Władca Warowni odłożył je na bok. — Widziałem twoją twarz, gdy wróciłeś… bracie — powiedział — i zdecydowałem się ostatecznie. Twój pobyt w Tilleku tylko pogarsza sprawę, nie pomaga ci. Rozwiązuję naszą umowę. Mistrz Gennell zgadza się ze mną, że powinieneś wrócić do Cechu, gdzie nie będziesz miał tylu wspomnień związanych… z Kasią. Oszołomiony tą nagłą decyzją, lecz wdzięczny, że to nie on musi ją podjąć, Robinton kiwnął głową. Melongel wstał. Harfiarz także. — Zawsze będzie miejsce dla naszego brata… w Tilleku, gdy tylko zapragnie się tu zjawić — powiedział oficjalnie Władca Warowni i wyciągnął rękę. — Myślę, że Mistrz Gennell chciałby, żebyś zabrał z powrotem tego dobrego biegusa z Ruathy — pozwolił sobie na uśmieszek. — Młody Groghe też ma wracać do domu. Możecie jechać razem. Będzie z niego dobry Władca Warowni, gdy ją odziedziczy. — On też będzie się wystrzegał Faksa. Brwi Melongela uniosły się. Spojrzał Robintonowi w oczy. — Tak, i wyjdzie nam to na dobre. W dwa dni później, gdy biegus dobrze wypoczął, Robinton ruszył na południe, a potem na wschód, wraz z Groghem. Wracali tą samą drogą, co przyjechali. Spędzili dwa dni z Suchem, Tortolem i ich rodzinami. Miał ze sobą misę Saday. Okazał w ten sposób, jak bardzo sobie ceni jej dzieło. Mur naprawiono; w wielu miejscach pokrywały go dachówki, ale po jednej stronie było ich więcej. Dla Robintona oznaczało to, że gospodarze wreszcie się pogodzili. Drobna satysfakcja, którą mógł zabrać do domu. ROZDZIAŁ XV Łatwiej żyło mu się w Cechu Harfiarzy pośród pełnych nadziei, nowych uczniów. Pochłonęła go praca nad uzyskaniem tytułu Mistrza; Gennell zaproponował, by poświęcił na nią resztę lata. Mimo wszystko jednak przeżył wstrząs, gdy usłyszał niezapomniane dźwięki swojej Sonaty, wylewającej się przez otwarte okno z sali prób. Jak oni śmieli? Skąd mieli nuty? Zachował swój egzemplarz, ale nigdy…. Potem przypomniał sobie, że sam przepisał kopię dla matki przed ślubem. Ale przecież ona nie zrobiłaby… Wypadł z pokoju i popędził po schodach do sali prób, próbując tupaniem zagłuszyć muzykę, którą z taką miłością stworzył dla swojej Kasi. Szarpnięciem otworzył drzwi, zaskakując instrumentalistów, matkę i Petirona. — Jak śmiecie to grać? — Skoczył ku matce, jakby chciał wyrwać jej harfę z rąk. — Jak śmiesz przerywać? — ryknął Petiron, wściekły, że ktoś mu przeszkadza. — To moja muzyka. Nikomu nie wolno jej grać bez pozwolenia. — Robie… — zaczęła matka, wstała i ruszyła ku niemu. Zatrzymała się gwałtownie, bo syn się cofnął i zasłonił rękoma, jednocześnie odpychając od siebie współczucie malujące się na jej twarzy i cofając się przed fizycznym kontaktem. Prawie jej nienawidził w tej chwili. Jak mogła pozwolić, by Petiron oglądał jego muzykę, Sonatę, którą on napisał dla Kasi, tylko i wyłącznie dla niej! — Ja także kochałam Kasię, Robintonie. Gram to dla niej. Za każdym razem, gdy ktoś zagra Sonatę dla Kasi, powróci jej imię. Ona żyje w tej pięknej muzyce. Dzięki temu będą o niej pamiętać. Nie możesz jej tego odbierać! Musisz na to pozwolić! Wpatrywał się w nią, czując, jak gniew odpływa pod jej surowym spojrzeniem. Pozostali instrumentaliści znieruchomieli do tego stopnia, że prawie nie zauważał ich obecności. Ojciec odchrząknął. — Ta Sonata to najlepsza muzyka, jaką napisałeś w życiu — powiedział bez śladu wyższości w głosie. Robinton odwrócił się powoli i popatrzył na Mistrza Kompozycji. — To prawda — odpowiedział, odwrócił się na pięcie i wyszedł z sali. Wrócił do pokoju i włożył do uszu zatyczki, by nie słyszeć muzyki. Ale niektóre frazy i tak do niego docierały, a pod koniec próby, która właściwie polegała na przegraniu całego utworu bez dłuższych powtórzeń, jak przystało na prawdziwych mistrzów instrumentów, odetkał uszy. Słuchając ronda i finale, nie powstrzymywał już łez, które spływały mu po twarzy. Tak, to najlepszy utwór, jaki napisał w życiu. Gdy go słuchał, mógł jakimś cudem myśleć o Kasi bez tego poczucia straszliwej straty i serce nie ściskało mu się z żalu. Gdy ucichły końcowe akordy, westchnął i wrócił do nauki. Nie poszedł na koncert. Zamiast tego osiodłał swojego biegusa z Ruathy i pojechał na długą wyprawę, z nocowaniem po drodze. Ale sny jego były pełne wspomnień o Kasi i budził się spocony, nie mogąc zasnąć do świtu. Wciąż wspominał to, co tak w niej kochał: śmiech, zmrużone oczy, zaśpiew w głosie i prowokujące kołysanie biodrami. Zima zaczynała brać w posiadanie Warownię Fort, smagając ją deszczem i wczesnym śniegiem, gdy Mistrz Gennell poszedł szukać Robintona. Odnalazł go w jego pokoju.
|