na jego nodze.
- Ówiue ci, żefys sfadau!
Scalbie beknÄ…Å‚ przerażony i próbowaÅ‚ odlecieć, ale przeszka­dzaÅ‚ mu żółw, uparcie uczepiony do nogi.
Om kilka razy odbił się na piasku, nim wreszcie wypuścił ptaka. Próbował splunąć, lecz pyszczki żółwi się do tego nie nadają.
- Nie znoszę wszystkich ptaków - zwrócił się do wieczornego nieba.
Scalbie obserwowaÅ‚ go z wyrzutem ze szczytu najbliższej wy­dmy. NastroszyÅ‚ tÅ‚uste pióra gestem kogoÅ›, kto gotów jest czekać ca­Å‚Ä… noc. Tyle, ile bÄ™dzie trzeba.
Om popeÅ‚zÅ‚ z powrotem do Bruthy. ChÅ‚opak przynajmniej jesz­cze oddychaÅ‚.
Woda...
Bóg zastanowiÅ‚ siÄ™ przez chwilÄ™. Uderzyć o skaÅ‚Ä™... Tak, to jeden ze sposobów. Zmusić wodÄ™, żeby popÅ‚ynęła... Å»aden kÅ‚opot. Woda ma naturalnÄ… tendencjÄ™ do pÅ‚yniÄ™cia. Trzeba tylko dopilnować, że­by pÅ‚ynęła tutaj, a nie gdzie indziej. CaÅ‚kiem prosta sprawa dla bó­stwa w szczytowej formie.
Jak to rozwiązać z perspektywy żółwia?
PrzeczoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ do stóp wydmy, po czym chodziÅ‚ tam i z powro­tem przez kilka minut. W koÅ„cu wybraÅ‚ odpowiednie miejsce i za­czÄ…Å‚ kopać.
 
***
CoÅ› siÄ™ nie zgadzaÅ‚o. Przed chwilÄ… byÅ‚o potwornie gorÄ…­co. A teraz lodowato zimno.
Brutha otworzyÅ‚ oczy. Gwiazdy nad pustyniÄ…, jaskrawe i bia­Å‚e, spojrzaÅ‚y na niego z góry. MiaÅ‚ wrażenie, że jÄ™zyk wypeÅ‚nia mu ca­Å‚e usta. Zaraz, co to byÅ‚o...
Woda.
PrzetoczyÅ‚ siÄ™ na bok. Poprzednio sÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚osy w swojej gÅ‚owie, a teraz sÅ‚yszaÅ‚ je na zewnÄ…trz. ByÅ‚y sÅ‚abe, ale wyraźnie obecne, odbi­jajÄ…ce siÄ™ cichym echem od zalanego księżycowym blaskiem piasku.
PoczoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ z trudem do stóp wydmy. WyrastaÅ‚ tam kopczyk. A wÅ‚aÅ›ciwie nawet kilka kopczyków. JakieÅ› szmery dobiegaÅ‚y od stro­ny jednego z nich. ChÅ‚opiec przysunÄ…Å‚ siÄ™ bliżej.
W kopczyku był otwór. I ktoś przeklinał. Brutha miał niemal wrażenie, że słowa odbijają się echem w tunelu, jakby ten ktoś był pod ziemią. Nie rozróżniał ich, ale treść był oczywista.
Brutha osunął się na piasek i patrzył.
Po kilku minutach u wylotu otworu dostrzegÅ‚ jakiÅ› ruch. Wynu­rzyÅ‚ siÄ™ Om, pokryty czymÅ›, co - gdyby nie byli na pustyni - Brutha nazwaÅ‚by bÅ‚otem.
- A, to ty — powiedziaÅ‚ żółw. — Oderwij kawaÅ‚ek swojej szaty i po­daj mi tutaj.
Jak we śnie Brutha wykonał polecenie.
- Zejście tam na dół i powrót to nie jest miła wycieczka, nie ma co - narzekał Om.
WziÄ…Å‚ szmatkÄ™ w pyszczek, cofnÄ…Å‚ siÄ™ ostrożnie i zniknÄ…Å‚ w otwo­rze. Po chwili wróciÅ‚, wciąż wlokÄ…c za sobÄ… skrawek materiaÅ‚u. '
Zmoczonego materiaÅ‚u... Brutha poczuÅ‚, że pÅ‚yn Å›cieka mu do ust. Ciecz smakowaÅ‚a bÅ‚otem, piaskiem, tanim brÄ…zowym barwni­kiem i trochÄ™ żółwiem, ale mógÅ‚by jej wypić caÅ‚y garniec. MógÅ‚by pÅ‚ywać w wypeÅ‚nionym niÄ… stawie.
Oderwał od szaty następny pasek, a Om wciągnął go do otworu.
Kiedy Bóg wrócił, Brutha klęczał przy Vorbisie.
- SzesnaÅ›cie stóp w dół! SzesnaÅ›cie piekielnych stóp! - krzyknÄ…Å‚ żółw. — Nie marnuj wody na niego! Jeszcze nie umarÅ‚?
- Ma gorÄ…czkÄ™.
- Zakończ jego cierpienia.
- Zabieramy go do Omni.
- Myślisz, że tam dotrzemy? Bez jedzenia? Bez wody?
- Przecież znalazłeś wodę. Wodę na pustyni.
- Nie ma w tym nic cudownego - zapewniÅ‚ Om. - Na wybrze­Å¼u trwa pora deszczowa. ZdarzajÄ… siÄ™ ulewy tropikalne. Sezonowe rzeki. WyschniÄ™te koryta. Można znaleźć skaÅ‚y wodonoÅ›ne - dodaÅ‚.
- Dla mnie to cud - odparÅ‚ chrapliwie Brutha. - Możesz to wy­tÅ‚umaczyć, ale i tak jest cudowne.

Powered by MyScript