- Tak jest, Panie Brahmo! - kiwnął głową Sam...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
– Chętnie sam bym się do was przyłączył – zachichotał Wittgenbacher, kiwając głową w sposób jeszcze bardziej mechaniczny...
»
— A nie mówiłem! — Torrit pokiwał głową z zadowoleniem...
»
Entreri skinął głową, zadowolony, że drobne sugestie Dwahvel, iż inne oczy mogą być skierowane w ich stronę, doprowadziły przebiegłą kobietę tak...
»
Dziewczyna stała przez długą chwilę pod kamiennym blokiem, z głową uniesioną wysoko, nie tylko obserwując budowlę, ale też wchłaniając jej zapachy...
»
To był doprawdy zupełnie niezwykły widok, gdy ten wielki, gruby mężczyzna o apoplektycznej twarzy wisiał głową na dół i próbował dostać się z sufitu na...
»
nierzy do swego namiotu, potknął się na korzeniu obalonego drzewa, a najbliższy grenadier pochwycił garść słomy, zapalił i nad głową wzniósł, aby mu...
»
Thom leciutko pokręcił głową, Juilin skrzywił się, ale Ny­naeve patrzyła tylko na Birgitte i Elayne...
»
— Niby czemu?— Panie! Toż to ordynarna pułapka… Po jednemu nie dadzą nam rady, a jakby nas tam dostali razem, to tylko lokal otoczyć…— A...
»
Towarzysz Duvala miał krótkie, czarne dredy, które sprawiały, że jego głowa wyglądała jak kaktus...
»
Potrząsnął z rezygnacją głową, najwyraźniej nie mogąc znaleźć odpowiednich słów...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Wyjął fajkę z ust, zerwał sięz krzesła, szybkim krokiem podszedł do półki z książkami, uruchomił mecha-nizm obrotowy i wszedł do pokoju, sprawiającego wrażenie rupieciarni. Czekałtam najwyższy kapłan świątyni. Różne myśli kłębiły mu się po głowie, lecz tymrazem pozostawił je do własnej wiadomości.
Tego samego wieczoru książę odbył naradę z tymi spośród swych towarzy-szy, którzy odwiedzili mieszkających w Maharatha jego krewnych i przyjaciół,by poznać ostatnie nowiny oraz plotki, kursujące po mieście. Z rozmów tychwynikało, że w Maharatha przebywało obecnie zaledwie dziesięciu MistrzówKarmy, zamieszkujących w pałacach na wzgórzach, na południowy wschód odmiasta. Mistrzowie odbywali rutynowe obchody w podlegających im klinikach,
60
61
pojawiali się w czytelniach i, rzecz jasna, urzędowali w Świątyniach, gdziezgłaszali się obywatele pragnący dostąpić odrodzenia. Dwór Karmy bytmasywną czarną budowlą, której wewnętrzne podwórce otaczały liczne pałace;tam mieszkał i ci, którym sąd przyznał prawo do przybrania nowych ciał, czyi i dotransferu, jak powszechnie mawiano. Strake, wraz z dwoma dworzanami, choćwyruszył skoro świt, jeszcze nie wrócił - pozostał w Dworze, by sporządzićplany fortyfikacji. Dwóch innych posłano do Shana z Irabek, któremu mieliwręczyć zaproszenie na późną kolację, połączoną z nocna hulanką. Shanz Irabek był dalekim sąsiadem Sama, który stoczył z nim trzy krwawe potyczkigraniczne, a niekiedy ruszał razern ze starcem polować na tygrysy. Jeszcze innidworzanie zostali posłani na ulicę .Kowali, gdzie mieli dopilnować, by zamówio-ne przez księcia kopie jego odznak były gotowe dokładnie na jutro rano.Oczywiście, by praca szła nieco żwawiej, Sam nie pożałował brzęczącejmonety.
Shan z Irabek przybył do oberży jak go o to proszono, późnym wieczorem.Towarzyszyło mu sześciu krewnych, którzy - choć z kasty kupieckiej - uzbroilisię od stóp do głów jak prawdziwi rycerze. Widząc jednak, że gospoda jestzupełnie spokojnym miejscem, a żaden z gości nie nosi broni, odłożyli cały swójrynsztunek w kąt i usiedli za stołem, po obu stronach księcia.
Shan był człowiekiem szczupłym i wysmukłym, chodzjił jednak dziewnieprzygarbiony. Ubrany w opończę koloru kasztanów, na głowie miał ciemnyturban, opadający aż do kocich, krzaczastych brwi koloru mleka. Biała brodaprzypominała potargane wiatrem, oszronione zarośla, zęby, gdy się śmiał,przywodziły na myśl czarne stemporki, a jego zawsze zmrużone powieki byłyzaczerwienione i podnosiły się z największym wysiłkiem, jakby zmęczonepowstrzymywaniem wiecznie nabiegłych krwią źrenic przed wyskoczeniemz oczodołów. Właśnie roześmiał się powolnym, chrapliwym śmiechem fleg-matyków, rąbnął pięścią w stół i krzyknął: - Słonie są wtedy cholernie drogie,a puszczone na bagna wcale nie spełniają swej roli!
Tę opinię powtarzał już po raz szósty dzisiejszego wieczoru w związkuz tematem rozmowy, podczas której roztrząsano, jaka pora roku jest najlepszado wojny. Tylko największy prostak i zupełny nowicjusz mógłby być na tyle Jgłupi, by znieważyć ambasadora sąsiedniego mocarstwa podczas pory desz- jozowej, a gdyby się tego dopuścił, należałoby go napiętnować jako noureau roi \
--- powszechnie twierdzono. ;Gdy dyskusja rozkręciła się na dobre, lekarz książęcy przeprosił towarzystwo ji udał się do kuchni, by osobiście nadzorować przyrządzanie deseru, a zwłasz- 1c/a by własnymi rękami wprowadzić narkotyk do ciastka przeznaczonego dla jShana. Kiedy dyskusja wzięła jeszcze wyższe obroty, objedzony deserem Shancoraz częściej musiał przymykać oczy i coraz częściej zwieszał głowę na piersi.
--Dobra uczta... - mruczał pod nosem między jednym a drugim chrapnięciem,po czym dodawał: - Słonie są wówczas cholernie drogie i...
W ten sposób zasnął na dobre i nikt się nie znalazł, kto umiałby go obudzić, jJego krewni znajdowali się w stanie, który nie pozwalał odstawić Shana do do- \m j, bowiem książęcy medyk dodał do ich wina chlorku hydratu i teraz leżeli na |.podłodze, chrapiąc. Książęcy ochmistrz zajął się z Hawkaną wszystkim, co było
62
trzeba było zrobić, by noc minęła im spokojnie, zaś Shana zabrano doapartamentów książęcych. Tutaj książęcy medyk złożył mu krótką wizytę,poluzował mu pasa i przemówił w sposób łagodny lecz stanowczy:

Powered by MyScript