Semira bawiła od trzech dni na wsi. Zadig dowiedział się w drodze, że piękna dama oświadczywszy głośno, iż ma nieprzeparty wstręt do jednookich, wyszła tejże nocy za Orkana. Na tę wiadomość padł bez zmysłów; boleść omal nie wtrąciła go do grobu; długo chorował, ale w końcu rozsądek wziął górę. Sam nadmiar bólu dopomógł mu do wyleczenia się. – Skoro – rzekł – doświadczyłem tak okrutnej niestałości panny chowanej na dworze, trzeba mi wziąć mieszczankę. Wybrał Azorę, najcnotliwszą i najbogobojniej wychowaną w całym mieście; zaślubił ją i żyli z sobą miesiąc w najtkliwszej słodyczy. Zauważył jedynie, że jest nieco pusta i osobliwie skłonna do tego, aby w każdym ładnym chłopcu dopatrywać się głębokich zalet umysłu i charakteru. II. Nos Jednego dnia Azora wróciła z przechadzki rozjątrzona mocno, wydając głośne okrzyki. – Co tobie – rzekł – droga małżonko? Co mogło cię tak podrażnić? - Ach – rzekła – byłbyś oburzony jak ja, gdybyś oglądał to, czego byłam świadkiem. Poszłam pocieszać młodą wdowę Kosru, która przed dwoma dniami wzniosła swemu małżonkowi grobowiec tuż koło strumienia na łące. W boleści swojej przyrzekła bogom, że wytrwa przy tym grobowcu póty, póki woda będzie przepływała tamtędy. – I cóż! – rzekł Zadig. – Zacna niewiasta, szczerze przywiązana do męża! – Ha! – odparła Azora – gdybyś wiedział, co robiła, kiedy ją przyszła odwiedzić! – Co takiego, piękna Azoro? – Pracowała nad tym, aby odwrócić łożysko strumienia. Azora pomstowała na młodą wdowę tak długo i gwałtownie, że ten nadmiar cnoty zaczął się nie podobać Zadigowi. Miał on przyjaciela imieniem Kador, z liczby owych młodzieńców, w których żona Zadiga dopatrywała się osobliwych zalet ducha; Zadig zwierzył mu swoje obawy zapewniwszy sobie, o ile to możliwe, wierność jego za pomocą znacznego podarku. Spędziwszy dwa dni u przyjaciółki na wsi Azora wróciła trzeciego dnia do domu. Służba zalana łzami oznajmiła pani, że mąż jej umarł nagle tej nocy; nie śmieli jej zanieść żałobnej nowiny i pogrzebali Zadiga w grobowcu przodków w ogrodzie. Azora płakała, wydzierała sobie włosy i przysięgła umrzeć. Wieczorem Kador poprosił o pozwolenie odwiedzenia jej: płakali oboje. Nazajutrz płakali mniej i spożyli obiad razem. Kador zwierzył się jej, że zmarły przyjaciel zostawił mu znaczną część majątku; po czym dał do zrozumienia młodej wdowie, że byłoby dlań szczęściem podzielić z nią swój dostatek. Dama płakała, pogniewała się, zmiękła; wieczerza przeciągnęła się dłużej niż obiad, rozmowa toczyła się poufniej; Azora wysławiała zmarłego, ale przyznała, że miał wady, od których Kador jest wolny. W połowie wieczerzy Kador zaczął się skarżyć na gwałtowny ból śledziony; dama, niespokojna i troskliwa, kazała przynieść wszystkie swoje esencje i pachnidła, żeby spróbować, czy które z nich nie okaże się skuteczne; żałowała, że nie ma w Babilonie wielkiego Hermesa; raczyła nawet dotknąć boku, w którym Kador doświadczał bólu. – Często pana nawiedza to okrutne cierpienie? – spytała ze współczuciem. – Przywodzi mnie niemal do grobu – odparł Kador – a istnieje tylko jedno lekarstwo: przyłożyć na chory bok nos świeżo zmarłego człowieka. – Dziwne lekarstwo – rzekła Azora. 15 – Nie dziwniejsze – odparł – niż woreczki pana Arnoult12 przeciw apopleksji. Argument ten w połączeniu z nadzwyczajnymi zaletami młodego człowieka zrodził w damie postanowienie. – Ostatecznie – rzeka – kiedy mój mąż będzie przechodził ze świata wczorajszego w świat jutrzejszy przez most Czinawar, zali anioł Azrael będzie się wahał przepuścić go dlatego, że nos jego będzie nieco krótszy? Wzięła brzytwę, udała się na grób męża, skropiła go łzami i zbliżyła się, aby odciąć nos Zadigowi, który leżał w trumnie. Zadig podniósł się, trzymając nos jedną ręką, drugą zaś uchylając brzytwę. – Pani – rzekł – nie pomstuj już na młodą Kosru; zamach na mój nos nie ustępuje w niczym odwróceniu strumienia. III. Koń i pies Zadig doświadczył, że pierwszy miesiąc małżeństwa jest, jak to napisano w księdze Zend, miesiącem miodu, drugi zaś miesiącem piołunu. W jakiś czas potem musiał odtrącić Azorę, która się stała zbyt trudna w pożyciu. Postanowił szukać szczęścia w zgłębianiu przyrody. – Nie ma piękniejszej doli – rzekł – nad życie filozofa czytającego w wielkiej księdze, którą Bóg roztoczył naszym oczom. Prawdy, które odkrywa, należą do niego: karmi i kształci duszę; żyje spokojnie; nie lęka się świata, a czuła małżonka nie zapragnie mu obciąć nosa. Pełen tych myśli zagrzebał się na wsi nad Eufratem. Tam nie zajmował się obliczaniem, ile cali wody przepływa w ciągu sekundy pod mostem ani czy ilość deszczowych opadów jest o jedną kubiczną linię większa w miesiącu Myszy niż w miesiącu Barana. Nie roił o tym, aby wyrabiać jedwab z pajęczyny ani porcelanę ze stłuczonych butelek13, ale studiował własności zwierząt i roślin i nabył niebawem bystrości odsłaniającej mu tysiączne różnice tam, gdzie inni widzą jednostajność. Jednego dnia, kiedy przechadzał się po lasku, wpadł nań zdyszany eunuch królowej, za nim zaś liczni oficerowie. Wszyscy byli mocno zaniepokojeni; biegli tam i sam jak ludzie wpółprzytomni szukający niezmiernie cennej zguby. – Młodzieńcze – rzekł wielki eunuch – czy nie widziałeś psa królowej? Zadig odpowiedział skromnie: – To była suka nie pies. – Masz słuszność – odparł eunuch. – Suczka bonońska, bardzo mała – dodał Zadig. – Niedawno miała młode, kuleje na przednią łapkę i uszy ma bardzo długie. – Widziałeś ją tedy? – rzekł eunuch, z wysiłkiem chwytając powietrze. – Nie – odparł Zadig – nie widziałem nigdy i nie wiedziałem nawet, że królowa ma suczkę. Właśnie w tym samym czasie, zwyczajnym kaprysem losu, najpiękniejszy koń stajni królewskiej wyrwał się z rąk masztalerza i pomknął w równiny Babilonu. Wielki łowczy i inni słudzy biegli za nim z takimż samym niepokojem co eunuch za suczką. Wielki łowczy zwrócił się do Zadiga i spytał, czy nie widział konia królewskiego. – Koń ten – odparł Zadig – niezrównany jest w galopie; pięć stóp wysokości, małe kopyto; ogon na trzy i pół stopy; guzy u munsztuka są z dwudziestotrzykaratowego złota, podkowy zaś z jedenastodenarowego srebra. – W jaką stronę pognał? gdzie jest? – spytał wielki łowczy. – Nie widziałem go – odparł Zadig – i nigdy nawet nie słyszałem o nim. 12 Żył w owym czasie Babilończyk imieniem Arnoult, który leczył wszelkie udary i zapobiegał im (tak przynajmniej obwieszczał w gazetach) za pomocą woreczka zawieszonego na szyi. (Przypisek Woltera.) 13 Aluzja do fizyka i przyrodnika René Antoniego Réamura (1683-1757), który przedłożył referat o jedwabiu z pajęczyny
|