Potem przy pomocy włączonego motorka elektrycznego trzeba było drut nawinąć na bęben i nie pozwolić, by sonda po wyjściu z wody zahuśtała się i uderzyła o burtę, ponieważ kończyło się to strzaskaniem rurki. Ponadto nie można było pozwolić, by koniec sondy wlókł się po dnie, gdyż otrzymywało się wtedy zamazaną granicę odbarwienia w rurce. Podczas sztormowej pogody, gdy rufę zalewała woda, cała sonda znajdowała się pod prądem i „kopała”. Dotknięcie hamulca takiej sondy pod prądem powodowało gwałtowne cofnięcie rąk, a drut z ciężarkiem i rurką uciekał za burtę. W takich wypadkach należało wyłączyć prąd i po zahamowaniu nawijać drut za pomocą rączek, które musiało obracać dwóch ludzi. Zazwyczaj oficerowi pomagali sternik i jeden z marynarzy wachtowych. Wydobycie prawidłowo odbarwionej rurki i przyniesienie jej na mostek wraz z próbką dna było dla Hrabiego prawdziwą Birbante-rocca. Przeważnie przynosił na mostek tylko żałobną wiadomość, że ciężarek wraz z rurką i kilkuset sążniami drutu zostały pogrzebane na dnie morza. Po oznajmieniu kapitanowi owej smutnej nowiny następowało znane Hrabiemu pytanie: - Znaczy, kiedy się pan nauczy sondować? Nieprzytomny ze strachu Hrabia niezmiennie od lat dawał tę samą odpowiedź: - Tak jest, panie kapitanie! Dalsze pytania i instrukcje kapitana nie dochodziły do świadomości Hrabiego. Starał się tylko o jedno. Wycofać się z zasięgu wzroku i głosu kapitana. Sceny takie rozgrywały się najczęściej koło Grand Bank przed Nową Fundląndią, kiedyśmy pływali jeszcze na szlaku północnoatlantyckim. Czasem Hrabia zwycięsko zdobywał pożądaną rurkę, przynosił ją na mostek i z triumfem wręczał kapitanowi. Mechanicy jednak twierdzili, że Hrabia miał pod poduszką całą kolekcję takich rurek, odziedziczonych po kolegach. Rurki owe były zaopatrzone w napisy na jakich głębokościach i w jakich okolicach pobrano daną próbkę dna. Mechanicy mówili też, że Hrabia w chwili gdy miał dokonać sondowania, szedł do swej kabiny, brał odpowiednią rurkę, zwilżał ją w wodzie i w stanie odświeżonym przynosił na mostek. Podobno dzięki tej kolekcji rurek pod poduszką Hrabia mógł wreszcie spać spokojnie. Tak opowiadali mechanicy, którzy nigdy nie potrafili odpowiedzieć w mesie na pytania Hrabiego z zakresu matematyki, fizyki czy mechaniki. * * * Konstanca - Aleksandria. Na/wy tych dwóch portów oznaczały - szczególnie podczas rejsów zimą - różnicę temperatur dochodzącą do kilkudziesięciu stopni. Jednej zimy zamarzł Dunaj. Temperatura w Konstancy spadła do minus dwudziestu stopni. W Aleksandrii utrzymywała się przy plus dwudziestu. Nasza Grand-Lux-Torpeda przestrzeń Konstanca - Aleksandria przebywała w przeciągu kilku dni. Skutek tego był taki, że na epidemię grypy lekarz okrętowy położył do łóżek pięciu oficerów nawigacyjnych: od pierwszego do piątego włącznie. Ocalał kapitan oraz szósty oficer - Hrabia. Oni więc we dwóch musieli zastąpić pięciu oficerów nawigacyjnych. Leżąc w kojach rozmyślaliśmy, kto kogo prędzej rozłoży: kapitan „szóstego” czy „szósty” kapitana? Z niecierpliwością czekaliśmy na wiadomości o Birbante-rocca. Sytuację ratowała okoliczność, że na mostku kapitan i Hrabia musieli stać na zmianę. Wobec tego tylko w tych momentach, w których byli razem, należało się spodziewać niezwykłych wydarzeń. Po tylu rejsach na trasie tej nie było dla nas niespodzianek, sternicy pamiętali wszystkie zmiany kursów, ponadto znaliśmy wszystkie statki, które mogliśmy spotkać na tej drodze. Wyjście z Dardaneli, gdzie było najwięcej statków - najgorszy odcinek drogi - mieliśmy już poza sobą. Od czasu do czasu do naszych kabin wpadał Hrabia z miną bohatera i mówił, że wszystko mu idzie wspaniale. Kapitan, gdy Hrabia stał na wachcie, spał ubrany, na stand by! Hrabia wiedząc, że kapitan nie zjawi się na mostku, jeśli go nie obudzi i nie poprosi, cieszył się swobodą i puszczał wodze swej kawaleryjskiej fantazji. Pierwszą ofiarą Hrabiego padł jeden z naszych dobrych znajomych, mały towarowo- pasażerski statek z kompanii włoskiej, z czerwonym uskrzydlonym Lwem Świętego Marka na opasce komina. Utrzymywał regularną komunikację pomiędzy wyspami. Spotykaliśmy go od dwóch lat zawsze w tym samym miejscu, w parę godzin po minięciu Ikarii, później zaś w Pireusie. Latem, gdy było zupełnie jeszcze widno, zimą już po zachodzie słońca. Hrabia, dowodząc sam naszą Grand-Lux-Torpedą, postanowił dać znać małemu, niewinnemu „Świętemu Markowi” o tym, że stoi na wachcie i że dowodzi największym pasażerskim statkiem polskim. Był wieczór. Hrabia przygotował sobie na moment spotkania lampkę Morse'a do sygnalizacji świetlnej i z kluczem w ręku czekał na zjawienie się starego znajomego. W chwili ukazania się stateczku Hrabia zaczął wzywać jmrugamem lampki elektrycznej stojącego na wachcie oficera ze „Świętego Marka”. Gdy ten się zgłosił. Hrabia zapytał go po angielsku: - What ship? 1 Było to równoznaczne z zapytaniem starego przyjaciela: „Jak ci na imię?” Zdumiony Włoch, pierwszy oficer spod uskrzydlonego, czerwonego lwa na kominie nie miał wątpliwości, że oficer na barca polacca nie jest przy zdrowych zmysłach i w odpowiedzi na zadane pytanie odpowiedział pytaniem: - Kobietę masz? Hrabia nie zrozumiał, co tamten ma na myśli, odpowiedział więc szczerze: - Nie! Z błysków kresek i kropek nad ciemnym kadłubem mijanego statku Hrabia odczytał odpowiedź: - To widać! Dopiero w tym momencie Hrabia pojął, że była to nowa wspaniała Birbante-rocca. Toteż przezornie przemilczał o niej przed nami. Lecz sternicy nie byli tak dyskretni. A potem
|