Sama mnie tego uczyłaś...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
26|167|Oni powiedzieli: "Jesli nie zaprzestaniesz, o Locie, to niechybnie zostaniesz wypedzony!"26|168|On powiedzial: "Nienawidze tego, co wy czynicie...
»
- mówi minister - chcecie tak pomagać, żeby cesarstwo nic z tego nie miało? I tu, razem z ministrem, nasza prasa głos podnosi i zbuntowanym dobroczyńcom wytyka, że...
»
—- Widać, że wrzuciłem spory kamień do tego gniazda! — zaśmiał się Mowgli, który nieraz zabawiał się wrzucaniem dojrzałych owoców papawy do...
»
Wejście do tego zakątka ciepła i światła przyniosło Mellesowi ogromną ulgę; poczuł, jak pod wpływem ciepła rozluźniają się jego napięte mięśnie...
»
 Z tego wszystkiego wyłania się inny interesujący problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrząs - pomagają nam...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
Jeżeli miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, żezdolność do miłości jednostki, która żyje w określonej...
»
y chorób, bez tego iżby ów nicpotem ze śrzodka od nich cirpiał; owo panie nazbyt gorące w tey rzeczy staią się hnet siwe, iako powiedaią lekarze...
»
Pan Muldgaard oddalił się w końcu, zabierając ze sobą filmy i list i wraz z nimi unosząc nadzieję, że jego kolegi i wspólne robotnik! coś tam z tego wy-dedukują...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Ale ty teraz jesteś żałosna, naprawdę żałosna, Yennefer. Ty i twoja magia, która do niczego się nie nadaje.
Yennefer nie odpowiedziała. Trzymała oburącz bezwładną i lecącą przez ręce głowę Geralta, łamiącym się głosem powtarzała zaklęcia. Po jej dłoniach, po policzkach i czole wiedźmina tańczyły sine iskierki i trzeszczące ogniki. Triss wiedziała, ile energii kosztują takie zaklęcia. Wiedziała też, że te zaklęcia w niczym tu nie pomogą. Była więcej niż pewna, że bezsilne okazałyby się nawet zaklęcia wyspecjalizowanych uzdrowicielek. Było za późno.
Czary Yennefer tylko ją wyczerpywały. Triss dziwiła się nawet, że czarnowłosa czarodziejka tak długo to wytrzymuje.
Przestała się dziwić, bo Yennefer zamilkła w połowie kolejnej magicznej formuły i osunęła się na bruk obok wiedźmina.
Jeden z krasnoludów znowu zaklął. Drugi stał ze spuszczoną głową. Jaskier, wciąż trzymający Triss, pociągnął nosem.
Zrobiło się nagle bardzo zimno. Powierzchnia jeziora zadymiła jak kocioł czarownic, zasnuła się oparem. Mgła rosła szybko, kłębiła się nad wodą, falami wychodziła na ląd, spowijając wszystko białym, gęstym mlekiem, w którym cichły i marły dźwięki, w którym ginęłty kształty, rozmazywały się formy.
- A ja - powiedziała wolno Ciri, ciągle klęcząc na skrwawionym bruku - kiedyś
wyrzekłam się mojej mocy. Gdybym się nie wyrzekła, tobym go teraz ocaliła. Wyleczyłabym go, wiem to. Ale jest za późno. Wyrzekłam się i teraz nic nie mogę zrobić. To jest tak, jakbym to ja bo zabiła.
Ciszę przerwało najpierw głośne rżenie Kelpie. Potem zduszony okrzyk Jaskra.
Wszyscy osłupieli.
* * *

Z mgły wyłonił się biały jednorożec, biegnąc leciutko, zwiewnie i bezszelestnie, z wdziękiem unosząc kształtną głowę. W tym akurat nie było nic niecodziennego, wszyscy znali legendy, a te zgodne były co do tego, że jednorożce biegają leciutko, zwiewnie i bezszelestnie, a głowy unoszą z sobie tylko właściwym wdziękiem. Jeśli coś było dziwne, to to, że jednorożec biegł po powierzchni jeziora, a woda nawet się nie zmarszczyła.
Jaskier jęknął, tym razem w podziwie. Triss poczuła, jak ogarnia ją wzruszenie. Euforia.
Jednorożec zastukał kopytami po kamieniach kulwaru. Wstrząsnął grzywą. Zarżał
przeciągle, melodyjnie.
- Ihuarraquax - powiedziała Ciri. - Miałam nadzieję, że przyjdziesz.
Jednorożec podszedł bliżej, zarżał znowu, grzebnął kopytem, silnie uderzył nim o bruk.
Pochylił głowę. Sterczący z jego wyklepionego czoła róg zapłonął nagle ostrym światłem, blaskiem, który na moment rozproszył mgłę.
Ciri dotknęła rogu.
Triss krzyknęła głucho, widząc, jak oczy dziewczyny rozjarzają się nagle mlecznym żarem, jak całą ją otacza płomienna aureola. Ciri nie słyszała jej, nie słyszała nikogo. Jedną ręką wciąż trzymała róg jednorożca, drugą skierowała w stronę nieruchomego wiedźmina. Z
jej palców popłynęła wstęga migotliwej i żarzącej się jak lawa jasności.

* * *

Nikt nie potrafił ocenić, jak długo to trwało. Bo to było nierealne.
Jak sen.

* * *

Jednorożec, rozmazując się niemal w gęstniejącej mgle, zarżał, uderzył kopytem,
kilkakrotnie machnął głową i rogiem, jak gdyby wskazywał na coś. Triss spojrzała. Pod baldachimem zwisających nad jeziorem wierzbowych gałęzi zobaczyła na wodzie ciemny kształt. To była łódź.
Jednorożec wskazał rogiem raz jeszcze. I zaczął szybko znikać we mgle.
- Kelpie - powiedziała Ciri. - Idź z nim.
Kelpie zachrapała. Zatargała łbem. Posłusznie poszła za jednorożcem. Podkowy przez chwilę dzwoniły po bruku. Potem dźwięk ten urwał się raptownie. Jak gdyby klacz uleciała, znikła, zdematerializowała się.
Łódź była przy samym brzegu, w chwilach, gdy mgła rozwiewała się, Triss widziała ją już dokładnie. Była to prymitywnie sklecona barką, niezgrabna i kanciasta jak wielkie świńskie koryto.
- Pomóżcie mi - powiedziała Ciri. Głos miała pewny i zdecydowany.
Początkowo nikt nie wiedział, o co dziewczynie chodzi, jakiej pomocy oczekuje.

Powered by MyScript