Landon przyglądała mi się znad wielkiej filiżanki. Mimo iż próbowałam maskować uczucia, dostrzegła coś w mojej twarzy lub oczach. - Co się stało, mamo? - zapytała. - Nic - odparłam. Powiedziałam to takim samym nieszczerym głosem jak wtedy, kiedy zatrzymano mnie za przekroczenie dozwolonej prędkości. Głosem, którym zapytałam: Coś się stało, panie władzo? W artykule wyjaśniono, że morderstwo miało miejsce poprzedniego dnia wieczorem w Motelu Pod Górami. Czy Carl wymienił tę nazwę, kiedy wspominał o kobiecie, która śledziła mnie z aparatem fotograficznym? Chyba nie. Mówił tylko, że ten motel leży na zachodnim końcu Arapahoe. Czyli dokładnie pod górami. Nie podnosząc wzroku, dotknęłam gazety i z wymuszonym opanowaniem zapytałam: - Carl? Czy to... eee... ten sam motel? - Ten sam co? - zapytała z zaciekawieniem Landon. - Tak - powiedział Carl. - Ten sam co? - bardziej stanowczo zażądała odpowiedzi Landon. Spojrzałam na Carla z największą intensywnością, na jaką potrafiłam się zdobyć. Determinacja jego spojrzenia dorównywała mojej. Zrobiłeś to? - wydusiłam z siebie, kręcąc głową. Landon przerzucała spojrzenie ze mnie na twarz Carla i z powrotem. - Co zrobił? - zapytała głośno. Przez chwilę Carl nic nie mówił. - Nie przy dziecku - powiedział w końcu. - Nigdy, przenigdy nie mów o tym przy dziecku. - To niesprawiedliwe - zaprotestowała Landon. - To szczyt niesprawiedliwości. - Wydawało mi się, że ton jej głosu niebezpiecznie zbliżył się do jęku. Carl chwilowo zignorował mnie i przemówił do Landon, jakby była jego ulubioną siostrzenicą lub wnuczką. - Wiesz, czego mi wczoraj brakowało? Brakowało mi kogoś, z kim mógłbym pograć w baseball. Chciałabyś sobie poodbijać? - Wolę piłkę nożną-odparła Landon.-Jesteś całkiem dobry jak na... Już miała powiedzieć „staruszka”, czy coś w tym rodzaju i ugryzła się w język. Ale jej słowa wisiały w powietrzu; nie wiedziała, jak dokończyć zdanie. Carl uśmiechnął się do niej, spojrzał na mnie i powoli zamknął oczy. Poczułam przejmujący chłód i dotkliwy ból w piersi. Moje usta otworzyły się w bezgłośnym krzyku, a każdy skrawek koloru w bogato zdobionej herbaciarni przeszedł w barwę khaki. Między Trzynastą a Broadway naprzeciw herbaciarni rozciąga się mały park. Zostawiłam wózek z Landon w alejce, skąd mogła oglądać starą lokomotywę, wagon pasażerski i wagon towarowy z budką hamulcową, a potem odeszłam, żeby porozmawiać na osobności z Carlem. Zdumiało mnie, że Landon tak bardzo zależało na dalszym odgrywaniu roli inwalidki i nie wstała z wózka. Kiedy oddaliliśmy się od niej o jakieś trzydzieści metrów, zawołała: - Hej, chyba mnie tu nie porzucicie, co? Wszyscy, którzy usłyszeli jej krzyk, najpierw spojrzeli na nią, a potem na Carla i na mnie. Poczułam się, jakbym miała na sobie koszulkę z napisem WITSEC. Albo tarczę strzelniczą. Carl posadził mnie na ławce nad brzegiem Boulder Creek i odczekał dobre dwadzieścia sekund, aż coś powiem. Pod nami wezbrane od topniejącego śniegu wody rzeki płynęły szybko przez gęste zarośla. Sceneria była tak malownicza, że omal się nie rozmarzyłam. Carl na pewno spodziewał się, że go zaatakuję za to morderstwo w motelu. Ale wyjście z zatłoczonej herbaciarni i zaciszne miejsce nad rzeką jakoś mnie uspokoiły. Byłam gotowa go wysłuchać. Zerknęłam w stronę Landon. Siedziała dokładnie tam, gdzie ją zostawiłam. Powiedziałam tylko: - Słucham. Wzruszył ramionami. Otworzył dłonie. Zamknął je. - Ta kobieta z aparatem fotograficznym? Ta, która cię śledziła? Była zawodowcem. Wiesz, o czym mówię? Spojrzał na mnie i utkwił wzrok w moich oczach. Pokręciłam głową.
|