Rysik zatrzymal sie na bebnie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Zatrzymam ciÄ™ tutaj — powiedziaÅ‚a...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
— ZatrzymaÅ‚ siÄ™ u mojego szwagra, Jamesa Clowa — odezwaÅ‚a siÄ™ Zuzanna...
»
jego żon, nie szczędził mu trudów niszczących zdrowie i zatrzymywał go u siebie przez całych dwadzieścia lat; to, co kazał mu wycierpieć pod pozorem...
»
panii; jakoż chwilę się zatrzymałem na drodze, wahając się, czy nie wstąpić, ale że w miesz- 95 ku kuso u mnie było i że pomyślałem sobie, jako to nie...
»
Dwie godziny później zatrzymał się ponownie, tym razem w mieście Mountain View, żeby zjeść sandwicza i zapytać o drogę...
»
Irielle patrzyła ze współczuciem na Fentona, który coraz częściej był zmuszony się zatrzymywać i przykucać, by rozmasować mięśnie nóg...
»
mog¹c siê zatrzymaæ, ju¿ po kilku metrachtracili spodnie, czêœci cia³a, nieraz przytom-noœæ, a nawet - ¿ycie...
»
Sufici zatrzymali się na chwilę i pomachali Johnowi z okien roverów, żegnając się przez radio...
»
* Rozdzia³ 8**Zatrzymanie*Spis treœci *Art...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Swietlista myszka na okraglym, kratkowanym ekranie pisnela raz jeszcze i zamarla.
Iza, czujac nagle mroczaca oczy slabosc, opadla ciezko na bialy, trójnogi stolek.
Muzyka, pomyslala, skad ta...
Debbe mruczala z przejeciem, z latwoscia i lekko, plynnie i naturalnie dopasowujac sie do
harmonii biegnacych zewszad tonów. Odnajdywala w nich siebie, swoje miejsce, swoje przeznaczenie. Czula, ze bez niej ta muzyka jest niepelna, kaleka. Glosy, punktujace akordy, potwierdzaly to. To ty, mówily, to ty. Uwierz w siebie. To wlasnie ty. Uwierz.
Debbe wierzyla.
My, mówily glosy, to ty. Sluchaj. Sluchaj nas. Sluchaj naszej muzyki. Twojej muzyki. Czy slyszysz?
Debbe slyszala.
Czekamy na ciebie, mówily glosy. Wskazemy ci droge do nas. A gdy juz bedziesz z nami, wyruszymy razem do Bremy. Do innych Muzykantów. Ale najpierw musisz dac im szanse.
Tylko ty mozesz to zrobic. Mozesz dac im szanse. Posluchaj. Powiemy ci, co sie stalo. Powiemy ci, co zrobic, aby ich powstrzymac. Sluchaj.
Debbe sluchala.
Czy zrobisz to?
Tak, powiedziala Debbe. Zrobie.
Muzyka odpowiedziala kaskada dzwieków.
Iza martwym wzrokiem patrzyla na pelargonie.
Spójrz na mnie, jasnowlosa, powiedziala Debbe. Czarna litera "M" na czole kotki, znamie wybranki, znak Pajaka Pogonca, blysnela, zalsnila metalicznym pawim polyskiem.
Spójrz mi w oczy.
Nejman - Dwóch - powiedziala pielegniarka. - Jest ich dwóch. Siedza w pokoju ordynatora. Recka zrobila im kawy. Ale mówili, ze im sie spieszy.
- Czego moze chciec ode mnie milicja? - Iza zdusila niedopalek papierosa w blaszanym, chwiejnym talerzu korytarzowej popielniczki. - Nie mówili?
- Nic nie mówili - pielegniarka wykrzywila puculowata buzie. - Wie pani, pani doktor. Oni nigdy niczego nie mówia.
- Skad mam wiedziec?
- Niech pani idzie. Mówili, ze im sie spieszy.
- Ide.
Bylo ich rzeczywiscie dwóch. Przystojny blondyn, kawal chlopa w denimowej kurtce i brunecik w ciemnym swetrze.
Na widok wchodzacej Izy wstali obaj. Zdziwila sie - gest byl niecodzienny nawet u zwyklych mezczyzn, a zupelnie nieprawdopodobny u milicjantów. Policjantów, poprawila sie w mysli i równoczesnie zawstydzila sie - zawstydzila stereotypu, któremu bezwiednie sie poddala.
- Pani doktor Przemecka - stwierdzil fakt blondyn.
- Tak.
- Izabella Przemecka?
- Tak. Niech panowie usiada, prosze. Slucham panów.
- A nie - usmiechnal sie blondyn. - To ja slucham.
- Nie bardzo pana rozumiem, panie...
- Komisarzu. To odpowiednik dawniejszego porucznika.
- Chodzilo mi o nazwisko, nie o szarze.
- Nejman. Andrzej Nejman. A to jest aspirant Zdyb. Przepraszam pania, pani doktor. Uznalem prezentacje za zbedna, bo pani mnie przeciez zna. Pani telefonowala do mnie. Wymieniajac moje nazwisko. I szarze, jak sie pani dowcipnie wyrazila.
- Ja? - zdziwila sie szczerze Iza. - Ja do pana telefonowalam? Prosze pana, ja od poczatku przypuszczalam, ze to jakas pomylka. A teraz jestem pewna, ze tak jest. Nigdy nie dzwonilam na milicje. Nigdy. Pomylil mnie pan z kims innym.
- Pani Izo - powiedzial powaznie Nejman. - Bardzo prosze, niech pani nie utrudnia mi zadania.
Pracuje nad sprawa morderstwa popelnionego na ogródkach dzialkowych imienia Rózy Luksemburg, obecnie generala Andersa. Pewnie pani slyszala: trzech nastolatków zaszlachtowanych przy uzyciu sierpa, kosy, bosaka lub podobnego narzedzia. Slyszala pani? To niedaleko stad, na przedmiesciu.
- Slyszalam. Ale co ja mam z tym wspólnego?
- Nie wie pani? Zajmuje sie pani jedna z ofiar tego wypadku. Posrednia ofiara, tak to nazwijmy.
Elzbieta Gruber, lat dziewiec. Ta mala dziewczynka, która widziala caly przebieg zdarzenia, przebieg zbrodni. Lezy w tym szpitalu. Slyszalem, ze pani sie nia zajmuje.
- Ach, ta dziewczynka w komatozie... Nie, panowie, to nie jest moja pacjentka. Doktor Abramik...
- Doktor Abramik, z którym juz rozmawialem, twierdzi, ze pani bardzo interesuje sie tym przypadkiem. Ta Gruber to pani krewna?
- Skadze znowu... Zadna krewna, nie znam jej. Nie znalam nawet jej nazwiska...
- Pani Izo. Niech pani przestanie. Tolek, pozwól.
Brunecik siegnal do aktówki, wyjal maly, plaski magnetofon, National Panasonic.
- U nas - powiedzial Nejman - nagrywa sie rozmowy. Pani rozmowa ze mna tez zostala nagrana.
Niestety, nie od poczatku...
Wbrew woli komisarz zaczerwienil sie. Poczatek rozmowy nie nagral sie z prozaicznych powodów - w kieszeni magnetofonu tkwila wówczas kaseta z "But Seriously" Phila Collinsa, przegrana z plyty kompaktowej. Brunecik wcisnal klawisz.
- ...przerywaj, Nejman - powiedzial glos Izy. - Co cie to obchodzi, kto mówi? Wazniejsze jest, co mówi. A mówi to: nie wolno ci zrobic tego, co zamierzasz. Rozumiesz? Nie wolno. Co chcesz osiagnac? Chcesz wiedziec, kto zabil chlopców na ogródkach dzialkowych? Moge ci powiedziec, jesli chcesz.
- Tak - powiedzial glos komisarza. - Chce. Prosze mi powiedziec, kto to zrobil.
- Zrobil to ten, który przeszedl przez przedarta Zaslone. Gdy rozbrzmial veehal, Zaslona pekla, a on przeszedl. Kiedy Zaslona peka, ci, którzy znajda sie w poblizu, sa zgubieni.
- Nie rozumiem.

Powered by MyScript