wania jakichś ogromnych i ciężkich przedmiotów: to z odsieczą wojska nadchodziły takżemachiny wojenne...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Chociaż widziaÅ‚ przedmioty w ciemnoÅ›ciach – wiÄ™kszość urodzonych w czarnych rodzinach widziaÅ‚a – miaÅ‚ kÅ‚opoty z detalami, jak na przykÅ‚ad litery...
»
Wejście do tego zakątka ciepła i światła przyniosło Mellesowi ogromną ulgę; poczuł, jak pod wpływem ciepła rozluźniają się jego napięte mięśnie...
»
D³ugookresowym efektem CAP by³o znaczne zwiêkszenie produkcji rolnej w krajach ólnoty i pojawienie siê ogromnych nadwy¿ek ¿ywnoœci na pocz¹tku lat siedem-si¹tych...
»
A pani i pan przy świetle małej lampki patrzyli z ogromnym współczuciem na tę bohaterską matkę, która dla ratowania rodziny umiera oto o sześć tysięcy mil od...
»
38siadaczem wszelkich œrodków masowego przekazu, posiadaczem w sensie dos³ownym, gdy¿ ogromna wiêkszoœæ narzêdzi porozumienia spo³ecznego podlega jej kontroli,...
»
Poniewa¿ podsyca ona ludzkie emocje i podporz¹dkowuje specjalnym si³om,odgrywa ogromn¹ rolê w konflikcie, nasilaj¹c go i rozpalaj¹c, ilekroæ mutowarzyszy...
»
- Pani Xandra będzie tym zafascynowana - powiedziała głu­chym głosem, wiedząc o zainteresowaniu, jakim czarodziejka Shobalar darzyła magiczne przedmioty...
»
Ciągła wędrówka przedmiotów z pomieszczeń mieszkalnych przez windę do lombardu w regularnych odstępach wydobywała na światło dzienne coraz więcej...
»
Po jakichś pięciu minutach zapadałem zwykle w rodzaj półsnu, po czym roztaczałem przed sobą taką wizję: Oto w moim ciele wyraża się doskonałość Boga...
»
Wykonanie rzutu przez ma³e dziecko czêsto po³¹czone jest z przyruchami takimi, jak uginanie nóg, podskakiwanie, przedmachy r¹k...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Niedługo poczęły sypać się na nas gęsto i z nieludzką siłą strzały ze skrzy-
dełkami z brązu i ciężkie bryły kamienia, zmiatając po prostu uczepione u parapetów całe
grona wojowników, dziesiątkami odrzucając ludzi o jakieś dwadzieścia kroków. Nagle mi-
gnął nam przed oczami płaszcz purpurowy i spośród szeregów rzymskich wzbił się aż pod
niebiosa ogromny krzyk:
– Imperator! Niech żyje Juliusz Cezar!
– Do mieczów, przyjaciele! Do mieczów! Kończmy z tym! – odpowiedział im spokojnym,
równym głosem człowiek w purpurowym płaszczu z odkrytą łysawą czaszką.
Gwałtowne natarcie na nas nastąpiło po tych słowach. Rzymianie sami teraz wyrywali i
obalali swe loryki, aby walczyć z nami możliwie z bliska, zastępy szturmujących zostały ze-
pchnięte ze szczytu szańców i miecze rzymskie poczęły kuć po hełmach galijskich tak za-
wzięcie i z takim hałasem, jak gdyby tysiące kowali pracowało w jakiejś olbrzymiej kuźni.
Zaraz też prawie otworzyło się równocześnie dwoje wrót obozu, z naszej prawej i z lewej
strony, i lunęły stamtąd dwa potoki jeźdźców. Odcięto nas w ten sposób od naszej wielkiej
armii i konnica rzymska, numidyjska, germańska wsiadły nam na karki. Byliśmy więc dzie-
siątkowani pociskami katapult z boku, rąbani przez konnicę z tyłu, a tymczasem piechota
rzymska z coraz to wzrastającą, zda się, siłą napierała na nas z frontu. Po niedługim czasie
oddział nasz został odrzucony w nieładzie do lasu. Spoza przeciwległej palisady obozu rzym-
skiego wśród mroku zapadającej już nocy donosiły się do nas krzyki rozpaczy i boleści załogi
Alezji, którą widocznie wybijano bez litości. Poprzez strumienie potu i krwi, które mi zale-
wały oczy, ujrzałem w pewnej chwili Bojoryksa, trzymającego za nogi zaduszonego przez
siebie Rzymianina, którego używał jak maczugi, gdy wtem uderzył go prosto w pierś i poło-
żył na miejscu pocisk z machiny strzelniczej, głaz tak ogromnych rozmiarów i wyrzucony z
tak straszliwą siłą, iż byłby uśmiercił nawet słonia. Drugi pocisk z tejże machiny zmiażdżył
dwie głowy bratnie Dumnaka i Arwiraga, którzy runęli z szańców w dół obaj razem. Trzeci
rozdzielił na dwie części szczupłe ciało Karmanna. W końcu i ja dostałem tak potężne cięcie
mieczem przez hełm, że straciłem przytomność i stoczyłem się w dół szańców pospołu z
martwymi lub umierajÄ…cymi.
148
Rozdział XVI
PO KLĘSCE
Jak długom przeleżał, przygnieciony poległymi i rannymi, zalany krwią ich i swoją, nie
wiem, lecz ocucił mnie w końcu chłód poranka. Gwiazdy świeciły jeszcze na niebie, lecz na
wschodzie nad obozem, który atakowaliśmy wczoraj, ukazywało się już słabe światło brza-
sku. Wydostałem się jakoś spomiędzy tych ciał drgających niekiedy jeszcze w konwulsjach
agonii i dalej leżąc na ziemi między trupami ujrzałem na polu wczorajszej bitwy snujące się
tu i ówdzie cienie, które obdzierały zabitych i dobijały rannych. Pierwszą moją myślą było
sprawdzić, czy mam jeszcze swój miecz u boku; przekonawszy się, że go mam, począłem
czołgać się po pobojowisku powolutku i ostrożnie, kryjąc się pomiędzy trupami, starannie
unikając jednak potrącenia leżących, z obawy, aby nie wywołać głośnego jęku jakiegoś ran-
nego. W ten sposób dotarłem szczęśliwie do skraju lasu, tego samego, z którego poprzednie-
go dnia wypadliśmy tak niespodzianie na obóz rzymski. Tam stanąłem na nogi, lecz zaledwie
zrobiłem kilka kroków w gęstwinie, gdy musiałem usiąść i oprzeć się plecami o drzewo.
Czułem zamęt i ból w głowie, doznawałem wrażenia, jak gdyby uciskał mi ją niezmierny cię-
żar – i na mym lewym ramieniu broczyły krwią dwie duże rany. Z wyjątkiem zwykłych
okrzyków wart w obozach rzymskich panowała cisza i nie mniej milcząca wznosiła się na-
przeciwko mnie góra Alezji. Obie strony były wyczerpane wysiłkiem i zwycięstwo ciche by-
ło, jak i porażka. Ale tylko... tylko okrzykom warty z obozów rzymskich odpowiadały okrzy-
ki ze szczytu Alezji w języku Rzymian... Na równinie od strony zachodniej, na którą kładły
się teraz wydłużone cienie wież szańców rzymskich, żadnego znaku życia. Kilkaset tysięcy
ludzi naszej wielkiej armii znikło jak sen, który pierzcha po obudzeniu się, i tylko jakieś
ciemnawe kupy, rozproszone to tu, to ówdzie po równinie, znaczyły drogę jej odwrotu.
Czułem się tak oszołomiony fizycznie i duchowo, że z trudem tylko mogłem zebrać myśli,
jak gdyby jakaś próżnia utworzyła się w moim mózgu. Wiedziałem, że przed chwilą zaszło
coś straszliwego i niepowetowanego, coś, co kamieniem przytłaczało mi serce, lecz trudno mi
było uświadomić sobie jasno, co by to było takiego... I wspomnienia moje unosiły się nad
wypadkami dalszymi, nie mogąc się jakoś zatrzymać na najbliższych. Byłem jak gdyby po-

Powered by MyScript