Rand wychylił się nieco do przodu, by po raz ostatni przyjrzeć się uwięzionemu w klatce mężczyźnie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Nie jeste indywidualnym mczyzn ani kobiet w powszednim znaczeniu tego sowa: jeste nieprzerwanym prdem wydarze, dowiadcze, wizerunkw tego, czym bye i co...
»
W ostatnich latach pojawio si kilka inicjatyw odbudowy obiektu, bd z przywrceniem pierwotnych funkcji, bd jako schroniska turystycznego...
»
Pozycja Moje bieżące dokumenty może być przydatna, ponieważ udostępnia podmenu zawierające listę 15 ostatnio otwartych dokumentów...
»
— Ale dlaczego? Czyż ludzie tutaj nie rozmawiają o wschodzie? Trudno mi w to uwierzyć!— Ostatnio przybył do Lormtu spragniony wiedzy młody...
»
Morgiana nie mogła powstrzymać śmiechu:– Urok? Na ciebie? A to po co? Avallochu, gdyby nawet wszyscy mężczyźni oprócz ciebie zniknęli z powierzchni...
»
- Znajdź sześciu mężczyzn, którzy umieją obchodzić się z bronią i którzy gotowi byliby podjąć się ochrony moich najbliższych, Najlepiej byłych...
»
Po wieczerzy miêsnej w ostatni wtorek dawali oko³o godziny dwunastej pó³nocnej mleko, jajca i œledzie, przegrawaj¹c niejako tymi potrawami nastêpuj¹cemu...
»
kañca coraz szybciej zaludniaj¹cego siê œwiata rós³ w tempie prawie 3 pro-cent œrednio rocznie, podczas gdy w ostatnim æwieræwieczu tempo to...
»
— Mam nadzieję, że żądam większej forsy od tych tanich drani! I nie fałszywek, które ostatnio wpakowały mnie w takie tarapaty...
»
To ostatnie okazało się szczerą prawdą i w rezultacie Malwina odjechała z giełdy po trzech godzinach bez węża wprawdzie, ale za to z czarnym zamszowym kostiumem,...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


"Został pokonany, nieprawdaż? Światłości, nie siedział­by w tej przeklętej klatce, gdyby nie został pokonany."
Straciwszy równowagę, ześlizgnął się i w ostatniej chwili przytrzymał szczytu muru. Podciągnął się z powrotem i wy­szukał nieco bezpieczniejsze siedzisko. Gdy Logain zniknął z zasięgu wzroku, poczuł dopiero, że pieką go wnętrza dłoni i palce otarte o kamienie. Nie potrafił się jeszcze otrząsnąć po tym, co widział. Klatka i Aes Sedai. Logain, niepokona­ny. Pal licho klatkę, to nie był pokonany człowiek. Zadrżał i potarł rozpalone dłonie o uda.
- Czemu pilnują go Aes Sedai? - spytał na głos.
- Pilnują go, żeby nie dotknął Prawdziwego Źródła, ty głupi.
Nerwowo podniósł wzrok w stronę, skąd dobiegł go głos dziewczyny i nagle jego mało pewne siedzisko gdzieś znik­nęło. Zdążył jeszcze pojąć, że koziołkuje w tył i spada, po czym coś go uderzyło w głowę, a roześmiany Logain ruszył za nim w pościg, w głąb wirującej ciemności.
ROZDZIAŁ 40
SPLOT SIĘ ZACIEŚNIA
Randowi wydawało się, że siedzi przy stole ra­zem z Logainem i Moiraine. Aes Sedai i fałszywy Smok przypatrywali mu się w milczeniu, każde z nich zdawało się nie widzieć tego drugiego. Nagle zauważył, że ściany izby stają się niewyraźne, że płowieją do szarej barwy. Przepeł­nił go niepokój. Wszystko zanikało, zamazywało się. Kiedy znów spojrzał w stronę stołu, zamiast Moiraine i Logaina siedział tam Ba'alzamon. Całe jego ciało wibrowało niepo­kojem, niepokój szumiał w głowie, z każdą chwilą coraz głośniej. Szum przeszedł w łomot krwi w uszach.
Usiadł gwałtownie i natychmiast z jękiem chwycił się za głowę, zakołysał. Bolała go cała czaszka, lewa dłoń na­trafiła na kleistą wilgoć we włosach. Siedział na ziemi, na zielonej trawie. To go zaniepokoiło, lecz w głowie miał wir, a wszystko na co spojrzał, chybotało się. Mógł się tylko położyć i czekać, dopóki to wszystko nie ustanie.
"Mur! Głos dziewczyny!"
Wyprostował się, wsparłszy dłoń płasko na trawie, i wolno rozejrzał się dookoła. Musiał to zrobić powoli, bo kiedy próbował obrócić głowę szybko, wszystko na nowo zaczy­nało wirować. Był w jakimś ogrodzie albo parku, między kwitnącymi krzewami, rosnącymi w odległości sześciu stóp od niego, wił się tu wyłożony łupkami chodnik, obok stała ławka z białego kamienia, ocieniona liściastym drzewem. Spadł na drugą stronę muru.
"A co z dziewczyną!"
Znalazł drzewo, tuż obok, i ją też znalazł - schodziła z tego drzewa. Stanęła na ziemi i obróciła się do niego twarzą. Zamrugał i znowu jęknął. Na ramionach miała za­rzuconą pelerynę z granatowego aksamitu, obrzeżoną jas­nym futrem, kaptur peleryny sięgający jej do pasa był oz­dobiony pękiem srebrnych dzwoneczków. Pobrzękiwały przy każdym ruchu. Długie złocistorude włosy spinał mi­sterny diadem ze srebra, z uszu zwisały cieniutkie srebrne koła, a szyję oplatał naszyjnik z grubych srebrnych ogniw i ciemnozielonych kamieni, szmaragdów jak mu się zdawa­ło. Jej błękitną suknię pokrywały ślady kory, pozostałe po wspinaczce na drzewo, ale i tak widać było, że to jedwab, który pracowita dłoń pokryła zawiłym haftem. Rozcięcia w spódnicy wypełniała inna materia, o soczystej, kremowej barwie. W talii przepasana była szerokim pasem utkanym ze srebra, a spod rąbka sukni wyglądały aksamitne trzewiki.
Dotychczas widział tylko dwie kobiety ubrane na taką modłę, Moiraine i kobietę-Sprzymierzeńca Ciemności, która usiłowała zabić jego i Mata. Nie przychodziło mu do głowy, kto w takim ubraniu chciałby się wspinać po drzewach, był jednak pewien, że to jakaś ważna osoba. Wrażenie to po­głębił sposób, w jaki na niego patrzyła. Wyraźnie ani trochę się nie zaniepokoiła, że jakiś obcy wpadł znienacka do jej ogrodu. Miała w sobie opanowanie, którym przypominała Nynaeve albo Moiraine.

Powered by MyScript