- To ja...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Natomiast Taleniekow miał coraz większe problemy z przetrwa­niem u siebie, w Moskwie...
»
Podobnie rzecz się miała z Lucjuszem Kalidusem, który, moim zdaniem, był po śmierci Lukrecjusza i Katullusa najwybitniej-szym poetą naszych czasów; był to...
»
Sztywny żabot rozpiął mu się z przodu i sterczy jak przekrzywiona aureola...
»
dzieckiem, wiedziałem, że trudno utrzymać się za mniej niż 8 dolarów dziennie brutto...
»
szybszą, niż można byłoby sądzić na pierwszy rzut oka, opancerzoną i zdumiewająco silnie uzbrojoną...
»
czytywał to nawet za punkt honoru wojskowego...
»
dzanie i pracę grupową...
»
 On przezwycięży nieprzyjaciół swoich – zachowana zostanie resztka Izraela: I stanie się w całym kraju – mówi PAN: Dwie...
»
można znaleźć dla niego jakieś słowo lub słowa zastępcze? Oczywiście i to bardzo prosto...
»
Otwartość koncepcji pedagogiki społecznej Heleny Radlińskiej, a zwłaszcza niejednoznaczność pojęć pracy społecznej i służby społecznej, spowodowała...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

To ja im pokazałem...
 
2
 
.. .jak to należy zrobić. To moja wina.
Pan Nell po prostu stał, spoglądając na niego, ze ściśniętymi mocno wargami i rękoma opartymi na skrzypiącym, czarnym, skórzanym pasie. Popatrywał to na Bena, to na wodę rozlewającą się za tamą i z powrotem na Bena, jakby nie wierzył własnym oczom.
Był ogorzałym Irlandczykiem, jego włosy - przedwcześnie posiwiałe - były sczesane do tyłu i ukryte pod niebieską czapką. Oczy miał jasnoniebieskie, a nos czerwony jak pomidor. Na policzkach widać było drobniutkie gniazda popękanych naczynek. Był mężczyzną średniego wzrostu, ale dla pięciu przerażonych chłopców urastał do co najmniej ośmiu stóp.
Pan Nell otworzył usta, aby coś powiedzieć, kiedy Bill Denbrough stanął obok Bena. - T-t-t-to b-b-był m-m-mój p-p-p-pomysł - wykrztusił w końcu. Wziął głęboki oddech i podczas gdy pan Nell przypatrywał mu się beznamiętnie, Bill zdołał wydusić z siebie to, co miał do powiedzenia: to nie była wina Bena; tak się akurat złożyło, że Ben przechodził nieopodal i pokazał im, jak ulepszyć tamę, którą wybudowali.
- Ja też - rzekł nagle Eddie i stanął obok Bena z drugiej strony.
- Co to ma znaczyć „ja też”? - spytał pan Nell. - To twoji nazwisko czy adres - hem?
Eddie zaczerwienił się aż po korzonki włosów.
- Byłem z Billem, zanim jeszcze pojawił się tu Ben. To chciałem przez to powiedzieć.
Richie stanął obok Eddiego. Przyszło mu na myśl, żeby przemówić jednym z głosów, co być może poprawiłoby nastrój pana Nella. Z drugiej jednak strony, po namyśle (co było w przypadku Richiego olbrzymią rzadkością) uznał, że być może pogorszyłby w ten sposób ich obecną sytuację, która nie należała do najlepszych. Nie wyglądało na to, żeby pan Nell był dziś w radosnym nastroju. Wątpliwe, aby miał ochotę na chichranie. Ściślej mówiąc, wyglądało na to, że chichranie było ostatnią rzeczą, o jakiej mógł teraz myśleć. Dlatego też powiedział tylko: - Ja też brałem w tym udział - cichym głosem, a potem zamknął buzię na kłódkę.
- I ja - rzucił Stan, stając obok Billa.
Teraz cała piątka stała rzędem przed panem Nellem. Ben patrzył to w jedną, to w drugą stronę, bardziej niż zdumiony i oszołomiony ich postępowaniem. Przez chwilę Richie miał wrażenie, że wielki Humbak ze wzruszenia zacznie płakać.
- Jejzu - powiedział ponownie pan Nell i choć w jego głosie pobrzmiewał wyraz zdegustowania, przez chwilę mogło się wydawać, że ma ochotę wybuchnąć śmiechem. - Nigdy żem nie widział taki łokropnej bandy gnojóf. Dyby wasi starzy wiedzieli, dzie się podziewacie, daliby wam dzisia f tyłki, jak mie Bóg miły. Kto wi, czy zresztom tak nie będzie.
Richie nie mógł już dłużej wytrzymać - jego usta po prostu się otwarły, a potem, jak to zwykle bywało, popłynął z nich istny potok słów.
- Jak tam leci w starym kraju, panie Nell? - zapytał. - Widzę wyraz smutku i bólu w pana oczach i jestem święcie przekonany, że tak szlachetny człowiek jak pan z pewnością musi tęsknić za rodzinną ziemią i dałby...
- Dam, to ja ci w skórę mój drogi, i to zaraz - rzucił oschle pan Nell.
Bill odwrócił się do niego i warknął: - Na m-m-m-miłość b-b-boską, R-r-richie, z-z-zamknij s-się w-w-wreszcie!
- Dobra rada, panie Williamie Denbrough - oznajmił pan Nell. - Założę się, że Zack nie wie, że tu jesteś, znaczy się w Bar’ns, i bawisz się pośród pływających gówien, co?
Bill spuścił wzrok i pokręcił głową. Dzikie róże płonęły na jego policzkach. Pan Nell spojrzał na Bena.
- Nie przypominam sobie twojego nazwiska, synu.
- Ben Hanscom, proszę pana - wyszeptał Ben.
Pan Nell pokiwał głową i ponownie spojrzał na tamę.
- To był twój pomysł?
- Jak to zbudować? Tak. - Szept Bena był prawie niesłyszalny.
- No cóż, niezły s ciebie budofniczy, chłopie, ale chyba gówno wiesz o Bar’ns i systemie kanałów w Derry, ni?
Ben pokręcił głową. Pan Nell uświadomił go w tym względzie.
- System składa się z dwóch części. Jedna odprowadza stałe ludzkie nieczystości - gówno - jeśli to określenie nie urazi waszych uszu. Druga odprowadza brudną wodę - wodę spłukiwaną w toaletach albo spływającą do rur z umywalek, wanien, pralek i pryszniców - ta cała woda dociera do kanałów biegnących pod miastem. Dzięki Bogu, waszym uczynkiem nie spowodowaliście żadnych problemów ze stałymi nieczystościami - są one wpuszczane do Kenduskeag nieco dalej, w dół rzeki. Najprawdopodobniej na skutek waszej działalności gdzieś na tym odcinku pojawiły się teraz wielkie kałuże brudnej wody, które ostatecznie wyschną na słońcu, ale możecie być pewni, że nie macie na sumieniu plam gówna na suficie w czyimś mieszkaniu. Co się tyczy brudnej wody... nie obsługuje się jej za pomocą pomp. Spływa ona w dół wzgórza tym, co spece od kanałów nazywają ściekami grawitacyjnymi. I założę się, że wiesz, dokąd prowadzą wszystkie te kanały, co, chłopcze?
- Tam, na górę - powiedział Ben, wskazując na teren za tamą, teren, który w poważnym stopniu udało się im zatopić. Zrobił to, nie unosząc wzroku. Wielkie łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Pan Nell udawał, że ich nie zauważył.
- Racja, mój wielki młody przyjacielu. Wszystkie te ścieki grawitacyjne wpływają do strumienia, które z kolei trafiają do górnego biegu Barrens. Prawdę mówiąc, sporo z tych drobnych małych strumyczków składa się tylko i wyłącznie z brudnej wody wypływającej z kanałów, których nawet nie jesteś w stanie zobaczyć, bo są tak głęboko pogrążone w ziemi i porośnięte ze wszystkich stron zielenią. Gówno płynie jednym kanałem, a cała reszta drugim. Boże, dzięki ci za roztropność ludzką; czy kiedykolwiek przyszło wam na myśl, że wskutek waszej działalności możecie zalać całe Derry szczynami i brudną wodą?
Nagle Eddie zaczął się dusić i musiał skorzystać z aspiratora.
- Zawróciliście całą wodę z sześciu spośród ośmiu centralnych odpływów, które obsługują Witcham, Jackson, Kansan i cztery czy pięć pomniejszych uliczek pomiędzy nimi.
Pan Nell zmierzył Billa Denbrougha piorunującym spojrzeniem.

Powered by MyScript