wprawdzie mały, ale złożony z przyjaznych osób...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
W przyjaźni żyją z sobą i tacy dwaj, chociaż już nie tak jak tamci, zarówno wtedy, kiedy ich miłość łączy, jak i potem, kiedy ich miłość przeminie...
»
Po wejciu Wooda do zespou, cho na razie tylko tymczasowym, zaczo si wyczuwa obecno elementu przyjani, o ktrej w przypadku Taylora trudno waciwie byo mwi...
»
- Słuchajcie, przyjaciele - powiedziałem - widocznie wszedłem za wcześnie albo za późno, bo powtarzam wam, że nie widziałem niczego, o czym warto by mówić...
»
- Spróbuj choć! - namawiał Will! - No, masz!- Jak twój przyjaciel nie chce, ja bym to zjadł - powiedział ktoś z dolnej pryczy...
»
Pierwotny Zakon z Syjonu stworzyli templariusze, by przyjąć do swojej chrześcijańskiej organizacji żydów i muzułmanów i aż do 1188 r...
»
Franciszek Józef wyszedł zza biurka, przyjął hono­ry i wyciągnął rękę...
»
Na krążące gwiazdy cicho spoglądając,Przyjaźnimy się z niebieskim smokiem,Oddychamy tu kosmicznym mrozem...
»
- Widzi pani, nie wiedziałem, że mój przyjaciel umarł, dopóki wczoraj nie przyjechałem do Folwarku Toynton...
»
concordia, ae / zgoda, jedno; a)zgodny przyjaciel; b) bogini zgody...
»
Jej postrzeganie świata wykluczało istnienie typów pokroju mojego przyjaciela...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Nowy cel w samotnym życiu usiłowała znaleźć
w spełnianiu miłosiernych uczynków. Rodzina okazała jej dużo ciepła i pragnęła złagodzić jej
smutek, co wdowie było potrzebne.
Powoli przyzwyczajała się do nowej rzeczywistości i jedynie tęsknota za Sobiesławem nie
wypalała się w sercu.
W sierpniu 1182 roku do Eliszki przybyli posłowie od Konrada Dedonowica, margrabiego
Łużyc i Miśni. Raczej byli to dziewosłęby i w imieniu swego pana prosili o jej rękę. Jak
51
zareagowała młoda wdowa? Znając jej przywiązanie do zmarłego Sobiesława, przypuszczalnie
zaskoczona propozycją, odepchnęła tę myśl wydającą się jej zdradą pamięci męża. W pierwszym
odruchu zamierzała odesłać swatów i zapomnieć o wydarzeniu. Szczerzy krewni doradzili jej
przemyślenie matrymonialnej oferty i Eliszka rozważając decyzję, rozpamiętywała przeszłość.
Niejedna bezsenna noc upłynęła jej na powrocie pamięcią do niezapomnianych lat z Sobiesławem,
objazdów wraz z mężem czeskiej ziemi, spacerów nad Wełtawą, wróżb starego Cyryla, wreszcie do
bitwy pod zamkiem, opuszczenia Pragi, krótkim pobycie w Cieszynie i pochówku księcia.
Na wyrażeniu zgody na powtórne małżeństwo przez Eliszkę na pewno wpłynęło pragnienie
posiadania własnego domu. Od opuszczenia Wyszehradu księżna nie miała w zasadzie domu tylko
jego namiastki i napawało ją to wielką przykrością. Węgierscy krewni okazywali jej dużo ciepła,
miała w nich podporę, lecz nie czuła się całkiem u siebie.
Na Łużyce jechała poważna i skupiona. Czy liczyła jeszcze na uśmiech losu w postaci
macierzyństwa? Może ta pokusa nie była bez znaczenia przy wyrażeniu zgody na małżeństwo?
Trzydziestoletnia księżna miała prawo wierzyć w spełnienie swych marzeń.
Księżna nie znała margrabiego Konrada, on również nie kierował się sentymentem, chociaż
słyszał wiele dobrego o żonie Sobiesława, którego cenił. Chodziło mu o zadzierzgnięcie więzów z
rodem Piastów i wdowa po księciu Czech mogła mu swą osobą pomóc w politycznych manewrach.
Z chwilą poślubienia margrabiego urwały się wiadomości o Eliszce. Pewne jest to, że i drugie
jej małżeństwo pozostało bezpotomne. Nic nie słychać o jej działalności, znając jednakże
upodobania margrabiny należy przypuszczać o kontynuowaniu jej charytatywnych uczynków.
Na dwór łużycki docierały wieści z wielkiego świata. Zjawiali się tam goście, kupcy oraz
pielgrzymi od nich dowiadywała się o losach znanych ongiś ludzi. Tam dobiegła ją wieść o śmierci
cesarza podczas wyprawy krzyżowej, tam ze łzami przyjęła fakt zgonu brata Odona, przyrodnich
braci i ojca. Dochodziły także nowiny o zamieszkach w Pradze i o zmianach na tronie czeskim.
Coraz więcej osób odchodziło w cień. Nie ulega wątpliwości, że Eliszka do końca swych dni w
skrytości serca nosiła pamięć kilku lat przeżytych na zamku wyszehradzkim z Sobiesławem. Może
była to jej ostatnia myśl na ziemi?
Eliszka zmarła w kwietniu 1209 roku.
52
Tam, gdzie żyła święta Zyta
Lukki nie zalicza się do atrakcyjnych miast włoskich, nie błyszczy wśród pereł architektury
trecenta ani quattrocenta, ale ci, którzy ją zwiedzili, pozostają pod wrażeniem delikatnego,
nieuchwytnego uroku tego dziewiędziesięciotysięcznego miasta, kryjącego się w dawnych murach
miejskich zamienionych na platanowy bulwar, w rzeźbach Matteo Civitali, obrazach Fra
Bartolommeo, czy w małej gotyckiej kaplicy Santa Maria della Rosa.
Lukka nie oszołamia wspaniałością zabytków, lecz zniewala wzrok urozmaiconymi
krajobrazami, dzięki otaczającym ją ze wszystkich stron górami. Samo miasto nie jest ciekawe:
wąskie i kręte uliczki, z wysokimi domami, toną niemal w wiecznym półmroku. Lecz przestrzeń
rozpoczynająca się na murach, gdzie połyskuje słońce na szczytach gór i wiatr przebiega przez
wierzchołki drzew, przynosi prawdziwe wytchnienie.
Paweł Muratow w swej nieocenionej książce pt. „Obrazy Włoch” usiłuje udowodnić, że Lukka
nie dokonała w dziejach niczego, przynosi rozczarowanie zwiedzającym i że jej historia pełna jest
nikczemności, hańby i poniżenia.
Istotnie, spośród miast włoskich Lukka najkrócej zachowała niepodległość, nie dorównała ani w
części wielkości Florencji, sławie Sieny czy Pizy, pozostała w cieniu potęg ośrodków toskańskich
nie rezygnując jednak z błyskotliwych zrywów utrzymania samodzielności.

Powered by MyScript