Te urządzenia nie są jednak wieczne, a ich ciągła produkcja powoduje powstawanie wielce toksycznych związków metali. Taki jest oto bilans: trzydziestoletnie istnienie napędzanej przez Słońce elektrowni łączy się z powstaniem sześciu tysięcy ośmiuset pięćdziesięciu ton szkodliwych odpadów! Koincydencje takie, których zwykle się nie przewiduje, są zresztą częstsze, niż się myśli. Kiedy się mówi o alkoholu metylowym, produkowanym z celulozy, fałszywie się mniema, że jego produkcja jest praktycznie nieszkodliwa. Tymczasem przy wyrębie lasów, który stanowi tej produkcji niezbędne ogniwo, występuje szczególnie wysoka wypadkowość, i ona niekorzystnie wpływa na bilans całości, powodując znaczny wzrost kosztów. Elektrownia słoneczna z kolei, używająca wklęsłych luster, które koncentrują promieniowanie, wymaga takich zabiegów, w których wyniku powstaje czterysta trzydzieści pięć tysięcy ton bezwartościowych odpadów i resztek; wśród nich czternaście tysięcy trzysta ton bardzo obficie skażonych ołowiem i chromem, i dlatego niebezpiecznych. Globalny zaś system zamieniający promieniowanie słoneczne na elektryczność, stanowiący marzenie niektórych Zielonych — system zdolny zelektryfikować całą planetę — musiałby pochłonąć dwadzieścia procent znanych dzisiaj rezerw żelaza, z którego się wyrabia stal, i wymagałby całego stulecia na jego skonstruowanie, a potem pochłaniałby istotną część produkowanej stali dla utrzymania w ciągłym ruchu. Energia niezbędna do utworzenia słonecznych kolektorów wymagałaby instalacji zajmujących milion kilometrów kwadratowych powierzchni Ziemi, przekazywanie zaś prądu na przykład z Sahary na wielkie odległości obciążyłoby dodatkowo już i tak pogarszającą się ekologię… Taki system byłby przy tym wrażliwy na każde lokalne osłabienie promieniowania słonecznego, na przykład wskutek działalności wulkanów. Drugim pomysłem niemieckim, a także krajów Beneluxu, są tak zwane wiatropędnie. Otóż wymagają one setek tysięcy ton betonu i stali, co znów powoduje powstanie nieużytków, a ponadto ich moc jest niewielka, nierównomiernie rozproszona na dużych obszarach. Na nasze nieszczęście, elektryczności nie można skutecznie magazynować, to nie jest benzyna ani gaz, a gromadzenie jej w akumulatorach bardzo źle się kalkuluje. Elektrownie wykorzystujące siłę wiatru są nie tylko kosztowne i słabo opłacalne, ale jeden taki zespół w Kalifornii zabija rocznie wiele setek ptaków w locie. Więcej orłów zginęło w turbinach napędzanych wiatrem aniżeli ptactwa morskiego po największej katastrofie tankowca z ropą. A zresztą mniemanie, jakoby po uruchomieniu takiego zespołu powstawał już prąd za darmo, jest sprzeczne z elementarnymi obliczeniami. Prąd wytworzony przez ruchliwe masy powietrza kosztowałby dwa do trzech razy więcej niż ten, którego źródłem jest paliwo kopalne, trzeba bowiem liczyć wszystkie inwestycje, nie tylko śmigi, które się w górze kręcą. W szczególnej estymie znajduje się obecnie opowieść o tym, że będzie można używać jako paliwa wodoru. Wodór nie powstaje jednak z niczego, uzyskuje się go przeważnie poprzez elektrolizę i wymaga wkładu energii, ażeby go można było z wody wyzwolić. Ostateczny bilans wygląda następująco: jedna tona paliwa nuklearnego dostarcza energii równej trzem milionom ton paliw kopalnych. A jeśli ktoś chce ,,wysiąść” z energetyki nuklearnej, czekają go koszty stanowiące sumę obciążeń środowiska szkodliwymi popiołami. Nie są to koszty niewielkie: pół miliarda ton siarki z węgla albo trzysta tysięcy ton z ropy, albo dwieście tysięcy ton z naturalnego gazu. Mamy tu więc do czynienia z typową odmiennością reakcji społecznych na zdarzenia szkodliwe, łącznie z takimi, które niosą skutek śmiertelny. Powszechnie wiadomo, że liczba żołnierzy amerykańskich poległych podczas trwania wojny wietnamskiej była daleko mniejsza aniżeli liczba ofiar wypadków samochodowych, które miały miejsce w Stanach Zjednoczonych w tym samym czasie. Nikt jednak nie urządzał demonstracji przeciwko samochodom, natomiast wszyscy sprzeciwiali się wojnie. Wszystkie elektrownie jądrowe świata produkują rocznie trzy tysiące metrów sześciennych odpadów. Pozanuklearny przemysł w samej tylko Ameryce wytwarza rocznie pięćdziesiąt milionów metrów sześciennych odpadów o konsystencji stałej. To są fakty — i nie potrafię zrozumieć, jak można w tej sytuacji rezygnować z posiadania coraz bardziej już bezpiecznych elektrowni napędzanych nuklearnym paliwem. My zresztą nie doczekaliśmy się dotąd ani jednej — mieliśmy projekt Żarnowca, ale został odrzucony. Jeśli jednak na rzecz całą spojrzeć nie w skali pojedynczego życia ludzkiego, tylko po prostu Polski, powstanie takich elektrowni okazuje się nieuchronne. Powiedziałem już kiedyś, że studenci powinni byli demonstrować na rzecz budowy Żarnowca, a nie przeciw niej! — Odezwały się tymczasem głosy, że do Żarnowca trzeba wrócić — a jeśli nie do Żarnowca, to do innej jakiejś lokalizacji. Równocześnie jako kontrargument wciąż wraca sprawa Czarnobyla. — Ale to był przestarzały model, jakiego się od dawna nie stosuje! Czytałem niedawno jednoznaczne opinie amerykańskich fachowców: uważają za dziwne, że ta katastrofa nastąpiła tak późno i tak długo udawało się jechać na tej beczce prochu. Konstrukcja bowiem czarnobylskiej elektrowni od początku była szalenie ryzykowna. Jeszcze Sacharow myślał o wpuszczeniu części elementów elektrowni tego typu pod ziemię; trudno było to jednak zrobić, nie przerywając produkcji. Energetyka jądrowa stanowi, moim zdaniem, podstawę naszej przyszłości i żadne protesty na to nie wpłyną. Podobnie jak globalizacja nie zależy ani od głosów lewicy, ani prawicy, ani centrum — bo to jest proces światowy i będzie się toczyć niezależnie od tego, czy się nań godzimy, czy nie.
|