- Ja bym zaczęła od zimnej przystawki - pora­dziła Justynka po namyśle...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Mackiewicz Stanisław (Cat), Myśl w obcęgach7 czerwca 1954 roku zostaje powołany na premiera polskie­go rządu emigracyjnego (pozostaje nim, a także...
»
- Jeśli to są Drogi, Rand - wolno powiedział Loial - to czy każdy błędnie postawiony krok również tutaj mo­że nas zabić? Czy są tu rzeczy, jak dotąd...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Gdyby usiadł do sto­łu, już można smażyć i zobaczyć, co zrobi. W osta­teczności grzaneczki też mogą być przystawką, więc gdyby chciał obiadu, proszę bardzo, po nich pasuje. Co ciocia ma?
Malwina zaczęła się odrobinę rozjaśniać, ale wciąż była jakaś straszliwie zakłopotana.
- Zupę cebulową. I tu, widzisz, zgryzota, tu grzan­ki i tu grzanki, wcale nie chciałam razem, tylko oddzie­lnie, albo-albo.
- Zrezygnować z zupy...
- To mam fileciki z polędwicy wieprzowej, też muszą być na świeżo.
Justynka pomyślała, że jak na stan wuja, jadłospis wypadł wyjątkowo idiotycznie, ale kto mógł prze­widzieć, że akurat dzisiaj nie odezwie się ani słowem? Chociaż nie, takie rzeczy ciotka przewidywać powinna. No dobrze, trzeba jej pomóc.
- Móżdżek do jutra wytrzyma?
- Nie bardzo. Lepszy byłby świeży. A co...?
- A fileciki?
- Fileciki i zupa nawet do pojutrza. Ja, rozu­miesz, o grzankach myślałam, bo ten móżdżek do­stałam znienacka...
- To zrobić grzanki, a w razie czego fileciki się dołoży. Bez zupy. Po przystawkach ciocia się zorientuje.
Karol za ich plecami wyszedł z sypialni i wszedł do swojego gabinetu. Ubrany był w domowe spod­nie i krótki włochaty szlafrok, co wskazywało, że nie wybiera się nigdzie i zamierza spędzić wieczór w domu.
Obie urwały rozważania i popatrzyły za nim. W części kuchennej pojawiła się Helenka.
- Ja nic nie mówię, ale niepotrzebnie panią chy­ba pan Karol zastał w gabinecie - rzekła ostrożnie.
- On tak nie lubi i zaraz się naburmuszył. Ja tam już nakryłam, może dać jeszcze tego węgorza w galarecie?
- Nie słyszałam, jak przyjechał - usprawiedli­wiła się Malwina nieco histerycznie, na nowo okro­pnie zmieszana.- O Boże... Niech Helenka da.
Teraz dopiero Justynka zwróciła uwagę na osob­liwy stan ciotki. Zdenerwowana była jakoś nietypo­wo, za mocno, niewspółmiernie do sytuacji, która wszak nie stanowiła nowości. Czyżby, oprócz wuja, pojawiły się inne kłopoty...? Dziki ryk dobiegł nagle zza drzwi gabinetu.
Kto mi tu rozwala tego szmatławca...?!!! Za­bierać swoje śmieci!!! Czy ja już nie mam dla siebie miejsca w tym domu?!!! I czy ja mieszkam na pus­tyni...?!!!
- Pan Karol chce coś do picia - zgadła spokojnie Helenka i sięgnęła po tacę.
Malwina na moment skamieniała, aczkolwiek ryk nie był jeszcze u Karola objawem najgroźniejszym, potem nerwowo rzuciła się do kuchennego blatu. Ręce jej się trzęsły. Helenka odsunęła ją delikatnie.
- Już ja naleję, bo pani co stłucze. Kawy czy her­baty?
- Wszystko! Niech ma...
- A proszę bardzo...
Napoje czekały, Karol, na szczęście, pijał kawę rozpuszczalną. Na dużej tacy swobodnie zmieściły się podwójne naczynia, filiżanka do kawy, szklanka do herbaty, cukier, cytryna, śmietanka, nawet woda mineralna na wszelki wypadek. Zza drzwi dobiegł ponownie ryk, znamionujący zniecierpliwienie.
- Niech Helenka zaniesie - wymamrotała Mal­wina. - Ja tam nie wejdę.
- Ja się boję - odmówiła stanowczo Helenka. - Też nie wejdę.
- Justynka...
Justynka bała się średnio. Skoro wuj krzyczał, nie było tak źle, gdyby przeszedł na swój okropny syk, też by pewnie nie weszła. Z westchnieniem zdjęła wreszcie płaszcz, odłożyła torby na krzesło i ujęła tacę. Przeszła przez hol i łokciem otworzyła sobie drzwi do gabinetu. Wuj w tym momencie nie ryczał, spojrzał na nią w milczeniu.
- Czy moja żona umarła? - spytał sucho, kiedy , stawiała tacę na stoliku obok biurka.
- Nie, dlaczego...? - zdziwiła się Justynka.
- Żyje? To czemuż troszczą się o mnie obce oso­by, a nie ta, którą podobno poślubiłem i którą utrzy­muję od dwudziestu lat?
- Wcale nie jestem obcą osobą... - zaczęła Jus­tynka z lekką urazą, ale wuj nie słuchał. Wskazał palcem zwał papieru za drukarką.
- Czy mój pokój to jest składnica makulatury? Powiedz jej, że ma to zabrać i wyrzucić, a jeśli jesz­cze raz znajdę tu magazyn śmieci, może się sama na śmietnik wyrzucić! Najlepsze miejsce dla głupich nierobów!
Nie wdając się w dyskusję o charakterze i ewen­tualnej lokalizacji ciotki, Justynka zgarnęła papiery i wyszła. Za nią pogonił krzyk nieco cichszy, a za to bardziej jadowity.
- Na cholerę mi ta kawa?! Może od razu i pie­niądze wrzucać do śmieci, bez pośrednictwa skle­pu?! Niech ta idiotka to zabierze!!!

Powered by MyScript