Pomyślała, że kiedy ten dzień nastąpi, będzie już wystarczająco silna, by dać Nicholasowi odpór, bo czuła, że z każdym dniem staje się silniejsza, że coraz bardziej mu dorównuje, przynajmniej w tej dziwnej grze, którą prowadzą. A na razie zajmie się zwiedzaniem Londynu. Ulice stopniowo stawały się coraz czystsze i spokojniejsze, aż w końcu powóz się zatrzymał. Stangret otworzył drzwiczki i opuścił schodki, a Nicholas pomógł Clare wysiąść. Było już prawie ciemno i udało się jej zauważyć tylko tyle, że londyńska rezydencja rodziny Aberdare ma szeroką klasyczną fasadę. - Czy tu też jest pilnie potrzebna gospodyni? - spytała. - Kilka dni temu powiadomiłem mojego administratora, że przyjeżdżam, i że trzeba sprzątnąć dom oraz zatrudnić służbę na czas naszego pobytu. - Podał jej ramię. - Oczywiście jako pani domu możesz wprowadzić tu tyle zmian, ile dusza zapragnie. Z przykrością uświadomiła sobie, że jest to kolejny sposób uwodzenia. To, że Nicholas traktował ją jak damę, że liczył się z jej opinią działało na nią upajająco. Pamiętając o tym, że to sytuacja przejściowa, łatwiej jej było podchodzić do tego z pewną powściągliwością. Kiedy wchodzili po marmurowych schodach, dobre samopoczucie zaczęło ją opuszczać. Do tej pory Nicholasa bawiło towarzystwo Clare, lecz w Londynie znajdzie wiele innych, bardziej ekscytujących rozrywek. W gruncie rzeczy, może się nią znudzić i odesłać ją do Penreith przed upływem tygodnia. Wtedy odniesie zwycięstwo, prawda? Urządzony z niezwykłym przepychem dom utrzymany był w doskonałym stanie, choć w ogromnych, nie zamieszkanych od lat pokojach panowała bezosobowa atmosfera hotelu. Nicholas przywitał się uprzejmie z nieliczną służbą i przedstawił Clare jako swoją kuzynkę - to samo powiedział zamawiając oddzielne pokoje w zajeździe, w którym zatrzymali się w drodze do Londynu. Z początku służący nie bardzo wiedzieli, co myśleć o Clare. Była zbyt zaniedbana jak na jego krewną z arystokratycznego rodu, ale jeszcze trudniej było im uwierzyć, że przywiózł ją tu w charakterze swojej kochanki. Jednak służący byli londyńczykami, przyzwyczajonymi do znoszenia najrozmaitszych dziwactw swych chlebodawców, toteż szybko przestali się nią interesować i wykonywali jej polecenia w zamian za hojną zapłatę. Clare zrozumiała, że nie obchodzą jej prywatne opinie służących na jej temat; o wiele łatwiej było żyć wśród obcych niż wśród ludzi, którzy znali ją od dziecka. Pierwszego dnia pobytu w mieście Clare obudziła się szalenie podekscytowana. Kiedy zeszła na dół, Nicholas był już w pokoju śniadaniowym, gdzie popijał kawę, czytając „Morning Post”. Na jej widok podniósł się uprzejmie z krzesła. - Dzień dobry, moja droga. Dobrze spałaś? - Nie bardzo, w Mayfair panuje taki sam hałas jak w kopalni w Penreith. Lecz myślę, że się do tego przyzwyczaję. - Clare zerknęła na „Morning Post”. - Trudno sobie wyobrazić, że można czytać gazety tego samego dnia, w którym zostają wydane, a nie parę tygodni później. Co za luksus! Uśmiechając się, nalał jej filiżankę gorącej kawy. - Londyn jest stolicą świata, Clare. Tu powstaje większość wiadomości. Kiedy nałożyła sobie jedzenie z podgrzanych półmisków ustawionych na kredensie, usiedli przy stole. Nicholas rzekł: - Przejrzałem rubrykę towarzyską. Nie znalazłem żadnej wzmianki o hrabim Michaelu Kenyonie ani o lordzie Strathmore, lecz książę Candover jest w mieście. Clare wpadła w popłoch. - Książę? Dostrzegając je zdenerwowanie, wyjaśnił: - To Rafe. Nie martw się. Może jest księciem i to bogatszym od Krezusa, lecz nie jest zarozumiały. Uważa, że mężczyzna zawsze powinien się zachowywać jak dżentelmen. - Zawsze się zastanawiałam, co - poza pieniędzmi i dobrym pochodzeniem - wyróżnia dżentelmena. Uśmiechnął się szeroko i złożył gazetę. - Według Rafe'a angielski dżentelmen nigdy nie jest niegrzeczny, chyba że ma w tym jakiś cel. - To nie brzmi pocieszająco - powiedziała z uśmiechem. - Domyślam się, że lord Strathmore to twój przyjaciel Lucien.
|