Verity przetłumaczyła pismo, wysłuchała ojca i zwróciła się znów do Mansura...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Pewnego dnia obserwowany przez Serkisofa chłopak znów wyruszył przed siebie bez celu i wtedy na dworcu autobusowym udało mu się odnaleźć „to coś", co mogło...
»
Banichi znów chwycił go za ramię i przedstawił kolejnym osobom, tym razem dwóm służącym płci męskiej, co wymagało następnej kolejki ukłonów...
»
Z początku Jaina była zaskoczona, że mały statek leci znów właściwym kursem, potem jednak uświadomiła sobie, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego...
»
Gdy zdała sobie sprawę, że rozładowywanie stresów jest co najmniej tak samo popłatne jak uwalnianie od napięć fizycznych, znów zaglądała często do...
»
w obrębie „nowych nacjonalizmów" pozaeuropejskich (pouczające pod tymwzględem mogłyby być przemiany ideologiczne endecji, dramatycznie, w napięciu i...
»
Gdy znów otworzyłam oczy i się rozejrzałam dookoła, wcześniejszy tłumek mocno się przerzedził, a ostatni maruderzy obmywali się lub...
»
Rozbujany rzemień to oddalał ją nieco od ściany skalnej, to znów trochę przybliżał...
»
Kiedy korzystasz z biblioteki open-uri, wystarczy, że wpiszesz instrukcję open() z adresem URL, a skrypt zwróci odpowiednią stronę WWW...
»
sie Piotr wraca do kraju, odwiedza stryja Michała, rozkopuje mogiłę ojca, uczestniczy w bójce w restauracji, a następnie kilka tygodni przebywa w szpitalu,...
»
innym znów razem w pełni świadom tego, co robiłem...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Przestała się już przejmować
kobiecą skromnością i patrzyła mu teraz prosto w oczy.
- Konsul generalny życzy sobie, żeby na spotkaniu byli obecni wszyscy członkowie rady - powiedziała.
- Kalif z ochotą spełni tę prośbę, albowiem wysoko ceni zdanie swoich doradców - odparł Mansur.
- Ile czasu potrzebujecie, żeby zwołać spotkanie? - zapytała Verity.
- Trzy dni - odpowiedział Mansur po krótkim namyśle. - Kalif byłby jeszcze bardziej zaszczycony, gdybyś
zgodził się, panie, towarzyszyć mu na pustynię, by zapolować na dropie z sokołem.
- Przywódca rebeliantów chce cię zabrać na polowanie z sokołem. Nie jestem pewna, czy będziesz
bezpieczny na pustyni, ojcze - powiedziała Verity.
- Chłopina musiałby być niespełna rozumu, żeby próbować wobec mnie przemocy - odparł sir Guy. -
Najpewniej chce porozmawiać na osobności, żeby zdobyć moje poparcie. Można być pewnym, że pałac to
rojowisko intryg i gniazdo pełne szpiegów. Gdy wyjedziemy na pustynię, może wyciągnę z niego coś, co nam
się przyda. Powiedz, że przystaję na propozycję.
Mansur wysłuchał okraszonego uprzejmościami tłumaczenia, jakby nie pojął ani słowa z przemowy konsula,
po czym dotknął ust.
- Osobiście dopilnuję, aby wszystko było przygotowane na tę wyjątkową okazję - rzekł. - Jutro rano przyślę
barkas, który zabierze wasze rzeczy. Zawieziemy je do obozu myśliwskiego i będą tam do waszego przybycia.
- Zgadzamy się na to - przekazała Verity akceptację ojca.
- A my jesteśmy zaszczyceni - odparł Mansur, po czym dodał: - Już tęsknię do dnia, kiedy znów będę mógł
zobaczyć twoją twarz, tak jak zgoniony ogier tęskni za łykiem świeżej wody. - Cofnął się z wdzięcznym
pożegnalnym ukłonem.
- Zarumieniłaś się. - Konsul wyraził zatroskanie wyglądem córki. - Tutaj jest za gorąco. Twoją matkę także
to wyczerpuje.
- Czuję się doskonale, ale dziękuję ci, ojcze, za twoją troskę - odparła gładko Verity. Mimo że potrafiła
zachować zimną krew w najtrudniejszych okolicznościach, nagle poczuła, że nie panuje nad swymi emocjami.
Kiedy młody książę skierował się do burty statku, żeby zejść na królewską felukę, usiłowała na niego nie
patrzeć. Musiała jednak, gdyż ojciec ujął ją pod ramię i poprowadził do relingu.
Mansur spojrzał na nią z dołu tak niespodziewanie, że nie zdążyłaby odwrócić głowy bez zwrócenia na siebie
uwagi. Wytrzymała jego spojrzenie, a po chwili żagiel łodzi wypełnił się wiatrem i oddzielił ich od siebie
niczym kurtyna.
Verity czuła gniew zapierający dech w piersiach, lecz jednocześnie przeniknęło ją dziwne poczucie
uniesienia i dumy. Nie jestem jakąś bezmyślną, wdzięczącą się orientalną hurysą, pomyślała; nie jestem
zabawką, z którą można igrać do woli. Jestem Angielką i należy mnie odpowiednio traktować. Wzięła głęboki
oddech dla uspokojenia i zwróciła się do ojca:
- Może lepiej będzie, jeśli zostanę z matką, kiedy ty będziesz pertraktował z rebeliantami? Ona kiepsko się
czuje. Cornish może tłumaczyć.
Naprawdę chciała uniknąć uczuć, jakie w niej wywoływały te tańczące zielone oczy i tajemniczy uśmieszek.
- Nie bądź głuptasem, dziecko. Cornish nie wiedziałby nawet, jak zapytać o godzinę. Będziesz mi potrzebna.
Schodzisz ze mną na ląd, i koniec dyskusji.
Jego upór jednocześnie zirytował Verity i sprawił jej ulgę. Przynajmniej będę miała okazję jeszcze raz
skrzyżować szpady z tym ładnym książątkiem, uznała. Jeszcze zobaczymy, kto tym razem będzie miał ostrzejszy
język.
Trzeciego dnia przed świtem królewska feluka przewiozła gości na pałacowe nabrzeże. Czekał tam Mansur
ze zbrojną świtą i służbą. Po zwyczajowej wymianie grzeczności poprowadził sir Guya do arabskiego ogiera o
lśniącej czarnej maści. Po chwili parobcy przyprowadzili kasztanową klaczkę dla Verity. Wyglądała na
posłuszne zwierzę, chociaż szeroka pierś i nogi zdradzały jej szybkość i wytrzymałość. Dziewczyna dosiadła
wierzchowca z wdziękiem i swobodą wytrawnej amazonki. Gdy wyjeżdżali przez miejską bramę, było jeszcze
ciemno i kilku konnych wysforowało się naprzód, by oświetlać drogę pochodniami. Mansur trzymał się blisko
sir Guya, ubranego w elegancki angielski strój do polowania. Verity jechała po lewicy ojca.
Miała na sobie ciekawą kombinację angielskiego i orientalnego ubioru myśliwskiego. Jej wysoki jedwabny
kapelusz przytrzymywany był długim błękitnym szalem, którego końce przerzuciła przez jedno ramię. Niebieski
płaszcz sięgał za kolana, lecz poły miał fałdziste, co zapewniało swobodę ruchów bez obrazy skromności. Nogi
dziewczyny okrywały luźne bawełniane spodnie i miękkie buty z cholewami. Mansur wybrał dla niej ozdobne
siodło o wysokim przednim i tylnym łęku. Po wyjściu z łodzi powitała go lodowato i niemal nie zwracała nań
uwagi, gawędząc z ojcem. Młody książę mógł więc przyglądać się dziewczynie dość otwarcie. Należała do tego
niezwykłego gatunku angielskich kobiet, które wręcz rozkwitają w tropikach. Zamiast się pocić, męczyć i
usychać od skwaru i duchoty, była chłodna i zrównoważona. Nawet strój, który na innej wydawałby się
krzykliwy i bez gustu, przydawał jej atrakcyjności. Początkowo jechali wśród daktylowych gajów i pól
uprawnych za murami miasta. W pierwszym świetle brzasku kobiety z zasłoniętymi twarzami nabierały wody ze

Powered by MyScript