Je¿eli jesteœmy naprawdê Bia³ymi, jak siê domyœlasz, je¿eli Japoñczycy nas z³api¹ i zmusz¹ do mówienia, sprawa stanie siê trudna dla ciebie i ca³ej wioski! To odnios³o natychmiastowy skutek. Kacyk zaniepokoi³ siê, popatrzy³ lêkliwie w lewo i w prawo, jakby spodziewaj¹c siê ujrzeæ czaj¹cych siê ¿ó³toskórych ¿o³nierzy, schyli³ g³owê, spojrza³ spode ³ba na brata. Tang Tuo odchrz¹kn¹³ i zabra³ g³os: - Musimy wam pomóc, tuan. Czekajcie do rana. Sen Toju i Tang Tuo zastanowi¹ siê, co robiæ. Peter, Alan i Geoffrey nie zmru¿yli oka tej nocy. Byli zbyt zdenerwowani i podnieceni. McNeill przechadza³ siê tam i na powrót w poprzek chaty, powtarza³ szeptem litery i liczby, niczym kabalistyczne znaki tajemniczych zakl¹æ. Tanner usi³owa³ przekonaæ Shannona, ¿e Alan pomyli³ siê w obliczeniach i ¿e z Jawy jcst tylko maleñki kawa³ek drogi do Australii, a tam czekaj¹ na nich samoloty, dzia³a, czo³gi i okrêty wojenne, przede wszystkim zaœ czeka Eileen, Eve i Jack w bungalow przy Victoria Street w Melbourne. Peter s³ucha³ go jednym uchem, automatycznie potakiwa³ i chrz¹ka³, gdy Geoffrey raz po raz rozwodzi³ siê nad urod¹ ¿ony, inteligencj¹ syna i wdziêkiem corki. Jego umys³ ca³kowicie zaprz¹tniêty by³ zagdk¹ „Nigerii”, przed oczami bezustannie pojawia³a siê twarz Betty. Gdy œwiat³o dzienne poczê³o siê s¹czyc poprzez dziurawe poszycie dachu, w progu chaty stan¹³ w uroczystej pozie Tang Tuo, a obok niego dziwnie zmieszany i poblad³y porucznik Joseph Alcock - Decyzja zapad³a, tuan - zwróci³ sie krajowiec do Shannona. - Mój dostojny brat, Sen Toju, oraz ja, Tang Tuo, postanowiliœmy. - Tak, Tang Tuo, co postanowiliœcie? - spyta³ szybko Peter. Brat naczelnika wioski powoli i z namaszczeniem obróci³ siê do Alcocka, poufnym i protekcjonalnym gestem po³o¿y³ mu d³oñ na ramieniu. - Tuan Joseph - wymówi³ to imiê fatalnym akcentem - pragnie pozostaæ z nami. Tuan Joseph prosi³ przed godzin¹, by oddaæ mu za zonê moj¹ córkê, Li Tong... - Co takiego? - wrzasn¹³ Peter, nie wierzac w³asnym uszom. Tang Tuo spochmurnia³. Zmarszczy³ brwi, przygryz³ wargi, ³ypn¹³ oczami. - Tuan Joseph i Li Tong zamieszkaj¹ w jednej chacie jako m¹¿ i ¿ona - powiedzia³ z naciskiem. - Wy trzej, je¿eli chcecie, zostaniecie przewiezieni na Jawê w rybackiej ³odzi. Peter przez d³ug¹ chwilê spogl¹da³ bezradnie na Alcocka. Nie mia³ uprzedzeñ rasowych, ale ma³¿eñstwo porucznika brytyjskiej Królewskiej Artylerii z bratanic¹ dzikiego kacyka zapad³ej wioski w g¹szczach sumatrzañskiej d¿ungli wykracza³o poza granice zdrowego rozs¹dku. - Co on mówi? - zniecierpliwi³ sie Tannner. Shannon wyjaœni³ sytuacjê w kilku s³owach. Australijczyk zaniós³ siê przeci¹g³ym, chrapliwym œmiechem. Upad³ na pos³anie, trz¹s³ siê, trzyma³ rêkami za brzuch. Wreszcie uspokoi³ siê na tyle, ¿e s³owa poczê³y jakoœ przeciskaæ siê przez gard³o. - Gratulacje, Joe, nabo¿ny bracie! Gratulacje, anio³ku - wo³a³ g³osem przerywanym nowymi paroksyzmami œmiechu. - Kiedy œlub i wesele? Zaprosisz mnie na chrzciny? A mo¿e odœpiewamy chóralnie hymn, zaczynaj¹cy sie od s³ów: „Otom odnalaz³ j¹, o Panie, w sercu sumatrzañskiej d¿ungli, za co dziêki Ci, o Wszechpotê¿ny i Wszechmocny...” Alcock poczerwienia³. Wydawa³o siê, ¿e krew tryœnie mu z policzków. - Ja... bo ja wiem... tak siê jakoœ sta³o... no có¿ - uniós³ siê nag³ym gniewem, potrz¹sn¹³ piêœciami przed twarz¹ Austraiijczyka. - Dosyæ ju¿ mam wszystkiego, rozumiesz, Tanner?! Dosyæ w³óczêgi, przedzierania siê przez d¿unglê, g³odu i pragnienia, strachu i niebezpieczeñstw. Dosyæ waszego towarzystwa! Dosyæ ciebie, Tanner! Ja chce ¿yæ, rozumiecie?! - odwróci³ siê i wybieg³ z chaty. - Nie zapominaj o gruszkach - zawo³a³ za nim Geoffrey. - Bêd¹ ci bardzo potrzebne. McNeill wzruszy³ z politowaniem ramionami. - Ka¿dy odpowiedzialny jest za w³asne czyny. A z niego ma³a by³a pociecha dla Royal Artillery Corps. Mam wra¿enie, ¿e wojnê zdo³amy wygraæ i bez porucznika Josepha Alcocka z Ruislip pod Londynem - powiedzia³ z sarkazmem. - Peter, zapytaj tego nadêtego bêcwa³a, kiedy odp³ywamy. Zagadniêty Tang Tuo, stoj¹cy dotychczas bez ruchu, niczym hebanowa statua, wyjaœni³, i¿ jeszcze tego samego dnia odbêdzie siê ceremonia zaœlubin, dokonana wed³ug obyczajów i tradycji miejscowych. Tang Tuo nie w¹tpi³, ¿e przyjaciele oblubieñca zechc¹ wzi¹æ w niej udzia³ i obecnoœci¹ swoj¹ uœwietniæ uroczystoœæ. Wieczorem, o zmierzchu, czekaæ bêdzie na nich specjalnie wybrany rybak ze swoja ³odzi¹. - No, tak - westchn¹³ Tanner. – To jest prawdziwa wojna. Na ka¿dym kroku tracimy ludzi, o ile mo¿na nazwaæ cz³owiekiem naszego ukochanego Joe. McNeill u¿y³ tym razem jêzyka hiszpanskiego: - Amar'y saber no puede ser [101] - wydeklamowa³ dramatycznie.
|