Czytałam dalej i przyłapałam się na tym, że zaczęłam tupać nogą, żeby stłu­mić narastającą złość...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- mówi minister - chcecie tak pomagać, żeby cesarstwo nic z tego nie miało? I tu, razem z ministrem, nasza prasa głos podnosi i zbuntowanym dobroczyńcom wytyka, że...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...
»
przykładów, żeby uzasadnić tezę, iż tworzenie modeli różnych systemów oraz ich badanie przy użyciu technik komputerowej symulacji – to ważny...
»
– Raczej trzeba tu kogoś przysłać, żeby to udokumentował – po­wiedziałem...
»
wyobraenie wiata tej drugiej strony byo cakiem odmienne oraz eby brak porozumienia nie pozwalana przekazywanie emocji i myli...
»
Stryj spostrzegł dziecko i zapytał szorstkim tonem: - Czego chcesz? Dziecko odpowiedziało niepewnie: - Mamusia mnie przysłała, żeby pan dał mi...
»
Kwestie Izraela uwielbianego przez gojów, akrich, akumów, trzeba, podniesc, uwypuklic, i akcentowac odpowiednio, zeby nie szla w zapomnienie...
»
Chociaż miała zbyt ostre rysy, żeby być ładna, kilku detektywów odwróciło się i łakomie wpatrzyło w jej jędrne, młode po​ladki...
»
- Czy można wiedzieć, po co pan Gray to robi, po co traci czas i absorbuje energię komputera?- Jak to po co? Żeby rozmnożyć skromny dorobek niektórych...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Landon przyglądała mi się znad wielkiej filiżanki. Mimo iż próbowałam maskować uczucia, dostrzegła coś w mojej twarzy lub oczach.
- Co się stało, mamo? - zapytała.
- Nic - odparłam. Powiedziałam to takim samym nieszczerym głosem jak wtedy, kiedy zatrzymano mnie za przekroczenie dozwolonej prędkości. Głosem, którym zapytałam: Coś się stało, panie władzo?
W artykule wyjaśniono, że morderstwo miało miejsce poprzedniego dnia wieczorem w Motelu Pod Górami. Czy Carl wymienił tę nazwę, kiedy wspo­minał o kobiecie, która śledziła mnie z aparatem fotograficznym?
Chyba nie. Mówił tylko, że ten motel leży na zachodnim końcu Arapahoe. Czyli dokładnie pod górami.
Nie podnosząc wzroku, dotknęłam gazety i z wymuszonym opanowaniem zapytałam:
- Carl? Czy to... eee... ten sam motel?
- Ten sam co? - zapytała z zaciekawieniem Landon.
- Tak - powiedział Carl.
- Ten sam co? - bardziej stanowczo zażądała odpowiedzi Landon. Spojrzałam na Carla z największą intensywnością, na jaką potrafiłam się zdobyć. Determinacja jego spojrzenia dorównywała mojej.
Zrobiłeś to? - wydusiłam z siebie, kręcąc głową.
Landon przerzucała spojrzenie ze mnie na twarz Carla i z powrotem.
- Co zrobił? - zapytała głośno. Przez chwilę Carl nic nie mówił.
- Nie przy dziecku - powiedział w końcu. - Nigdy, przenigdy nie mów o tym przy dziecku.
- To niesprawiedliwe - zaprotestowała Landon. - To szczyt niesprawie­dliwości. - Wydawało mi się, że ton jej głosu niebezpiecznie zbliżył się do jęku.
Carl chwilowo zignorował mnie i przemówił do Landon, jakby była jego ulubioną siostrzenicą lub wnuczką.
- Wiesz, czego mi wczoraj brakowało? Brakowało mi kogoś, z kim mógł­bym pograć w baseball. Chciałabyś sobie poodbijać?
- Wolę piłkę nożną-odparła Landon.-Jesteś całkiem dobry jak na... Już miała powiedzieć „staruszka”, czy coś w tym rodzaju i ugryzła się w ję­zyk. Ale jej słowa wisiały w powietrzu; nie wiedziała, jak dokończyć zdanie.
Carl uśmiechnął się do niej, spojrzał na mnie i powoli zamknął oczy.
Poczułam przejmujący chłód i dotkliwy ból w piersi. Moje usta otworzyły się w bezgłośnym krzyku, a każdy skrawek koloru w bogato zdobionej herba­ciarni przeszedł w barwę khaki.
Między Trzynastą a Broadway naprzeciw herbaciarni rozciąga się mały park. Zostawiłam wózek z Landon w alejce, skąd mogła oglądać starą loko­motywę, wagon pasażerski i wagon towarowy z budką hamulcową, a potem odeszłam, żeby porozmawiać na osobności z Carlem. Zdumiało mnie, że Lan­don tak bardzo zależało na dalszym odgrywaniu roli inwalidki i nie wstała z wózka.
Kiedy oddaliliśmy się od niej o jakieś trzydzieści metrów, zawołała:
- Hej, chyba mnie tu nie porzucicie, co?
Wszyscy, którzy usłyszeli jej krzyk, najpierw spojrzeli na nią, a potem na Carla i na mnie. Poczułam się, jakbym miała na sobie koszulkę z napisem WITSEC.
Albo tarczę strzelniczą.
Carl posadził mnie na ławce nad brzegiem Boulder Creek i odczekał do­bre dwadzieścia sekund, aż coś powiem. Pod nami wezbrane od topniejącego śniegu wody rzeki płynęły szybko przez gęste zarośla. Sceneria była tak ma­lownicza, że omal się nie rozmarzyłam. Carl na pewno spodziewał się, że go zaatakuję za to morderstwo w motelu. Ale wyjście z zatłoczonej herbaciarni i zaciszne miejsce nad rzeką jakoś mnie uspokoiły. Byłam gotowa go wysłu­chać.
Zerknęłam w stronę Landon. Siedziała dokładnie tam, gdzie ją zostawi­łam. Powiedziałam tylko:
- Słucham.
Wzruszył ramionami. Otworzył dłonie. Zamknął je.
- Ta kobieta z aparatem fotograficznym? Ta, która cię śledziła? Była zawodowcem. Wiesz, o czym mówię?
Spojrzał na mnie i utkwił wzrok w moich oczach. Pokręciłam głową.

Powered by MyScript