Wraker zredukował prędkość opadania i widoczny poniżej grunt zaczął płatać Tollerowi złośliwe figle...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Gdy oczy zaczęły pracować sprawniej, w 1982 roku Sean zaczął zwiększać tempo czytania, a obecnie należy do niego wyśmienity rekord w tej dziedzinie, wynoszący...
»
2) przy omijaniu zachowa bezpieczny odstp od omijanego pojazdu, uczestnika ruchu lub przeszkody, a w razie potrzeby zmniejszy prdko; omijanie pojazdu...
»
Annie zrobiło się przykro już w momencie, gdy zobaczyła owego pana wchodzącego do pokoju, a wprost ścierpła, kiedy podszedł do niej i zaczął rozmowę...
»
musi dostawać palpitacji dlatego, że odwiozła mnie policja, zacząłem szukać w sieci tego słowa, które powiedział Payne, nim umarł...
»
- Czy słyszałeś coś o Melnibonéańskim zdrajcy, który zawojował Oin i Yu i zaczął uczyć tych wieśniaków, jak prowadzić wojnę? - Dyvim Tvar oparł się o...
»
Owa silna dominacja gowy pastwa widoczna bya te w jej prawie do mianowania wyszych urzdnikw pastwowych...
»
Uzyskiwanie dostępuWkrótce po wejściu do społeczności Kornblum zaczął uczęszczać na otwarte spotkania, aby zidentyfikować lokalnych przywódców i...
»
- Dziwne - zacząłem w przerwie między dwiema filiżankami herbaty - jak przyzwyczajenie urabia nasze upodobania i poglądy...
»
- Słuchajcie, przyjaciele - powiedziałem - widocznie wszedłem za wcześnie albo za późno, bo powtarzam wam, że nie widziałem niczego, o czym warto by mówić...
»
W progu salonu pan Benedykt z widocznym i szczególnym uszanowaniem podawał ramię kobiecie, za którą postępowała młodziutka, niespełna może...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Ciemność nie była już jednorodna, składała się z tysięcy pełzających, wijących się kształtów, były tym, czego najmniej sobie życzył. Ksztahy biegły pod dryfującym statkiem, bezgłośnie i bez wysiłku dotrzymując mu kroku, ich uniesione ramiona błagały go, by dostał się w ich zasięg i został pocięty, potrzaskany, rozłupany i rozdarty na strzępy.
Po chwili, która zdawała się wiecznością, w otaczającym mroku pojawiło się wreszcie coś jednoznacznego - drżąca plamka bladej szarości, która stopniowo pojaśniała i zmaterializowała się w postać odzianej w biel kobiety...
Rozdział 17
Sondy! - zawołał Bartan Drumme, przechylając się przez reling obok Tollera. - Sondy, jestem tutaj! - Bartan! - Kobieta szła szybkim krokiem, by nadążyć za gondolą. - Widzę cię, Bartanie!
Nie był to budzący grozę, odrętwiający umysł kontakt telepatyczny - po prostu kobiecy głos przepojony zrozumiałym ludzkim podnieceniem, i jego dźwięk napełnił Tollera zdumieniem. Na chwilę zapomniał o wiedzy na temat symbonickich superistot, ważne było jedynie to niesamowite, niewyobrażalne spotkanie. Spotkanie z kobietą, która żyła w jego ojczystym świecie, a następnie w dziwacznych okolicznościach została uprowadzona na inną planetę. Zdrowy rozsądek mówił, że na zawsze zniknęła z ludzkiego zasięgu, ale jej oszalały z żalu, przesiąknięty alkoholem mąż rzucił pomysł podróży przez miliony mil przestrzeni i dotarli do niej. Ta kobieta, której głos drżał teraz z emoq'i, znajdowała się zaledwie kilka jardów od niego w mroku obcej planety - i Toller był urzeczony jej realnością.
Szuranie stożka wydechowego i nóg gondoli o roślinność przywróciło go do rzeczywistości. Bartan już zdążył wspiąć się na burtę gondoli i przycupnąć na zewnętrznym stopniu. Wyciągnął do żony rękę, którą ona chwyciła i po sekundzie stała obok niego. Toller pomógł jej przejść nad relingiem, zdumiewając się prostotą cielesnego kontaktu. Bartan wskoczył na pokład jednym zwinnym ruchem i przytulił Sondeweere. Tołler, Berise i Zavotle podeszli do nich wzruszeni i mocno otoczyli ramionami szczęśliwą parę. Uścisk został rozerwany dopiero, gdy nogi gondoli prześlizgnęły się po gruncie, co wprawiło pokład w drżenie.
- W górę - powiedział Toller do Wrakera, który natychmiast włączył długi impuls, by ożywić gigantyczną pustkę czekającego cierpliwie balonu.
- Tak, tak! - Sondeweere wyzwoliła się ze splątanych ramion i przysunęła do Wrakera. Wyciągnęła w geście powitania prawą rękę. On również uniósł wolną rękę, lecz ich dłonie nieoczekiwanie rozminęły się.
Sondeweere sięgnęła obok niego i - zanim ktokolwiek zdążył zareagować - - złapała linkę przywiązaną do płaszczyzny rozrywacza, szarpiąc ją ostro w dół.
W zatłoczonym mikrokosmosie gondoli nie zaszła żadna natychmiastowa zmiana, ale Toller wiedział, że balon został „zabity”. Wysoko ponad nim od korony balonu został oddarty trapez płótna i powłoka już zaczynała marszczyć się i zapadać, gdy gorący gaz, który ją napinał, uciekał w powietrze. Sondeweere nieodwołalnie skazała statek na pozostanie na Farlandzie - możliwe, że na zawsze.
- Sondy! Coś ty zrobiła?! - Zrozpaczony krzyk Bar-tana wzbił się nad ogólny gwar zszokowanych protestów. Młody człowiek skoczył ku Sondeweere z rozpostartymi ramionami, jak gdyby z opóźnieniem próbował powstrzymać ją przed wykonaniem tego, co już zrobiła. Ona wymknęła się i przeszła spiesznie do pustej sekcji gondoli. „Sondeweere zniknęła”, pomyślał Toller. „Wśród nas znów jest symbonicka superkobieta”.
- Miałam ku temu dostateczne powody - powiedziała ostrym, czystym głosem. - Jeżeli zechcecie mnie wysłuchać...
Jej słowa zginęły w hałasie, jaki towarzyszył zderzeniu z ziemią. Gondola przechyliła się pod ostrym kątem, rzucając ludzi i ekwipunek na jedną burtę, zatoczyła się niepewnie i wyprostowała.
- Zdjąć wsporniki! - krzyknął Toller, wyrwany z chwilowej zadumy. - Balon spada na nas.
Szarpnął za węzły do szybkiego rozwiązywania, które mocowały najbliższy mu wspornik, i odepchnął go z dala od relingu, mając nadzieję, że nie weźmie na siebie ciężaru zapadającej się powłoki. Gondolę zalewał gorący miglig-nowy gaz, wydostający się z balonu. Suchy trzask powiedział Tollerowi, że przynajmniej jeden ze wsporników został przeciążony i złamany.
Toller przełożył nogi przez burtę, mimochodem zauważając, że pozostali robią to samo, i zeskoczył na ziemię. Pobiegł przez coś, co wydawało się zwyczajną trawą, i odwróciwszy się zobaczył zapadający się balon. Kolosalna kopuła nadal była na tyle wysoka, by przysłaniać część nieba, ale straciła swoją symetrię. Zniekształcona, zwijająca się niczym lewia-tan w śmiertelnych bólach, opadała ze wzrastającą szybkością. Lekka bryza przeniosła ją nieco za gondolę, gdzie legła z łopotem w trawie, zachowując pozór życia dzięki przemieszczającym się garbom uwięzionego gazu.

Powered by MyScript