Walliemu przyszły na myśl powieści szpiegowskie i kryminały. Niestety okazał się marnym detektywem, ślepym i głuchym. Czarnoksiężnicy mieli proch. Świadczył o tym choćby zapach. Co jeszcze? Prawdopodobnie niewiele więcej. Honakura nie mylił się, nazywając ich szarlatanami. Bez względu na to, co wywołało w dawnych czasach spór między kapłanami a skrybami, szermierze poparli świątobliwych. Skrybów wypędzono w góry. W samoobronie przypisali sobie magiczne moce i zapewne opracowali parę drobnych sztuczek. Stąd obszerne rękawy i ukrywanie dłoni. Dzięki kuglarskiej zręczności ukradli Tomiyano sztylet i wyczarowali ptaka. Żeglarz nie otworzył garnka, bo go trzymał. Czarnoksiężnik uniósł pokrywkę, a ptak wyfrunął z rękawa. Nie wszystko jednak, co robili magowie, było tanimi sztuczkami. Gołębie przenosiły wiadomości. Płonąca szmata? Światło w lesie? Fosfor! Całkiem możliwe. Połowa szesnastego wieku na Ziemi, ale nie wszędzie odkryć dokonuje się w takiej samej kolejności. Źródłem fosforu oraz azotanów do produkcji prochu był mocz, ludzki i zwierzęcy. Farbiarzy i garbarzy, którzy też wykorzystywali urynę, czarnoksiężnicy wypędzili z miast, bo chcieli przejąć całość dostaw. Dlaczego wcześniej nie skojarzył faktów? Blizna na twarzy Tomiyano powstała od oparzenia kwasem. Co jeszcze? Będzie musiał ponownie zinterpretować dane, które zgromadził. Z pewnością wszystko miało racjonalne wytłumaczenie. Magia albo nauka. Lub jedno i drugie. A mógł dojść do podobnych wniosków już w Aus. Kotły destylacyjne, siarka, gołębie. Nawet jeszcze wcześniej. Co innego można wydobywać na terenie wulkanicznym jak nie siarkę? Tępy szermierz! Kiedy inscenizował zabójstwo Kandoru, też był bliski odkrycia prawdy. Gdyby kierował się logiką, nie starałby się za wszelką cenę uwierzyć w magię. Zobaczyłby rzeczy w innym świetle. Odwróciwszy głowę, ujrzał Nnanjiego i Thanę stojących przy relingu. Oboje na niego patrzyli, więc zebrał siły i usiadł z pomocą Jji. Rzeczywiście musiał być nieprzytomny przez jakiś czas. Szafir płynął między wyspami leżącymi na północ od miasta. Towarzyszyła mu grupa statków, uciekających z Ov przed gniewem czarnoksiężników. Promienie słońca igrały na niebieskiej wodzie, kontrastującej z ciepłymi jesiennymi barwami dereni i wierzb, które porastały wysepki. Na plażach brodziły czaple. Białe chmury nad RegiVul były prawie niewidoczne z powoda odległości, a same góry równie błękitne jak kopuła nieba. Brota czuwała przy sterze. Niewątpliwie rozkoszowała się samotnością po ostatnich przeżyciach. Gdy zobaczyła, że Siódmy się dźwignął, pomachała mu pulchną dłonią. Nnanji i Thana pospieszyli ku szermierzowi, trzymając się za ręce. - Gdzie jest Katanji? - zapytał Siódmy. - Pod pokładem. Odpoczywa. - Czwarty ze smutkiem potrząsnął głową. - Trzeba będzie cudu, żeby teraz zrobić z niego szermierza, bracie! Ma zgruchotane ramię. Brota mówi, że nie mogą go unieruchomić, póki nie zejdzie opuchlizna. - Bogini nagradza tych, którzy jej pomagają - rzekł Wallie z zakłopotaniem. - Krówka mieszka w pałacu, więc o Katanjiego Najwyższa też zadba. Nnanji pokiwał głową, a Wallie spytał, jak złapano Pierwszego. Odpowiedź brzmiała: przez komary. Nowicjusz opędzał się od owadów i rozmazał niewolniczy pasek, który własnoręcznie namalował sobie na twarzy. Zauważył to fałszywy żeglarz, kiedy chłopiec podszedł do koszy, żeby zobaczyć, co jest w środku. Oligarro natomiast ma się dobrze, zapewnił adept. Czysta rana, żadnych złamań ani skaleczonych tętnic. Uśmiech nigdy na długo nie opuszczał Czwartego. - Nikomu nic się nie stało, oprócz ciebie, bracie! Powinniśmy mieć ze sobą minstreli! - Mocno uścisnął Thanę. - Pierwsze zwycięstwo twojej wojny, lordzie Shonsu! - To nie jest moja wojna! Auu! - Wykonał zbyt gwałtowny ruch. - Co to takiego?
|