tak długo ich miło¶ć...

Linki


» Dzieci to nie ksiÄ…ĹĽeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeĹ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- Myślę, że szukamy czegoś w tym rodzaju, ale prawie zawsze albo nas oszukują, albo my oszukujemy, Paryż - to miłość na ślepo, wszyscy jesteśmy beznadziejnie...
»
13 W tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego kluczowe tu słowo distinct nie zostaje oddane: "Kochali się, jedna była/ Istota miłości dwojga;/ Jedność żyła wśród obojga:/ Ich...
»
Chciałeś zbiec, bo ich hymen wróżył ci katusze; Ale hymen zerwany, więc cóż mąci duszę? Toż miłość cię zaprasza do siebie najsłodziej...
»
– Kiedy pojawiły się słowa „niedobra miłość”?– Ten świr wykrzyczał je, kiedy uciekał po zamordowaniu Becky...
»
 â€žJego nie speĹ‚nione pragnienie miĹ‚oĹ›ci matki i kompleks Edypa do­prowadziĹ‚y do lÄ™ku przed kastracjÄ…, pogĹ‚Ä™bionego dodatkowo przez to, ĹĽe...
»
- Albo z miłości do ciebie, Mistrzu Robintonie?Harfiarz nigdy nie słyszał takiego tonu w głosie Siwspa...
»
Na nic się nie przydawały kary, których - oczywiście z miłości i dla jej własnego dobra - nie szczędziła Ninnie madonna Creta...
»
Ta miłość matki budzi w nim pierwsze życzliwe uczucia i pragnienie bliskości osoby ukochanej...
»
Przepełniona gorącą miłością do Freda, złożyła ręce w żarliwej modlitwie...
»
Polinezyjskie słowo oznaczające miłość to aloha...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


"Otóż, aby odwrócić plagę trzęsienia ziemi i aby zarazem napędzić
stracha don Issacharowi, spodobało sie Eminencji zainicjować
uroczyste auto-da-fe, na które zaszczycił mnie zaproszeniem. Dano mi
doskonałe miejsce; między msz± a egzekucj± roznoszono damom
chłodniki. Przyznaję, groza mnie zdjęła, kiedy patrzałam jak palono
dwóch Żydów i zacnego Biskajczyka, który po¶lubił sw± kumę; ale
jakież było moje zdumienie, przestrach, pomięszanie, skorom ujrzała
postać podobn± z oblicza do Panglossa przystojon± w san-benito i w
mitrę. Przecierałam oczy, wpatrywałam się uważnie, widziałam jak go
powieszono: omdlałam. Ledwiem odzyskała zmysły, ujrzałam ciebie,
odartego z szat do naga; to był już szczyt zgrozy, przerażenia, bole¶ci,
rozpaczy. Powiem ci szczer± prawdę, masz skórę jeszcze bielsz± i
jeszcze delikatniejszej ma¶ci niż u kapitana Bułgarów. Widok ten
podwoił uczucia jakie mne dławiły, pożerały. Wydałam krzyk,
chciałam wołać: "Stójcie, barbarzyńcy!" ale głos mi zamarł, zreszt±
krzyki byłyby daremne. Kiedy już skończono cię chłostać, ja wci±ż
mówiłam sobie: "Jak to możebne, aby miły Kandyd i roztropny
Pangloss znaleĽli się w Lizbonie, jeden po to aby otrzymać sto
batogów, drugi aby go powieszono na rozkaz Inkwizytora, którego ja
jestem kochank±? Zatem Pangloss zwodził mnie okrutnie, kiedy
powiadał, iż wszystko dzieje się w ¶wiecie jak można najlepiej!
"Tak trwałam, wzruszona, zrozpaczona, na przemian to podniecona
do ostatnich granic, to znów omdlała z niemocy. W głowie kłębiła mi
się okrutna ¶mierć ojca, matki, brata, brutalno¶ć żołdaka, pchnięcie
nożem z jego ręki, moja niewola, praktyka kuchenna, kapitan
bułgarski, obmierzły Żyd Issachar, niegodziwy Inkwizytor, szubienica
Panglossa, straszliwe miserere beczane przez nos podczas gdy cię
ćwiczono, a zwłaszcza pocałunek, jaki wymienili¶my za parawanem
w dniu kiedy widziałam cię ostatni raz. Sławiłam Boga, który
sprowadził cie ku mnie poprzez tyle prób. Poleciłam starej służ±cej,
aby miała pieczę nad tob± i by cię przywiodła tutaj, skoro tylko zdoła.
Wypełniła wiernie rozkaz; zakosztowałam niewypowiedzianej
rozkoszy ogl±daj±c się, słysz±c cię, mówi±c do ciebie. Ale ty musisz
być przeraĽliwie głodny, ja również jestem przy apetycie, zacznijmy
od wieczerzy".
Siedli do stołu; po wieczerzy za¶ ułożyli się na wygodnej kanapie, o
której już wspomniano. Spoczywali jeszcze, kiedy nadszedł don
Issachar, jeden z panów domu. Był to sabbat. Przyszedł korzystać z
praw i dać wyraz tkliwym wynurzeniom miło¶ci.
IX. Co się przytrafiło Kunegundzie, Kandydowi, Wielkiemu
Inkwizytorowi oraz Żydowinowi
Ów Issachar był to najbardziej choleryczny Hebrajczyk ze wszystkich
w Izraelu od czasu niewoli babilońskiej. "Jak to, rzekł, ty suko
galilejska, więc nie do¶ć już Inkwizytora? Trzebaż aby ten obwie¶
również dzielił się ze mn±? To mówi±c, wyci±ga puginał który miał
zawsze przy sobie i, nie przypuszczaj±c aby przeciwnik mógł być
uzbrojony, rzuca się na Kandyda; ale zacny Westfalczyk, wraz z
całym moderunkiem , otrzymał od staruchy i tęg± szpadę. Mimo iż z
natury był bardzo łagodnego obyczaju, dobywa szpady i w mig
rozci±ga Izraelitę trupem u stóp pięknej Kunegundy.
"Panno Naj¶więtsza! wykrzyknęła, cóż się z nami stanie! trup w
mieszkaniu! je¶li policja wkroczy, jeste¶my zgubieni. - Gdyby
Panglossa nie powieszono, rzekł Kandyd, byłby nam dał dobr± radę w
tej potrzebie, był to bowiem wielki filozof. Skoro go nie ma,
poradĽmy się starej". Staruszka była to roztropna osoba; zaczynała
wła¶nie swój wywód, kiedy otwarły się drugie drzwiczki. Była
pierwsza po północy, zaczynała się niedziela. Ten dzień należał do
wielebnego Inkwizytora. Wchodzi i widzi ¶wieżo oćwiczonego
Kandyda ze szpad± w dłoni, trupa na podłodze, oszalał± Kunegundę i
roztropnie mówi±c± staruchę.
Oto, co w tej chwili przeszło przez duszę Kandyda i jaki bieg wzięło
jego rozumowanie: "Je¶li ten ¶wi±tobliwy człowiek wezwie pomocy,
każe mnie niechybnie spalić, toż samo uczyni z Kunegund±; on to
kazał mnie oćwiczyć bez lito¶ci; jest moim rywalem; skoro już
wzi±łem się do zabijania, nie mam się co i wahać". Rozumowanie
było jasne i szybkie; po czym Kandyd, nie daj±c Inkwizytorowi
ochłon±ć ze zdumienia, przeszywa go na wylot i kładzie go na ziemi
koło Żydowina.
"Coraz lepiej, rzekła Kunegunda; nie ma już odpuszczenia; jeste¶my
wyklęci, ostatnia godzina przyszła na nas! Jakże¶ ty mógł, człowieku,
ty, łagodny jak baranek, zabić, w ci±gu dwóch minut, Żyda i prałata?
- Moja panienko, odparł Kandyd, człowiek zakochany, zazdrosny i
oćwiczony przez inkwizycję, nie poznaje sam siebie".
Wówczas odezwała się stara i rzekła: "Stoj± w stajni trzy
andaluzyjskie konie, s± również siodła i rzędy; niechaj dzielny
Kandyd je okulbaczy; pani ma perły i diamenty, siadajmy żywo na
koń (mimo iż mogę siedzieć tylko na jednym po¶ladku) i spieszmy do
Kadyksu. Czas wymarzony do drogi: nic przyjemniejszego jak podróż
w nocnym chłodzie".
Natychmiast Kandyd siodła konie; po czym on, Kunegunda i stara
kropi± trzydzie¶ci mil jednym tchem. Podczas gdy tak pędz±, ¶więta
Hermandad wkracza do mieszkania; chowaj± Eminencję w nadobnym
ko¶ciele, Issachara wrzucaj± do kloaki.
Kandyd, Kunegunda i stara byli już w miasteczku w górach Sierra-
Morena, i tak rozmawiali w gospodzie.
XI. O tym, w jakiej niedoli Kandyd, Kunegunda i stara przybyli do
Kadyksu i jak wsiedli na okręt
Kto mógł ukra¶ć moje dukaty i diamenty? mówiła z płaczem
Kunegunda; z czego będziemy żyć? cóż poczniemy? gdzie znaleĽć
inkwizytorów i Żydów aby im dali inne? - Niestety, rzekła stara,
podejrzewam mocno wielebnego ojca franciszkanina, który wczoraj,
w Badajos, spał z nami; niech mnie Bóg chroni od lekkomy¶lnego
pos±dzenia, ale wszedł dwa razy do naszej izby i wyjechał o wiele
wcze¶niej. - Och! wzdychał Kandyd, zacny Pangloss dowodził nieraz,
że dobra ziemi wspólne s± wszystkim i że każdy ma do nich równe
prawo. Ów franciszkanin winien był wtedy, wedle tych zasad,
zostawić nam co¶ na dokończenie podróży. Zatem, nie mamy już nic,
piękna Kunegundo? - Ani szel±ga, odparła. - Co pocz±ć? rzekł
Kandyd. - Sprzedajmy jednego konia, rzekła stara; mimo iż mogę
siedzieć tylko na jednym po¶ladku, przycupnę z tyłu za siodłem
panienki i dobijemy do Kadyksu".
W tej samej oberży bawił przeor benedyktynów; za tanie pieni±dze
zgodził się kupić konia. Kandydy, Kunegunda i stara przebyli Lucenę,

Powered by MyScript