- To było sześćdziesiąt milionów lat temu - zauważyła Nadia...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
– KÅ‚amie pan, kÅ‚amie pan dla dobra czÅ‚owieka – tym razem w gÅ‚osie Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Åšwiata sÅ‚ychać byÅ‚o leniwy, choć...
»
RozdziaÅ‚ wrzeÅ›niowy We wrzeÅ›niu Stara Dama wyznaÅ‚a samej sobie, że minione lato byÅ‚o dziwnie szczęśliwe, a niedziele i te sobotnie popoÅ‚udnia...
»
Trudno było pojąć opowieść na wpół szalonego ślepca, lecz kiedy Guthwulf mówił, Simon wyobraził sobie, jak hrabia wędruje tunelami, kuszony przez coś, co...
»
Po wejœciu Wooda do zespo³u, choæ na razie tylko tymczasowym, zaczê³o siê wyczuwaæ obecnoœæ elementu przyjaŸni, o której w przypadku Taylora trudno w³aœciwie by³o mówiæ...
»
sposób oznakowania urz¹dzeñ, którym udzielono œwiadectwa homologacji, maj¹cna uwadze, aby oznakowanie by³o jednoznaczne i czytelne dla nabywcyurz¹dzenia...
»
Prawdziwą winą Druidów było oczywiście to, że podburzali ludność, by nie akceptowała rzymskiego prawa i rzymskiego pokoju...
»
D³ugookresowym efektem CAP by³o znaczne zwiêkszenie produkcji rolnej w krajach ólnoty i pojawienie siê ogromnych nadwy¿ek ¿ywnoœci na pocz¹tku lat siedem-si¹tych...
»
W latach piêædziesi¹tych by³o ono g³ówn¹ orientacj¹ teoretyczn¹, obecnie stanowi442jedno z wielu podejœæ, jakimi mo¿e dysponowaæ terapeuta (GAP 1987, Mohl i in...
»
— No i nawet nikogo nie trzeba byÅ‚o w tym celu zabijać — potwierdziÅ‚ z po- dziwem Kragar...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- I tak byłby zakopany pod lodem.
- To prawda. - Później, wracając do pojazdu, Ann mruknęła: - Cóż, jeśli Sax i inni stopią te czapy, na pewno jakieś znajdziemy. Będziemy mieć całe muzeum meteorytów, wokół którego rozsiądziemy się na piasku.
Minęli kolejne faliste doliny, to wspinając się do góry, to zjeżdżając w dół, niczym łódź kołysząca się na falach. Tym razem były to największe z dotąd napotkanych fal: grzbiet jednej od szczytu drugiej dzieliło około czterdziestu kilometrów. Podróżnicy często popatrywali na zegarki, aby trzymać się ustalonego rozkładu dnia, i od dziesiątej wieczór do piątej rano parkowali na pagórkach albo tkwili ukryci w stożkach kraterów, chcieli bowiem mieć podczas tych postojów piękne widoki. Zaciemniali też okna przy użyciu podwójnej polaryzacji, aby łatwiej zasnąć w nocy.
Któregoś ranka, kiedy przemierzali okolicę, Ann włączyła radio i zaczęła je nastawiać zgodnie z parametrami satelitów areosynchronicznych.
- Nie jest łatwo znaleźć biegun - oznajmiła. - Pomyślcie tylko, że pierwsi ziemscy odkrywcy zawsze docierali na północ latem, mimo że nie widzieli gwiazd i nie mieli satelitów.
- Więc jak go znajdowali? - spytała nagle zaciekawiona Nadia. Ann zastanawiała się przez chwilę.
- Nie wiem - uśmiechnęła się. - Podejrzewam, że było to bardzo trudne. Prawdopodobnie za pomocą obliczeń.
Nadię zaintrygował ten problem i natychmiast zaczęła coś obliczać na komputerze. Geometria nigdy nie była jej mocnym punktem, ale pomyślała, że zapewne przy biegunie północnym w jakimś dniu w środku lata słońce zakreśla idealny okrąg wokół horyzontu, nigdy nie zbaczając poniżej ani powyżej. Jeśli więc ktoś znalazł się w pobliżu bieguna mniej więcej w środku lata, mógł użyć sekstansu, aby zmierzyć wysokość słońca nad horyzontem... Czyjej rozumowanie było właściwe?
- To jest gdzieś tutaj - oświadczyła nagle Ann.
- Tutaj?
Zatrzymali rovera i rozejrzeli się wokół. Biała równina sięgała aż po bliski horyzont; nie wyróżniała się niczym specjalnym z wyjątkiem paru szerokich czerwonych pasm. Jednak linie na komputerowym ekranie nie formowały koncentrycznych kół podobnych do tarczy strzelniczej, więc Nadia sądziła, że do celu mają jeszcze kawał drogi.
- Gdzie właściwie? - spytała.
- Hmm, gdzieś na północ stąd. - Ann znowu się uśmiechnęła. - W odległości mniej więcej kilometra. Może w tamtą stronę. Wskazała na prawo. - Musimy tam pojechać i jeszcze raz się zsynchronizować z satelitą. Trochę triangulacji i powinniśmy trafić w sam środeczek. W każdym razie z dokładnością do stu metrów.
- Jeśli poświęcimy na to więcej czasu, możemy go znaleźć z dokładnością do jednego metra! - rzucił z entuzjazmem Simon. - Ustalmy dokładnie!
Jechali minutę, potem sprawdzili swoją pozycję przez radio, skręcili w prawo, znowu chwilę jechali i jeszcze raz połączyli się z satelitą. W końcu Ann oznajmiła, że są u celu albo przynajmniej blisko. Simon zaprogramował komputer, po czym wszyscy ubrali się w skafandry i wysiedli z pojazdu, aby sprawdzić, czy rzeczywiście dotarli do bieguna. Ann i Simon wiercili otwory w gruncie, a Nadia krążyła po spiralnym torze, coraz bardziej oddalając się od pojazdu. Przed nią znajdowała się czerwonawo-biała równina, horyzont był w odległości jakichś czterech kilometrów. Zdecydowanie zbyt blisko. Znowu przeniknęło ją uczucie obcości, podobne do tego sprzed paru dni, kiedy obserwowała zachód słońca na czarnych wydmach; ta planeta była niesamowicie obca: wąski horyzont, niewyraźna grawitacja, taki mały klaustrofobiczny światek... A teraz znajdowała się dokładnie na jego północnym biegunie. Było Ls równe 92. Mieli już niemal sam środek lata. Gdyby stanęła obrócona twarzą ku słońcu i nie poruszała się, słońce drgnęłoby nagle, a potem obracałoby się wokół niej przez całą resztę dnia albo i przez resztę tygodnia! Niezwykłe wrażenie. Zawirowała radośnie jak dziecięcy bączek. Co by poczuła, zastygając nieruchomo na tak długo?

Powered by MyScript