maszynie do pisania i przegródce z tekstami...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Karabiny ręczne 186 000 Karabiny maszynowe 620 Amunicja 340 000 000 Działa 75 mm 400 Jaszcze (do dział 75 mm) 750 Pociski 75...
»
zajmowao ni zwyk maszynk i po kadym goleniu miaem twarz pozacinan, enie mogem si potem w pracy opdzi od natrtnych pyta, co si stao...
»
Po wieczerzy miêsnej w ostatni wtorek dawali oko³o godziny dwunastej pó³nocnej mleko, jajca i œledzie, przegrawaj¹c niejako tymi potrawami nastêpuj¹cemu...
»
Od tamtego dnia przy każdej okazji, gdy Rincewind czuł się szczególnie przegrany albo zagrożony, Zaklęcie objawiało niepokojącą aktywność i próbowało...
»
Z głębi budynku doleciał głośny terkot broni maszynowej...
»
Drake był operatorem logicznego pistoletu maszynowego...
»
ku maszyn...
»
Zaklął głośno, bo właśnie przegrał dwie marki...
»
Pinchas Lapide, żydowski badacz Nowego Testamentu, zauważa w tym kontekście: „…przy czym grecki tekst… nie pozostawia żadnych wątpliwości, że tym oto...
»
 Jessie przerwała pisanie, przyłożyła lewy palec wskazujący do ust i zamyśliła się na chwilę...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Z biegiem lat Herbstein posiadł cenną dziennikarską sztuczkę, polegającą na umiejętności
ogarnięcia kartki maszynopisu jednym spojrzeniem i uchwycenia istoty tekstu. Z ponurym
rozbawieniem obserwował, jak często zawartość kolumny Desa Blake’a opierała się na szkicach
dokonanych przez jego młodego asystenta, i jak często szkice te były lepsze od produktu
końcowego.
Teraz przyglądał się uważnie stojącemu przed nim mocno zakłopotanemu Michaelowi.
Mimo że chłopak miał jedną z tych modnych obecnie wśród młodzieży, przerażających fryzur i
nosił krzykliwą, wzorzystą muszkę, wyglądał sympatycznie ze swoim mocno zarysowanym
podbródkiem i bystrymi, inteligentnymi oczami. Był może zbyt szczupły jak na swój wzrost i
nieco niezdarny, ale w ciągu tego krótkiego czasu, odkąd zaczął pracować w redakcji, wyraźnie
dojrzał i nabrał pewności siebie.
Leon zdał sobie sprawę, że postępuje okrutnie i że pod jego badawczym spojrzeniem chłopak
cierpi niezasłużone katusze. Podniósł leżącą przed nim kartkę maszynopisu i szurnął nią po
zaśmieconym biurku w kierunku Michaela.
– Ty to pisałeś? – spytał burkliwie. Michael chwycił zachłannie kartkę.
– Nie chciałem, by ktokolwiek to czytał – szepnął i przypomniawszy sobie, z kim rozmawia,
dodał cicho: – proszę pana.
– Dziwne. – Leon Herbstein potrząsnął głową. – Zawsze myślałem, że nasza praca polega na
pisaniu tego, co inni będą mogli potem przeczytać.
– To tylko takie wprawki. – Michael schował maszynopis za siebie.
– Wprowadziłem kilka zmian – powiedział Herbstein, a Michael wyciągnął kartkę zza
pleców i przejrzał niespokojnie.
– Trzeci akapit jest niepotrzebny, a słowo „blizna” pasuje lepiej niż „szrama”. Poza tym
puszczamy w całości.
– Nie rozumiem, proszę pana.
– Oszczędziłeś mi kłopotu pisania wstępniaka na jutro. – Herbstein wyciągnął rękę i wyjął
artykuł ze zwiotczałych palców Michaela. Wrzucił go do swojej przegródki, po czym przestał
zwracać na chłopaka uwagę.
Michael gapił się na czubek jego głowy. Pełne dziesięć sekund zajęło mu zrozumienie, że
właśnie został wyproszony. Wyszedł zamykając ostrożnie za sobą drzwi. Nogi same zaniosły go
do biurka i dopiero wtedy ugięły się pod nim. Zwalił się ciężko na obrotowe krzesło i sięgnął po
papierosy. Paczka była pusta, zmiął ją więc i wrzucił do kosza.
Nagle dotarło do niego znaczenie tego, co się przed chwilą wydarzyło. Poczuł chłód i zrobiło
mu się niedobrze.
– Wstępniak – szepnął. Trzęsły mu się ręce.
Po drugiej stronie biurka Desmond Blake czknął i spytał:
– Gdzie są materiały o tym Amerykaninie... jak mu tam...
– Jeszcze ich nie skończyłem, panie Blake.
– Słuchaj, mały. Ostrzegałem cię. Będziesz musiał wyjąć palec z tyłka, jeżeli chcesz tu
jeszcze zabawić jakiś czas.
Budzik zadzwonił o piątej. Michael zszedł na dół w płaszczu przeciwdeszczowym,
narzuconym na piżamę. Czekał razem z gazeciarzami na rogu ulicy, gdzie stała już furgonetka
Mail. Paczki świeżo wydrukowanych gazet spadały na chodnik.
Pobiegł z powrotem do siebie, ściskając w dłoni jeden egzemplarz. Starannie zamknął za
sobą drzwi pokoiku i nadludzkim wysiłkiem zmusił się do rozwinięcia gazety. W głębi duszy
szalał z niepokoju, że Leon Herbstein mógł zmienić zdanie albo że sobie z niego tylko okrutnie
zakpił.
Tuż pod winietą, na samej górze kolumny widniał nagłówek:
NARODZINY MĘCZENNIKA
Szybko przebiegł artykuł wzrokiem. Potem zaczął jeszcze raz, czytając na głos, deklamując
każde słowo i smakując je w ustach niczym szlachetne, drogie wino. Wygładził gazetę, wetknął
ją za lusterko, nie spuszczając z niej oczu podczas golenia. Potem wziął ją ze sobą do greckiego
baru, w którym jadał śniadania, i pokazał właścicielowi. Pan Costa zawołał z kuchni żonę.
– Michael, teraz to ty jesteś gruba ryba! – objęła go pani Costa, pachnąca czosnkiem i
smażonym boczkiem. – Jesteś wielkim dziennikarzem!
Pozwoliła mu skorzystać z telefonu na zapleczu. Podał centrali numer Weltevreden. Centaine
podniosła słuchawkę po drugim sygnale.
– Mickey! – krzyknęła uradowana. – Skąd dzwonisz? Jesteś w Kapsztadzie?
Sprostował, po czym przeczytał jej przez telefon swój artykuł. W słuchawce zapadło długie
milczenie.

Powered by MyScript