Chce, by matka się nim opiekowała, bawiła się z nim, była w dzień i w nocy. Jeszcze nie rozumie potrzeb matki, jeszcze chce wszystkiego tylko dla siebie. Prymitywna jest więc ta pierwsza miłość, ale już jest: pierwsza miłość warunkująca wszystkie następne. To jest właśnie główne zadanie matki. Nie to jest najważniejsze, że ona dziecko kocha, ale, że przez swoją życzliwą obecność daje mu się pokochać, daje mu okazję do pierwszego pozytywnego ustosunkowania się wobec drugiego człowieka. Nikt nie może matki w tym zadaniu wyręczyć. Jeśli zdarzy się, że inna osoba przyjmie na siebie rolę tego, kto pierwszą miłość obudzi, to właściwie już ona jest matką, nie ta, co urodziła. Pielęgniarka w żłobku i w domu dziecka może nakarmić czy przewinąć, ale po dyżurze odchodzi do swoich spraw. Matką jest się stale. Jeżeli dziecko zamiast z jedną osobą kochającą będzie się spotykać z wieloma obojętnymi, przychodzącymi i odchodzącymi, nie będzie miało kogo pokochać. Dziecko musi odczuć miłość, właśnie odczuć. Człowiek dorosły może kogoś kochać nie widząc go latami, dla dziecka pojęcia przestrzeni i czasu są jeszcze obce. Nie rozumie jeszcze, co to znaczy „za miesiąc” czy „za tydzień” - ten, kogo kocha, musi być obecny teraz. Nie można wytłumaczyć mu zawiłych przyczyn długiego rozstania, nawet jeśli ma ono być dla jego dobra. W ogóle niewiele jeszcze rozumie. Ono musi czuć ręce matki, słyszeć jej głos, widzieć ją w pobliżu. Poznaje też zaraz drugą osobę: ojca. To spotkanie nie jest tylko poszerzeniem ilościowym znanych ludzi, jest zmianą jakościową. Dziecko wchodzi w pierwszą grupę społeczną - jeszcze maleńką, ale już dość skomplikowaną, bo ważne w niej są nie tylko relacje między nim a matką i między nim a ojcem, ale także pomiędzy rodzicami. Dzięki ojcu dziecko wchodzi w całą nową sferę spraw: świat to już nie tylko ono i jedna, ku niemu zwrócona osoba, ale grupa osób wzajemnie życzliwych. W grupie tej są potrzebne wzajemne ustępstwa dla wspólnego dobra. Tak zaczyna się człowiek uczyć miłości, zwracać życzliwie do innych: podzieli się już czasem zabawkami czy cukierkami, przyniesie coś, chwilę cierpliwie poczeka - i trzeba te pierwsze próby działania dla innych zauważać i pochwalać. Cieszyć się też trzeba z prób samodzielności, które będą coraz odważniejsze w poczuciu bezpieczeństwa zapewnionego przez miłość rodziców. Przekonanie dziecka, że choćby mu się nie powiodło, to i tak rodzice nie będą go mniej kochali, umacnia poczucie własnej wartości, wiarę w powodzenie i - co za tym idzie - ułatwia sukcesy. Przeciwnie, dziecko kochane przez rodziców tylko wtedy, gdy spełnia wszystkie oczekiwania, przy pierwszym niepowodzeniu, np. trudnościach szkolnych, może załamać się i zrezygnować z dalszych wysiłków. Przeświadczenie, że jest kochane dla niego samego, dziecko zdobywa z wolna od pierwszych tygodni życia i właśnie ono pozwala, po okresie wielkiej zachłannej potrzeby bliskości z rodzicami, na stopniowe usamodzielnianie się. Dziecko, które czuje się bezpieczne i nie wątpi o miłości rodziców, jest odważniejsze i chętniej próbuje najpierw chodzić, potem wybiegać na podwórko, potem samodzielnie odrabiać lekcje. Jeśli jednak pierwsze próby własnoręcznego ubierania się zostały udaremnione, żeby było szybciej, rysunki zganione, bo nie odpowiadały gustowi rodziców, a przyjaciele nie wpuszczeni do domu, żeby nie zrobili bałaganu, samodzielność okazuje się niebezpieczna. Jeśli wszystko, co dziecko robi, oceniane jest negatywnie, a drobne sukcesy nie są dostrzegane, dziecko zaczyna wierzyć w swoją nieudolność.
|