Przestała się już przejmować kobiecą skromnością i patrzyła mu teraz prosto w oczy. - Konsul generalny życzy sobie, żeby na spotkaniu byli obecni wszyscy członkowie rady - powiedziała. - Kalif z ochotą spełni tę prośbę, albowiem wysoko ceni zdanie swoich doradców - odparł Mansur. - Ile czasu potrzebujecie, żeby zwołać spotkanie? - zapytała Verity. - Trzy dni - odpowiedział Mansur po krótkim namyśle. - Kalif byłby jeszcze bardziej zaszczycony, gdybyś zgodził się, panie, towarzyszyć mu na pustynię, by zapolować na dropie z sokołem. - Przywódca rebeliantów chce cię zabrać na polowanie z sokołem. Nie jestem pewna, czy będziesz bezpieczny na pustyni, ojcze - powiedziała Verity. - Chłopina musiałby być niespełna rozumu, żeby próbować wobec mnie przemocy - odparł sir Guy. - Najpewniej chce porozmawiać na osobności, żeby zdobyć moje poparcie. Można być pewnym, że pałac to rojowisko intryg i gniazdo pełne szpiegów. Gdy wyjedziemy na pustynię, może wyciągnę z niego coś, co nam się przyda. Powiedz, że przystaję na propozycję. Mansur wysłuchał okraszonego uprzejmościami tłumaczenia, jakby nie pojął ani słowa z przemowy konsula, po czym dotknął ust. - Osobiście dopilnuję, aby wszystko było przygotowane na tę wyjątkową okazję - rzekł. - Jutro rano przyślę barkas, który zabierze wasze rzeczy. Zawieziemy je do obozu myśliwskiego i będą tam do waszego przybycia. - Zgadzamy się na to - przekazała Verity akceptację ojca. - A my jesteśmy zaszczyceni - odparł Mansur, po czym dodał: - Już tęsknię do dnia, kiedy znów będę mógł zobaczyć twoją twarz, tak jak zgoniony ogier tęskni za łykiem świeżej wody. - Cofnął się z wdzięcznym pożegnalnym ukłonem. - Zarumieniłaś się. - Konsul wyraził zatroskanie wyglądem córki. - Tutaj jest za gorąco. Twoją matkę także to wyczerpuje. - Czuję się doskonale, ale dziękuję ci, ojcze, za twoją troskę - odparła gładko Verity. Mimo że potrafiła zachować zimną krew w najtrudniejszych okolicznościach, nagle poczuła, że nie panuje nad swymi emocjami. Kiedy młody książę skierował się do burty statku, żeby zejść na królewską felukę, usiłowała na niego nie patrzeć. Musiała jednak, gdyż ojciec ujął ją pod ramię i poprowadził do relingu. Mansur spojrzał na nią z dołu tak niespodziewanie, że nie zdążyłaby odwrócić głowy bez zwrócenia na siebie uwagi. Wytrzymała jego spojrzenie, a po chwili żagiel łodzi wypełnił się wiatrem i oddzielił ich od siebie niczym kurtyna. Verity czuła gniew zapierający dech w piersiach, lecz jednocześnie przeniknęło ją dziwne poczucie uniesienia i dumy. Nie jestem jakąś bezmyślną, wdzięczącą się orientalną hurysą, pomyślała; nie jestem zabawką, z którą można igrać do woli. Jestem Angielką i należy mnie odpowiednio traktować. Wzięła głęboki oddech dla uspokojenia i zwróciła się do ojca: - Może lepiej będzie, jeśli zostanę z matką, kiedy ty będziesz pertraktował z rebeliantami? Ona kiepsko się czuje. Cornish może tłumaczyć. Naprawdę chciała uniknąć uczuć, jakie w niej wywoływały te tańczące zielone oczy i tajemniczy uśmieszek. - Nie bądź głuptasem, dziecko. Cornish nie wiedziałby nawet, jak zapytać o godzinę. Będziesz mi potrzebna. Schodzisz ze mną na ląd, i koniec dyskusji. Jego upór jednocześnie zirytował Verity i sprawił jej ulgę. Przynajmniej będę miała okazję jeszcze raz skrzyżować szpady z tym ładnym książątkiem, uznała. Jeszcze zobaczymy, kto tym razem będzie miał ostrzejszy język. Trzeciego dnia przed świtem królewska feluka przewiozła gości na pałacowe nabrzeże. Czekał tam Mansur ze zbrojną świtą i służbą. Po zwyczajowej wymianie grzeczności poprowadził sir Guya do arabskiego ogiera o lśniącej czarnej maści. Po chwili parobcy przyprowadzili kasztanową klaczkę dla Verity. Wyglądała na posłuszne zwierzę, chociaż szeroka pierś i nogi zdradzały jej szybkość i wytrzymałość. Dziewczyna dosiadła wierzchowca z wdziękiem i swobodą wytrawnej amazonki. Gdy wyjeżdżali przez miejską bramę, było jeszcze ciemno i kilku konnych wysforowało się naprzód, by oświetlać drogę pochodniami. Mansur trzymał się blisko sir Guya, ubranego w elegancki angielski strój do polowania. Verity jechała po lewicy ojca. Miała na sobie ciekawą kombinację angielskiego i orientalnego ubioru myśliwskiego. Jej wysoki jedwabny kapelusz przytrzymywany był długim błękitnym szalem, którego końce przerzuciła przez jedno ramię. Niebieski płaszcz sięgał za kolana, lecz poły miał fałdziste, co zapewniało swobodę ruchów bez obrazy skromności. Nogi dziewczyny okrywały luźne bawełniane spodnie i miękkie buty z cholewami. Mansur wybrał dla niej ozdobne siodło o wysokim przednim i tylnym łęku. Po wyjściu z łodzi powitała go lodowato i niemal nie zwracała nań uwagi, gawędząc z ojcem. Młody książę mógł więc przyglądać się dziewczynie dość otwarcie. Należała do tego niezwykłego gatunku angielskich kobiet, które wręcz rozkwitają w tropikach. Zamiast się pocić, męczyć i usychać od skwaru i duchoty, była chłodna i zrównoważona. Nawet strój, który na innej wydawałby się krzykliwy i bez gustu, przydawał jej atrakcyjności. Początkowo jechali wśród daktylowych gajów i pól uprawnych za murami miasta. W pierwszym świetle brzasku kobiety z zasłoniętymi twarzami nabierały wody ze
|