Czarnoksięstwo jako dziedzina techniki? Trzeba będzie prze­analizować tę kwestię...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...
»
Mackiewicz Stanisław (Cat), Myśl w obcęgach7 czerwca 1954 roku zostaje powołany na premiera polskie­go rządu emigracyjnego (pozostaje nim, a także...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Walliemu przyszły na myśl powieści szpiegowskie i krymina­ły. Niestety okazał się marnym detektywem, ślepym i głuchym.
Czarnoksiężnicy mieli proch. Świadczył o tym choćby zapach. Co jeszcze? Prawdopodobnie niewiele więcej. Honakura nie my­lił się, nazywając ich szarlatanami. Bez względu na to, co wywołało w dawnych czasach spór między kapłanami a skrybami, szermierze poparli świątobliwych. Skrybów wypędzono w góry. W samoobronie przypisali sobie magiczne moce i zapewne opra­cowali parę drobnych sztuczek. Stąd obszerne rękawy i ukrywa­nie dłoni.
Dzięki kuglarskiej zręczności ukradli Tomiyano sztylet i wy­czarowali ptaka. Żeglarz nie otworzył garnka, bo go trzymał. Czarnoksiężnik uniósł pokrywkę, a ptak wyfrunął z rękawa. Nie wszystko jednak, co robili magowie, było tanimi sztuczkami. Go­łębie przenosiły wiadomości.
Płonąca szmata? Światło w lesie? Fosfor! Całkiem możliwe. Połowa szesnastego wieku na Ziemi, ale nie wszędzie odkryć dokonuje się w takiej samej kolejności. Źródłem fosforu oraz azotanów do produkcji prochu był mocz, ludzki i zwierzęcy. Farbiarzy i garbarzy, którzy też wykorzystywali urynę, czarno­księżnicy wypędzili z miast, bo chcieli przejąć całość dostaw. Dlaczego wcześniej nie skojarzył faktów? Blizna na twarzy To­miyano powstała od oparzenia kwasem. Co jeszcze? Będzie musiał ponownie zinterpretować dane, które zgromadził. Z pewnością wszystko miało racjonalne wytłumaczenie. Magia albo nauka. Lub jedno i drugie.
A mógł dojść do podobnych wniosków już w Aus. Kotły de­stylacyjne, siarka, gołębie. Nawet jeszcze wcześniej. Co innego można wydobywać na terenie wulkanicznym jak nie siarkę? Tę­py szermierz!
Kiedy inscenizował zabójstwo Kandoru, też był bliski odkry­cia prawdy. Gdyby kierował się logiką, nie starałby się za wszel­ką cenę uwierzyć w magię. Zobaczyłby rzeczy w innym świetle.
Odwróciwszy głowę, ujrzał Nnanjiego i Thanę stojących przy relingu. Oboje na niego patrzyli, więc zebrał siły i usiadł z pomocą Jji. Rzeczywiście musiał być nieprzytomny przez jakiś czas. Szafir płynął między wyspami leżącymi na północ od miasta. Towarzyszyła mu grupa statków, uciekających z Ov przed gniewem czarnoksiężników. Promienie słońca igra­ły na niebieskiej wodzie, kontrastującej z ciepłymi jesiennymi barwami dereni i wierzb, które porastały wysepki. Na plażach brodziły czaple. Białe chmury nad RegiVul były prawie niewidoczne z powoda odległości, a same góry równie błękitne jak kopuła nieba. Brota czuwała przy sterze. Niewątpliwie rozkoszowała się samotnością po ostatnich przeżyciach. Gdy zobaczyła, że Siódmy się dźwignął, pomachała mu pulchną dłonią.
Nnanji i Thana pospieszyli ku szermierzowi, trzymając się za ręce.
- Gdzie jest Katanji? - zapytał Siódmy.
- Pod pokładem. Odpoczywa. - Czwarty ze smutkiem potrząs­nął głową. - Trzeba będzie cudu, żeby teraz zrobić z niego szer­mierza, bracie! Ma zgruchotane ramię. Brota mówi, że nie mogą go unieruchomić, póki nie zejdzie opuchlizna.
- Bogini nagradza tych, którzy jej pomagają - rzekł Wallie z zakłopotaniem. - Krówka mieszka w pałacu, więc o Katanjiego Najwyższa też zadba.
Nnanji pokiwał głową, a Wallie spytał, jak złapano Pierwsze­go. Odpowiedź brzmiała: przez komary. Nowicjusz opędzał się od owadów i rozmazał niewolniczy pasek, który własnoręcznie namalował sobie na twarzy. Zauważył to fałszywy żeglarz, kiedy chłopiec podszedł do koszy, żeby zobaczyć, co jest w środku. Oligarro natomiast ma się dobrze, zapewnił adept. Czysta rana, żad­nych złamań ani skaleczonych tętnic.
Uśmiech nigdy na długo nie opuszczał Czwartego.
- Nikomu nic się nie stało, oprócz ciebie, bracie! Powinniśmy mieć ze sobą minstreli! - Mocno uścisnął Thanę. - Pierwsze zwy­cięstwo twojej wojny, lordzie Shonsu!
- To nie jest moja wojna! Auu! - Wykonał zbyt gwałtowny ruch. - Co to takiego?

Powered by MyScript