Rozdział piątyInspektor policji Były inspektor policji...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Uzdrawianie duchoweWyniki badań nad duchowym uzdrawianiem świadomie omawiam w rozdziale poświęconym modlitwie Huny, ponie­waż uzdrawianie to nie jest...
»
W zaproponowanych w Planie działania na końcu rozdziału ćwicze­niach przedstawię ci kilka praktycznych, ciekawych sposobów utrwale­nia nowych technik...
»
Rozdział wrześniowy We wrześniu Stara Dama wyznała samej sobie, że minione lato było dziwnie szczęśliwe, a niedziele i te sobotnie popołudnia...
»
ROZDZIAŁ SZÓSTYKŁOPOTY W PRALNIZielone frontowe drzwi domu pod numerem trzydziestym drugim przy ulicy Windsor Gardens wolno się uchyliły i w szparze...
»
Rozdział 40Podczas śniadania głównym tematem rozmów była Brazylia i wszyscy starali się patrzeć z jak najlepszej strony na projekt Angela związany z...
»
teorii grodowej i dworskiej rni si w pogldach na cele, jakie zawiadowcy gospo-darki monarszej mieli na widoku, a wic i na to, jakie rozwizania byy z ich...
»
Rozdział jedenastySelsey, Anglia— W życium nie widział czegoś takiego, Mabel — opowiadał Arthur Barnes żonie przy śniadaniu...
»
 Rozdział V„Amerykański Disraeli”,– Żyd nad-władcaJakkolwiek wojna zmniejszyła siłę żydowską przy Wall Street przez to,...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
W środku zastałem ledwie garstkę ludzi, czemu trudno się dziwić, ponieważ żniwa były w pełni, a do zmierzchu zostało wciąż pięć, sześć godzin...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Hale, pykał w zamyśleniu fajkę.
— To dziwny pomysł, panie Poirot — rzekł wreszcie.
— Tak, być może, że dość niezwykły — przyznał ostrożnie Poirot.
— Widzi pan — ciągnął Hale — to działo się tyle lat temu.
Herkules Poirot był przygotowany, że nieraz jeszcze usłyszy to zdanie, powiedział więc łagodnie:
— To utrudnia sprawę, rzecz prosta.
— Grzebanie się w przeszłości — zastanawiał się Hale. — Żeby chociaż był w tym jakiś cel…
— Owszem, cel jest.
— Mianowicie?
— Można dochodzić prawdy dla samej satysfakcji jej wykrycia — rzekł Poirot. — Ja właśnie to mam na celu. A poza tym niech pan nie zapomina o tej młodej damie.
Hale skinął głową.
— Owszem, jeżeli chodzi o nią, to doskonale ją rozumiem. Ale — niech mi pan daruje, panie Poirot — panu nie brak przecież pomysłowości. Może pan zmyślić dla niej jakąś historyjkę…
— Nie zna pan tej młodej damy — odparł Poirot.
— Proszę pana! Człowiek z pańskim doświadczeniem…
Poirot wyprostował się i rzeki z godnością:
— Mon cher,[5] jestem, być może, mistrzowskim kłamcą — pan przynajmniej zdaje się tak sądzić — ale takie postępowanie byłoby, moim zdaniem, w najwyższym stopniu nieetyczne. Mam swoje zasady.
— Przepraszam, nie chciałem pana urazić. Ale byłoby to, że tak powiem, kłamstwo w dobrej sprawie.
— Nie jestem tego pewien.
— Tak, kiedy młoda, śliczna dziewczyna, która ma właśnie wyjść za mąż, dowiaduje się, że jej matka popełniła morderstwo, musi to być dla niej okropny cios. Na pana miejscu poszedłbym do niej i powiedział, że koniec końców to było samobójstwo. Niech pan powie, że pokpił sprawę Depleach, a pan nie ma najmniejszej wątpliwości, że Crale świadomie zażył truciznę!
— Ależ wprost przeciwnie, mam mnóstwo wątpliwości! Nie wierzę ani przez chwilę, że Crale odebrał sobie życie. Czy pan dopuszcza taką ewentualność?
Hale wolno pokręcił głową.
— A widzi pan! Nie, muszę dowiedzieć się prawdy. Jakieś mniej lub bardziej prawdopodobne kłamstwo mi nie wystarczy.
Hale odwrócił się i spojrzał na Poirota. Jego kwadratowa czerwona twarz stała się jeszcze bardziej czerwona, a nawet jeszcze bardziej kwadratowa.
— Mówi pan o prawdzie — rzekł. — Chciałbym, aby pan zrozumiał, że naszym zdaniem w procesie Karoliny Crale ustaliliśmy faktyczny stan rzeczy.
— Pańska wypowiedź ma dla mnie ogromne znaczenie — rzekł Poirot. — Znam pana jako uczciwego i zdolnego człowieka. Więc proszę, niech mi pan powie całkiem szczerze, czy nigdy nie wątpił pan ani przez chwilę w winę pani Crale?
Odpowiedź inspektora nastąpiła bardzo szybko:
— Ani przez chwilę, panie Poirot. Okoliczności najwyraźniej wskazywały na nią, a dalsze fakty ustalone w toku śledztwa jeszcze nas w tym przekonaniu utwierdziły.
— Czy mógłby pan opowiedzieć mi z grubsza, jakie były obciążające ją dowody?
— Oczywiście. Po otrzymaniu pańskiego listu przejrzałem akta sprawy. — Wyciągnął z kieszeni notes. — Wynotowałem sobie tutaj wszystkie zasadnicze fakty.
— Bardzo panu dziękuję, drogi panie. Zamieniam się w słuch.
Hale odchrząknął. Głos jego przybrał urzędową intonację:
— Osiemnastego września po obiedzie, czyli dokładniej mówiąc o godzinie 14,45, do inspektora Conwaya zatelefonował doktor Andrzej Faussett. Doktor zawiadomił inspektora, że pan Amyas Crale z Alderbury zmarł nagle i że w związku z okolicznościami towarzyszącymi lej śmierci oraz zeznaniami bawiącego wówczas w Alderbury gościa, pana Blake’a, sprawą powinna się zająć policja.
Inspektor Conway w towarzystwie sierżanta policji i lekarza udał się natychmiast do Alderbury. Tam już czekał na niego dr Faussett, który natychmiast zaprowadził go na miejsce, gdzie znajdowały się zwłoki pana Crale’a tak, jak go śmierć zaskoczyła.

Powered by MyScript