Dzień 5 lub 6 miesiąca modłów 14 rok panowania najszlachetniejszego i prześwietnego Satrapy Esklepiusa Dzisiaj zerwał się...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Klaudiusz ochrzcił swoje przysposobione dziecko i nazwał je Quasimodo; może chciał przezto upamiętnić dzień, w którym je znalazł, a może chciał wyrazić...
»
Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...
»
W obozowisku panowała całkowita cisza zalana poświatą księżyca, który, choć właśnie przemieniał się z kwadry w pełnię, świecił już nadzwyczaj jasno...
»
Po fali ataków w dzień Końca Obrotu fanatycy przycichli, ale nie znaczyło to, że nie planują niczego więcej...
»
Przez większą część następnego miesiąca — czyli od końca września, kiedy ucie- kłyśmy, do końca października — moja pani wahała się...
»
 24 kwietniaCały niemal dzień upłynął mi na montowaniu aparatu do wykreślania śladu...
»
– Jest na to za zimno, Morgiano, a ty przez cały dzień narzekałaś na ziąb...
»
W obu samolotach panowało milczenie, a wszyscy pasażerowie z ogromną uwagą oglądali ten bardzo niemarsjański spektakl...
»
W czasie panowania Nerona imperium rzymskie wstrząsane było licznymi niepokojami na swych peryferiach...
»
- Odpokutowałem swój dzień, jutro ty znowu leżysz...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Trzech mężczyzn wpadło do bagna, a jeden z nich złamał nogę. O swój niefortunny wypadek obwinił mnie i oświadczył, że do tego właśnie dochodzi, gdy kobiety próbują wykorzystać podczas budowy doświadczenia z szydełkowania. Jego żona przyłączyła się do oskarżeń. Nie cofnęłam się przed nimi. Powiedziałam, że nie wymagam, aby korzystał z moich przejść, i że każdy, kto nie pomagał przy ich budowie, a mimo to ośmielił się po nich chodzić, zasłużył na los, jaki zesłał mu Sa za jego lenistwo i niewdzięczność.
Ktoś wrzasnął: „Bluźnierstwo”, ale ktoś inny krzyknął: „Prawda jest mieczem Sa”. Czułam, że stanięto w mojej obronie. Pracowników było już na tyle dużo, że można było podzielić ich na dwie grupy. Sewet pokieruje drugą i biada mężczyźnie, który będzie szydził z mojego wyboru. Jej umiejętności tkackie mówią same za siebie.
Jutro mamy nadzieję zacząć wznosić pierwsze podpory pod moje Wielkie Platformy na drzewach. Może się to okazać najbardziej spektakularną porażką. Bale są cięższe i nie mamy prawdziwej liny do ich wciągania, a jedynie sznury ze splecionych korzeni. Żeglarz zaprojektował dla nas kilka topornych wielokrążków. On i mój Petrus wspięli się po gładkim pniu do miejsca, z którego rozchodzą się ogromne konary. Po drodze wbijali haki, ale mimo to serce mi drżało, gdy patrzyłam, jak wysoko wchodzą. Żeglarz Retyo mówi, że jego wielokrążki sprawią, iż nasza siła wystarczy do każdego zadania. Uwierzę, jak zobaczę. Boję się, że doprowadzi to tylko do tego, iż nasze plecione liny jeszcze bardziej się postrzępią. Powinnam spać, a mimo to leżę tutaj, zastanawiając się, czy mamy dość liny, żeby podciągnąć te belki. Czy nasze drabinki sznurowe wytrzymają codzienne użytkowanie przez pracujących? Na co ja się porwałam? Gdyby któryś z nich spadł z takiej wysokości, z całą pewnością by zginął. Jednak lato się skończy, a gdy nadejdą zimowe deszcze, musimy mieć suche schronienie.
 
Dzień 12 lub 13 miesiąca modłów 14 rok Satrapy Esklepiusa
 
Porażka za porażką. Z trudem znajduję siły, żeby o tym pisać. Retyo mówi, że za sukces musimy uznać to, iż nikt nie odniósł obrażeń. Gdy spadła nasza pierwsza platforma, nie tyle rozleciała się na kawałki, ile zatonęła w rozmiękłej ziemi. Żeglarz z humorem stwierdził, że to dowód wytrzymałości platformy. To zaradny młody człowiek, inteligentny pomimo braku wykształcenia. Zapytałam go dzisiaj, czy jest rozgoryczony tym, że zamiast pozwolić mu żeglować, Los skazał go na budowanie kolonii w Deszczowych Ostępach. Wzruszył ramionami i się uśmiechnął. Zanim został żeglarzem, był druciarzem i rolnikiem, więc, jak powiedział, nie ma pojęcia, jaki los mu się należy. Czuje się uprawniony brać każdy i obracać go na swoją korzyść. Chciałabym mieć jego charakter.
Próżniacy z Towarzystwa gapią się i szydzą z nas. Ich sceptycyzm podkopuje moje siły tak samo, jak kredowobiała woda powoduje owrzodzenie skóry. Ci, którzy najbardziej narzekają na naszą sytuację, najmniej robią, żeby ją poprawić. „Poczekajmy” – mówią. – „Poczekajmy na powrót zwiadowców, którzy zaprowadzą nas w lepsze miejsce”. Jednak nasza sytuacja pogarsza się z dnia na dzień. Chodzimy teraz właściwie w łachmanach, chociaż Sewet nieustannie eksperymentuje z różnymi włóknami, które wydostaje z pnączy i wyrywa z miękiszu trzcin. Ledwo znajdujemy tyle jedzenia, żeby zaspokoić nasze dzienne potrzeby, i nie mamy żadnych zapasów na zimę. Próżniacy jedzą tyle samo co ci, którzy dzień w dzień pracują. Moi chłopcy trudzą się z nami każdego dnia, a mimo to otrzymują takie same racje jak ci, którzy się wylegują i użalają nad swoim losem. Petrus ma na karku rozszerzającą się wysypkę. Jestem pewna, że to z powodu kiepskiej diety i ciągłej wilgoci.
Chellia musi odczuwać to samo. Jej małe córeczki, Piet i Likea, to sama skóra i kości, ponieważ w przeciwieństwie do naszych chłopców, którzy jedzą w trakcie szukania pożywienia, muszą zadowolić się tym, co otrzymają pod koniec dnia. Olpey stał się ostatnio tak dziwny, że przeraża to nawet Petrusa. Petrus nadal codziennie się z nim wyprawia, ale często wraca do domu na długo przed przyjacielem. Tej nocy obudził mnie cichy śpiew Olpeya przez sen. Przysięgam, że nigdy nie słyszałam takiej melodii i tego języka, a mimo to wydawały się niezwykle znajome.
Ulewne deszcze. Nasze szałasy powstrzymały większość opadów. Szkoda mi tych, którzy nie podjęli żadnych kroków, by zapewnić sobie schronienie, i dziwię się ich brakowi inteligencji. Dwie kobiety przyszły do nas z trójką małych dzieci. Marthi, Chellia i ja nie chciałyśmy, żeby tłoczyły się z nami, ale nie byłyśmy w stanie znieść żałosnego drżenia ich dzieci. Wpuściłyśmy je więc, ale stanowczo zaznaczyłyśmy, że jutro muszą nam pomóc w budowie. Jeśli pomogą, my pomożemy im zbudować własny szałas. Jeśli nie, muszą się wynieść. Być może trzeba zmusić ludzi, by zaczęli działać we własnym interesie.
 
Dzień 17 lub 18 miesiąca modłów 14 rok Satrapy Esklepiusa
 
Podnieśliśmy i zabezpieczyliśmy pierwszą Wielką Platformę. Sewet i Retyo sporządzili drabinki sznurowe, które zwisają aż do ziemi. Była to dla mnie chwila wspaniałego triumfu, gdy tak sobie stałam i patrzyłam w górę na solidnie umocowaną między konarami drzewa platformę. Gałęzie niemal skrywały ją przed wzrokiem. To moje dzieło, pomyślałam. Retyo, Crorin, Finsk i Tremartin wykonali większość prac związanych z podnoszeniem i mocowaniem, ale projekt platformy, lekkość balansowania na konarach, umieszczenie ciężaru tylko tam, gdzie może zostać utrzymany, oraz wybór miejsca to moje dzieło. Czułam się taka dumna.

Powered by MyScript