wróci

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- Nie mogę panu niczego obiecać - rzekł Kunze...
»
Poprzedniego, tak niezmiernie rozrywkowego, wie­czoru miała tylko jedno pragnienie: zadzwonić do swojego informatora i poznać szczegóły cudownycli...
»
[231] Tamże, s...
»
Podał wędkę marynarzowi i przeszedł na sterburtę...
»
- Jak sądzisz, czy ma to związek z tym, co stało się z tym dzieckiem? To znaczy z klinicznego punktu widzenia, czy to mogło być główną przyczyną śmierci?- Nie...
»
Autostopem co kilka lat przenosiło swą siedzibę, a więc i budynek centrali, na inną planetę, gdzie natychmiast wybuchała radość i próżna euforia...
»
wybrzeża
»
sprzeczność z jakimś powtarzalnym efektem" (StegmĂźl er 1989/I, 402)...
»
może być stosowanie zapachów, np...
»
", -=N, -=9H, =54>:

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Ona bez tego miejsca długo nie wytrzyma - uspokoiła mnie Ada, przytrzymując na
krótkiej smyczy ciągnącą niemiłosiernie labradorkę. Bokser szedł przy mojej nodze
statecznie, jak przystało na dobrze wychowanego starszego pana. A przecież jeszcze tak
niedawno był rozbrykanym szczeniakiem...
- Mam nadzieję, że kiedyś zamieszka tutaj i otworzy gabinet - marzyłem na głos.
- Zrobi, co zechce. Ma dwa domy. A nawet trzy, biorąc pod uwagę, że chałupa po
matce także jest jej własnością. Ruina do wyburzenia, ale pozostaje jeszcze działka. Całkiem
sporo warta. Kiedyś to wszystko będzie należało do niej. Także nasz dom. - Wzruszyła
ramionami Ada. - Biedy klepać nie będzie. I tak ma być.
- Jej matka... Jej rodzona matka bała się, że córkę czeka takie samo podłe życie, jakie
jej przypadło w udziale. No to teraz pewnie się cieszy, jeśli wie. Pamiętam, jak dawno temu
tłumaczyłem Gosi, że jej mama będzie się nią opiekować i patrzeć na nią z góry. Dobrze, że
tak się to wszystko poukładało.
Ada zatrzymała się, wdychając mroźne powietrze. Zaczęło prószyć śniegiem.
Najpierw lekko, potem coraz gęściej.
- Małgosia zawdzięcza to samej sobie - powiedziała. - Nikomu innemu. Owszem, my,
a zwłaszcza ty, utorowaliśmy jej drogę. Ale ona zawsze by sobie poradziła. To silna, odważna
i uparta dziewczyna.
- Wiem. Masz rację.
- W tym właśnie sęk, że nie los rządzi naszym życiem, każdy sam za nie odpowiada.
Jej matka była słaba. A Gośka opiekowała się nią już jako sześciolatka. Szkoda tylko, że była
za mała, aby zapobiec tragedii. Widocznie tak miało być...
- Ale niewiele brakowało... - zauważyłem. - Wtedy, kiedy przestała mówić.
- O nie, to nie tak. - Ada zdecydowanie pokręciła głową. - Ona wcale nie przestała
mówić, dlatego że dała się złamać. Na odwrót! Przestała mówić, żeby się nie dać. Schowała
się głęboko w swojej skorupie, gdzie nikt nie mógł jej dotknąć ani zranić. Po to, żeby
przetrwać.
- Może i masz rację. To znaczy: na pewno masz, jak zwykle. Zresztą zawsze lepiej
ode mnie ją rozumiałaś. Choć to ja za nią szalałem... A Gosia bardziej wdała się w swego ojca
niż w matkę. Jarek jest tak samo jak ona zrównoważony, uczciwy i twardy.
- O tak. - Ada skinęła głową. - To jego krew. Na szczęście. Wiesz, cieszę się, że
jesteśmy teraz rodziną...
Przerwało jej gwałtowne poszczekiwanie i popiskiwanie Buni.
- Co jest, sunia? To tylko śnieg!
Bokser również zaczął niespokojnie węszyć i skomleć. Zbliżaliśmy się już do
pierwszych zabudowań, lecz wciąż znajdowaliśmy się na wydeptanej w śniegu ścieżce
pomiędzy polem, teraz równą jak stół, białą powierzchnią a zagajnikiem. Zaświeciłem latarką,
lecz niczego nie udało mi się wypatrzyć. Za to coś usłyszeliśmy. Coś jakby żałosny, cieniutki
skowyt.
Nasze psy oszalały zupełnie.
- Trzymaj Bunię, a ja spuszczę Boksera ze smyczy. On przynajmniej nie zrobi nic
głupiego - powiedziałem. Zanim jednak zdążyłem odpiąć smycz od obroży, pies, czując
przyzwolenie, wyrwał mi się i pognał w zarośla. Po chwili dobiegło nas poszczekiwanie.
- Masz wysokie buty, idź sprawdź. - Ada mocno trzymała wyrywającą się labradorkę.
Co było robić? Poszedłem, świecąc sobie latarką i brodząc w głębokim śniegu, tam
skąd dochodziło natarczywe szczekanie Boksera.
Nie musiałem iść daleko. Dosłownie kilka metrów od drogi, w płytkiej niecce, gdzie
śnieg się zapadał, zobaczyłem drżącą, puchatą, płową kulkę, a nad nią zaniepokojonego
Boksera. Kulka sapała i popiskiwała przerażona. A trzęsła się zapewne zarówno z zimna, jak i
ze strachu. Wziąłem malucha na ręce i gwizdnąłem na moje stare, mądre psisko.
- Idziemy, Bokser! Trzeba tego malucha szybko ogrzać!
Ada z Bunią czekały na nas zaciekawione. Psica z emocji wydeptała dziurę w śniegu.
- No, co tam macie?!
- Zobacz! - Pokazałem Adzie kurdupla. - Jakaś swołocz musiała zostawić go w lesie
na zatracenie! Przecież ten malec nie zaszedłby sam aż tak daleko! Jak ja bym chciał dorwać
tego bydlaka!
Ada odebrała ode mnie drżącą kulkę.
- Boże, takie maleństwo na mrozie? Tylko potwór mógł zrobić coś takiego. I to
jeszcze w taką noc... Cześć, maluchu. Nie bój się. Pójdziesz z nami do domku.
- Zostanie? - zapytałem, choć już wiedziałem, że mamy trzeciego psa.
- A jak inaczej? - Ada opatuliła malca swoim szalikiem. - To jak bożonarodzeniowy

Powered by MyScript