Z głębi budynku doleciał głośny terkot broni maszynowej...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Karabiny ręczne 186 000 Karabiny maszynowe 620 Amunicja 340 000 000 Działa 75 mm 400 Jaszcze (do dział 75 mm) 750 Pociski 75...
»
Obciążenia dachu krokwiowego na ściany budynku przenoszą się za pośrednictwem belek wiązarowych lub belek wiązarowych i murałat (namurnic), gdy ściana jest...
»
zajmowao ni zwyk maszynk i po kadym goleniu miaem twarz pozacinan, enie mogem si potem w pracy opdzi od natrtnych pyta, co si stao...
»
Dlatego też unikano bombardowania, a nawet bezładnego używania ciężkiej broni w pobliżu terenów zabudowanych oraz - jako że samoloty były równie kosztowne,...
»
Drake był operatorem logicznego pistoletu maszynowego...
»
Obeszli skrzydło budynku, przedarli się przez krzaki bzu i znaleźli się przed ogrodzeniem...
»
maszynie do pisania i przegródce z tekstami...
»
Morton Manor okazał się brzydkim, masywnym budynkiem z epoki wiktoriańskiej...
»
I nagle Min wydało się, że od tyłu uderzyła ją kamienna ściana, że słyszy wycie i szczęk broni...
»
ku maszyn...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Woźna pod­skoczyła na miejscu i z rozdziawionymi ustami popatrzyła na przeszklone drzwi sekretariatu. Rozległy się trwożne okrzyki, zaraz jednak utonęły w od­głosach następnej serii. Gordon rzucił słuchawkę i skoczył do wyjścia. W ko­rytarzu hałas nasilającej się strzelaniny był wręcz ogłuszający.
Z sali gimnastycznej wysypywali się odświętnie ubrani, przerażeni ro­dzice, niosąc, ciągnąc lub popychając przed sobą dzieci. Davis z trudem prze­dzierał się pod prąd, zewsząd dolatywały głośne nawoływania i histeryczne wrzaski. Strzelanina nieco osłabła, padały tylko krótkie serie. Davis obijał się o ramiona i łokcie gnających na oślep, ogarniętych paniką ludzi, nisko pochylonych i nie patrzących przed siebie. Kiedy wreszcie dotarł do wylotu korytarza, zobaczył krew. Ściekała po twarzy osłupiałej, atrakcyjnej blon­dynki w średnim wieku, zabarwiając przód jedwabnej bluzki na czerwono. Kolejna seria wystrzałów zabrzmiała jeszcze głośniej i jakby bliżej; część osób padła plackiem na podłogę, ułatwiając mu przejście.
Gordon zderzył się z mężczyzną w długim czarnym płaszczu, który nie­spodziewanie wybiegł z sali, zerkając trwożliwie przez ramię. Obrócił bły­skawicznie głowę i przez chwilę obaj w milczeniu obrzucali się nawzajem zdumionymi spojrzeniami. Wreszcie odskoczył i wyciągnął zza pleców pi­stolet maszynowy. Dymiąca lufa skierowała się w stronę Davisa; senator od­niósł wrażenie, że w ślad za tym ruchem przez jego ciało przesuwa się ostrze noża. Bolesny dreszcz powędrował od pachwiny ukosem przez brzuch i za­trzymał się na wysokości serca, dokładnie w tym miejscu, w które mierzyło spojrzenie niebieskich oczu uśmiechniętego szeroko bandyty.
- Nie! - wrzasnął Davis, ale jego głos utonął w donośnym dzwonieniu, z jakim parę kuł odbiło się od metalowej ramy ławki na wysokości twarzy uzbrojonego mężczyzny.
Blondyn wtulił głowę w ramiona, odwrócił się i nacisnął spust. Z lufy trysnęły płomienie, Gordon poczuł na skórze impet gorącego powietrza. Bez namysłu skoczył w bok, pod osłonę wznoszącej się stopniowo widowni. Do­strzegł kątem oka, że bandyta z powrotem nakierowuje broń na niego, lecz kule jakimś cudem trafiły w gruby betonowy wspornik. Pochylił nisko głowę i śmiało dał nura w mroczną przestrzeń. Gnał ile sił w nogach. Odgłosy ko­lejnych wystrzałów odczuł niemal jako fizyczny ból rozsadzający mu czasz­kę. Gdy po sekundzie znów zapadła cisza, rozejrzał się uważnie wśród słu­pów i wsporników rzędów siedzeń. Bliżej drugiego końca leżał w kałuży krwi zabity szkolny strażnik. Jego palce wciąż zaciskały się kurczowo na uchwy­cie pistoletu.
Davis uderzył w coś czołem, aż pociemniało mu w oczach. Podniósł rękę i ostrożnie wymacał poziomą betonową belkę, na którą wpadł w ciemności. Mimo dokuczliwego bólu skierował znów uwagę na błękitnookiego bandytę, który stał w jasno oświetlonym przejściu i ciekawie zaglądał w mroczną prze­strzeń pod widownią. Ładował właśnie świeży magazynek do pistoletu.
Kiedy z lufy znów trysnęły płomienie, Gordon skoczył za pobliski gruby słup. Dokoła pociski ze świstem rozcinały powietrze, rykoszetowały od beto­nowych ławek. Na stalowych elementach konstrukcji zatańczyły czerwona­we odblaski ognia.
Po chwili strzelanina ucichła, ale jej odgłosy wciąż rozlegały się dzwo­nieniem w jego uszach.
- No, chodź tu! - krzyknął zamachowiec. - Wyłaź! Gdzie się schowa­łeś, do cholery?!
W ograniczonej przestrzeni krzyki odbiły się zwielokrotnionym echem. Mężczyzna miał wyraźny obcy akcent, “r” wymawiał twardo, gardłowo. Ko­lejna seria pocisków trafiła we wsporniki, aż posypały się iskry.
Davis wcisnął głowę w ramiona i pobiegł dalej, klucząc w coraz gęściejszym labiryncie słupów i podpór, wyławianych z ciemności błyskami pło­mieni z lufy pistoletu. Iskry rykoszetów sypały mu się na głowę, raz i drugi kule przemknęły ze złowieszczym świstem tuż obok twarzy. Nie zważał na to, że betonowe odłamki kaleczą mu skórę. Gorączkowo usiłował wypatrzyć jakieś schronienie pod rzędami ławek.

Powered by MyScript