Grupa naukowców starożytnej Minerwy przeforsowała zakrojony na szeroką skalę program zmian klimatycznych i geologicznych. Projekt był wyjątkowo skomplikowany, a stymulacje wykazały, że wiąże się z nim ryzyko zniszczenia efektu szklarniowego, dzięki któremu na Minerwie istniało życie. By wykluczyć to ryzyko, inna grupa zaproponowała metodę zwiększenia otrzymywanej ze Słońca energii poprzez zmodyfikowanie jego siły grawitacji. Można by wtedy realizować program inżynierii klimatycznej, a w razie potrzeby ogrzać Słońce, by zrównoważyć wahania zagrażające efektowi cieplarnianemu. Dzięki temu warunki na Minerwie nie uległyby pogorszeniu. Na wszelki wypadek rząd Minerwy postanowił najpierw przetestować ten ostatni pomysł, wysyłając misję naukową na pokładzie Shapierona z zadaniem przeprowadzenia prób na podobnej do Słońca gwieździe Iscaris; na jej planetach nie istniało życie. Zadanie wykonano. Nie wszystko jednak poszło dobrze. Iscaris przekształciła się w nową i misja musiała natychmiast odlecieć, nie czekając na ukończenie naprawy układu napędowego statku. Z maksymalną szybkością i nie działającym układem hamulcowym Shapieron wrócił w pobliże Układu Słonecznego i dotarł na Ziemię po ponad dwudziestu latach czasu pokładowego, podczas gdy – z powodu dylatacji czasu – na zewnątrz minęło milion razy więcej lat. Stojąc w drzwiach jednej z sal wykładowych statku i patrząc ponad rzędami pustych siedzeń oraz porysowanych pulpitów na podwyższenie i szereg ekranów w przeciwległym końcu, Garuth wrócił pamięcią do tamtych lat. Wiele osób, które razem z nim opuściło Minerwę, nie dożyło obecnego dnia. Czasami sądził, że nikt go nie dożyje. Ale – ponieważ takie jest życie – nowe pokolenie zastąpiło tych, którzy odeszli. W pustce przestrzeni kosmicznej narodziła się i wychowała nowa generacja, która poza krótkim pobytem na Ziemi nie znała innego domu jak wnętrze statku. Pod wieloma względami Garuth czuł się jak ich ojciec. Chociaż jego wiara czasami ulegała zachwianiu, oni nigdy nie wątpili, że dotrą do domu. Co się z nimi stanie, pomyślał. Teraz kiedy nadszedł ten dzień, stwierdził, że ma mieszane uczucia. Rozum nakazywał mu się cieszyć, że długa tułaczka dobiegła końca i że wreszcie połączyli się ze swoimi współplemieńcami, ale gdzieś w głębi duszy tęsknił za miniaturowym, samowystarczalnym światem, który przez tyle lat był jedynym, jaki znał. Statek, jego mała i zżyta społeczność, tryb życia, stanowiły część jego samego. A teraz wszystko się skończyło. Czy kiedykolwiek w taki sam sposób poczuje przynależność do przytłaczającej, nieprawdopodobnej cywilizacji Thurien, z jej technologiami, które graniczyły z magią, oraz populacją liczącą setki miliardów istot rozrzuconych pośród gwiazd na obszarze wielu lat świetlnych? Czy ktokolwiek z przybyłych będzie w stanie? A jeśli nie, to czy będą potrafili przywiązać się do jakiegokolwiek innego miejsca? Po chwili odwrócił się i wolno ruszył przez opustoszałe korytarze i pokłady w kierunku szybu, żeby dostać się z powrotem do sterowni statku. Podłogi były zniszczone po latach wydeptywania przez setki stóp, a narożniki ścian wytarte i wygładzone przez niezliczone ciała. Każdy ślad i zadrapanie miały swoją własną historię, przypominały różne wydarzenia, które się rozegrały w ciągu tych lat. Czy wszystko pójdzie teraz w zapomnienie? Garuth czuł, że pod pewnymi względami już tak się stało. Shapieron znajdował się na orbicie nad Thurien i większość wędrowców przeniesiono do mieszkań przygotowanych na powierzchni planety. Nie było żadnych uroczystości ani ceremonii powitalnych. O istnieniu Garutha i jego ludzi wiedziała tylko garstka Thurienów. Shilohin czekała na niego na pokładzie nawigacyjnym, studiując dane wyświetlone na jednym z ekranów. Obejrzała się, kiedy wszedł. – Nie miałam pojęcia, jak skomplikowana była operacja przechwycenia statku – powiedziała... – Niektóre pomysły są nadzwyczajne.
|