Brantôme pociesza się jak może: „Tak to człowiek strzela, a Pan Bóg
kule nosi! Bóg wie, co robi: możebna, iż gdybym był ziścił moje plany, byłbym uczynił wię-
cej złego mojej ojczyźnie, niźli uczynił swojej ów renegat z Algieru; i że dla tej przyczyny
byłbym na wieki przeklęty u Boga i u ludzi.”
Sądzić można, iż południowa fantazja unosi Brantôme’a i każe mu się drapować w płaszcz
czarnego charakteru; nie wydaje się prawdopodobnym, aby w tym doskonale przeciętnym
charakterze dzielnego szlachcica swojej epoki był materiał na „zdrajcę” w wielkim stylu.
Wówczas zachodzi wypadek, który stanowi bolesny zwrot w całym życiu Brantôme’a. Pa-
da nieszczęśliwie pod konia, który gniotąc go łamie mu wszystkie żebra: Brantôme na cztery
lata przykuty jest do łóżka, a na całe życie zostaje kaleką.
Kiedy podniósł się z łoża boleści, nie odnalazł już dawnej swej Francji. Żelazna ręka Hen-
ryka IV ujęła rządy kraju, a w nowym porządku rzeczy zagineło owo ulubione życie dworu
ostatnich Walezjuszów. Brantôme nie znalazł tam miejsca dla siebie, zdrowie jego przyku-
wało go zresztą do domowego spoczynku, w którym wreszcie od śmierci starej królowej mat-
ki (1589) zagrzebał się już zupełnie.
„Chafouer le papier”, oto wzgardliwa nazwa, jaką stary żołnierz, dworak i podróżnik na-
daje swoim przymusowym wczasom literackim. Niewątpliwie Brantôme zabawiał się piórem
i wprzódy; całe ustępy jego dzieł musiały powstać już za jego bardziej czynnego życia, przy-
najmniej w formie zapisków; jednakże z drugiej strony można sądzić, iż dopiero ten zwrot w
jego życiu sprawił, iż intensywniej niż wprzódy zaczyna uprawiać tę niwę swojej bujnej in-
dywidualności.
W r. 1590 Brantôme udał się złożyć pokłon królowej Nawarry, pędzącej życie w zamku
Usson w Owernii. Ofiarował jej rozprawę Rodomontades espognoles i przedstawił spis in-
nych dzieł, które miał na warsztacie. Brantóme, dla którego w osobie Małgorzaty de Valois
skupiały się obecnie wszystkie wspomnienia i wszystko, czym żył całą swą młodość i wiek
męski, oczarowany był wdzięcznym przyjęciem, jakiego doznał od „jedynej pozostałej latoro-
śli szlachetnego domu Francji, najpiękniejszej, najszlachetniejszej, największej, najwspanial-
szej, najwielkoduszniejszej i najdoskonalszej księżniczki w świecie”. W rozczuleniu przy-
rzekł jej ofiarować całość swoich dzieł, jakoż dotrzymał wiernie tego przyrzeczenia.
Oprócz literatury wypełniały stare lata Brantóme’a dwie namiętności. Budował i proceso-
wał się. Wśród ciężkich trudów i wielkim kosztem wzniósł zamek Richemond. Z sąsiadami
pieniał się tak zawzięcie, iż jeszcze w testamencie spadkobiercom swoim zaleca usilnie pro-
wadzenie dalej wszystkich jego procesów. Nękało go osamotnienie i podagra. Ostatnie lata
jego wypełnione są skargami i goryczą. Umarł, zapomniany zupełnie od świata, w r. 1614.
Żadne z dzieł Brantôme’a nie ukazało się za jego życia. Nie chciał tego mimo nalegań
księgarzy, którym pokazywał, częściowo przynajmniej, rękopis i którzy „ofiarowali się wy-
drukować go za darmo”. Natomiast w testamencie swoim przekazuje wyraźne rozporządzenia
co do wydania zostawionych rękopisów i nakłada ten obowiązek spadkobiercom, od spełnie-
nia go czyniąc wprost zależnym prawo korzystania z sukcesji. „Zwłaszcza mają czuwać, aby
na tytule drukarz nie umieścił innego nazwiska jak moje własne; inaczej bowiem byłbym po-
zbawiony owoców moich trudów i sławy, jaka mi się należy.” Z tego rysu i z bardzo szcze-
gółowych rozporządzeń „technicznych”, jakie Brantôme, co do wydania swoich dzieł, zosta-
10
wił w testamencie, widzimy, iż lekceważenie okazywane przezeń dla swoich zabaw literac-
|