Załamywała ręce i płakała na głos, potykając się w wietrze na nadmorskich skałach...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Wtedy z nagła ozwał się z niebios cudowny głos, wychwalający mój czyn miłosierny:— Niech mnie wszyscy diabli, synu! To ci będzie policzone!— A niech...
»
- mówi minister - chcecie tak pomagać, żeby cesarstwo nic z tego nie miało? I tu, razem z ministrem, nasza prasa głos podnosi i zbuntowanym dobroczyńcom wytyka, że...
»
— Okay, Becky — rozległ się wesoły głos...
»
— Czy chodzi wam o sprawę delfinów? — miał nadzieję, że głos nie zdradzał jego zdenerwowania...
»
— Wasza królewska mość — powtórzyła; jej głos wzniósł się o oktawę...
»
— Nigdy się nie wdrapiemy po tym świństwie z powrotem — rozległ się głos Scrubba...
»
Drżę, iż kiedyś głos ludu, ach, nazbyt prawdziwy, Rzuci im w oczy winy matki nieszczęśliwej; 338 Drżę, iż dźwigając smętnie to haniebne...
»
- Umieść Klejnot z powrotem na rękojeści miecza Rivańskiego Króla - polecił głos i Garion odwrócił się natychmiast z bezrozumnym posłuszeństwem...
»
- Mówią też, że pomagają mu Aes Sedai! - wykrzyk­nął jakiś męski głos z tłumu zgromadzonego w kolejce...
»
Jednakże gdy opuścił swe zakrwawione ręce – gdy od trucizny dotyku Foula jego usta poczerniały i napuchły tak, że nie mógł dłużej wytrzymać dotyku...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Godziny mijały, a ona zagubiła się, zapamiętała w swych myślach i w swym smutku. Ocknęła się na samym cyplu ściany, w miejscu, gdzie wrzyna się ona w zatokę pomiędzy kamienną tamą portu Oakland i portu Alameda. Tylko że Saxon nie zobaczyła ściany. Był to czas pełni księżyca i niezwykle wysokie fale przypływu zalały skały. Woda sięgała jej do kolan i dokoła pływały dziesiątki ogromnych skalnych szczurów. Piszczały i walczyły z sobą zażarcie, usiłując wdrapać się na nią w ucieczce przed przypływem. Zaczęła krzyczeć ze strachu i obrzydzenia, odpędzała je nogami. Niektóre dały nurka i odpłynęły pod wodę; inne otoczyły ją kołem i utrzymywały się na powierzchni w bezpiecznej odległości. Jakiś szczególnie duży okaz wbił zęby w jej but. Nadepnęła go i zmiażdżyła drugą nogą. Chociaż nadal drżała, mogła teraz spokojnie rozważyć sytuację. Brodząc po kolana w wodzie przeszła kilka stóp dzielących ją od solidnego kawałka drewna i za jego pomocą szybko oczyściła sporą przestrzeń wokół siebie.
Mały chłopiec w małej, jaskrawo pomalowanej łodzi żaglowej szczerzył do niej zęby w uśmiechu. Zaczął płynąć ku ścianie i popuściwszy szoty[6] zwolnił żagiel.
- Wziąć panią na pokład? - zawołał.
- Tak - odpowiedziała. - Tutaj są tysiące wielkich szczurów. Boję się ich.
Skinął głową, podprowadził łódź blisko do ściany, zwolnił zupełnie żagiel, tak że łódź niesiona własnym rozpędem zbliżyła się powoli do Saxon.
- Niech pani odepchnie dziób od skały - rozkazał. - Nie chciałbym złamać miecza[7]. W porządku. A teraz niech pani wskoczy na rufę, obok mnie. Prędko!
Usłuchała i lekko wsiadła do łodzi. Przytrzymał sterownicę łokciem, naciągnął szoty i gdy wiatr wydął żagiel, łódź odbiła od skały poprzez marszczącą się wodę.
- Zna się pani na łodziach - powiedział chłopiec z uznaniem.
Był to smukły, niemal drobny wyrostek lat dwunastu lub trzynastu; wygląd miał jednak zdrowy, twarz opaloną i usianą piegami i szare, duże oczy o czystym i inteligentnym spojrzeniu. Mimo że posiadał tę śliczną łódź, Saxon wyczuła instynktownie, że należy do jej klasy, że jest dzieckiem ludu.
- Pierwszy raz w życiu siedzę w łodzi - odparła ze śmiechem. - Nie licząc jazdy promem.
Spojrzał na nią bystro. - Hm… mogę tylko powiedzieć, że zachowuje się w łodzi jak kaczka w wodzie. Gdzie mam panią wysadzić?
- Gdzie bądź.
Otworzył usta i już miał coś powiedzieć, ponownie obrzucił ją bystrym spojrzeniem namyślał się chwilę, a potem spytał nagle:
- Ma pani czas?
Skinęła głową.
- Cały dzień wolny?
Znowu skinęła.
- Wie pani co pani powiem? Wybieram się teraz z odpływem na Wyspę Koźlą na połów sztokfiszy, a wrócę wieczorem, jak zacznie się przypływ. Mam mnóstwo wędek i przynęty. Chce pani ze mną popłynąć? Moglibyśmy oboje łowić. A co pani złapie, weźmie pani dla siebie.
Saxon zawahała się. Niczym nie ograniczona swoboda i ruch tej małej łodzi pociągały ją w szczególny sposób. Łódź wypływała na morze, tak jak statki, którym zazdrościła.
- A może ty mnie utopisz? - rozpoczęła pertraktacje.
Chłopiec dumnym gestem odrzucił głowę.
- Spędziłem dużo dni na morzu i jakoś jeszcze żyję - powiedział.
- No to dobrze - zgodziła się Saxon. - Tylko pamiętaj, że nie znam się zupełnie na łodziach.
- Och, nic nie szkodzi… Teraz zmienię kurs. Kiedy powiem: „Do zwrotu”, schyli pani głowę, bo inaczej bom mógłbym panią uderzyć, i przesunie się pani na drugą stronę łodzi.
Wykonał manewr. Zrobiła, jak kazał, i nagle znalazła się po przeciwnej stronie gdy tymczasem sama łódź, idąc nowym halsem[8], płynęła ku Długiemu Nabrzeżu, gdzie były bunkry z węglem. Saxon nie posiadała się z zachwytu, tym bardziej że technika żeglowania była dla niej czymś skomplikowanym i tajemniczym.
- Kto cię tego nauczył? - spytała.
- Sam się nauczyłem, tak jakoś samo przyszło. Lubiłem żagiel i chciałem pływać, a dla chcącego nic trudnego. To już jest moja druga łódź. Pierwsza nie miała miecza. Kupiłem ją za dwa dolary i wiele na niej skorzystałem, chociaż przeciekała. Jak pani myśli, ile zapłaciłem za tę łódkę: Teraz jest warta dwadzieścia pięć dolarów. No, jak pani myśli - ile?
- Poddaję się - rzekła Saxon. - Ile?
- Sześć dolarów. Uwierzy pani? Taka łódź! Naturalnie mocno się nad nią napracowałem, a żagiel kosztował dodatkowo dwa dolary, wiosła dolar czterdzieści i farba siedemdziesiąt pięć centów. Ale te dziesięć dolarów i piętnaście centów to też jest półdarmo. Chociaż strasznie długo trwało, zanim je zebrałem. Rano i wieczór roznoszę gazety… jeden mój znajomy chłopiec zastąpi mnie dziś po południu. Daję mu za to dziesięć centów i wszystko, co dostanie z dodatkowych egzemplarzy. Zebrałbym na tę łódź dużo prędzej, tylko że matka każe mi płacić za lekcje stenografii. Chce żebym został reporterem sądowym, bo oni zarabiają czasem po dwadzieścia dolarów na dzień. O rany! Ale ja na to nie mam ochoty. Nie chcę tego. To, hańba, marnować pieniądze na takie lekcje.
- A czego ty chcesz? - spytała, częściowo ot tak, żeby spytać, a częściowo z prawdziwej ciekawości. Spodobał jej się ten chłopiec w krótkich spodenkach, który był tak ufny i tak jednocześnie inteligentny.
Obracając powoli głowę przebiegł oczyma linię horyzontu; zatrzymał się na chwilę, gdy jego wzrok napotkał od strony lądu brunatne pagórki Contra Costa, od strony zaś morza - Złote Wrota w dali za Alcatraz. Tęskny wyraz w jego oczach, zaskakująco intensywny, rozczulił Saxon.
- Tego chcę - powiedział zataczając ręką krąg, którym objął cały świat.
- Tego?
Spojrzał na nią zmieszany, że nie dość jasno wyraził swoje myśli.

Powered by MyScript