ja wszedłem do mieszkania generała Chłopickiego i nazwałem go z d r a j c ą, co tak roz- gniewało generała, że zasłabł niebezpiecznie i o mało życia nie...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
poziom życia się obniża, to ogólna sytuacja jest w sumie gorsza, a nie lepsza,nawet jeśli równocześnie udział sektora prywatnego, zakres liberalizacji...
»
Przyznaję, że w tych opisach życia w kosmicznych habitatach puściłem wodze fantazji, lecz miało to być jedynie impulsem do następnych konstatacji: dotychczas...
»
rwnie formy ycia politycznego, w ktrej obdarzeni cnot ludzie bdsi czuli u siebie, jeeli w ogle mog si tak czu w...
»
Mieszka, który do innego obejścia i innych stosunków przywykł z Jordanem, drażniła zarówno wyniosłość biskupa, jak i to, że pod bokiem jego, który zwykł...
»
Zawsze, gdy wracała od swej siostry Nesty, mieszkającej w San Francisco, liczyła z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pływackie, które zdobiły Dolinę,...
»
tylko miasto, w którym trudno mieszkać, któremu Newa próbuje wydrzeć grunt przy każdym porywie wiatru wiejącym od strony zatoki i z którego ludzie...
»
działalność gospodarczą – pojawia się też motyw integracyjny: zapewnienie środków do życia, względnie praca powiąza-na z terapią...
»
t, ktra bya nadziej i szczciem jego ycia i dla ktrej jedynie pragn zachowa oczy...
»
Ciągła wędrówka przedmiotów z pomieszczeń mieszkalnych przez windę do lombardu w regularnych odstępach wydobywała na światło dzienne coraz więcej...
»
Kilku mieszkańców Dziewiątej Jaskini udało się do domu Relony i jej dzieci, by zostać na noc, śpiąc choćby i na twardej podłodze...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W skutku tej wieści,
która się jak błyskawica rozleciała, lud i wojsko napełniło plac przed Bankiem i dziedziniec
pałacu Zamojskich, gdzie Chłopicki, jak mówiono, d o g o r y w a. Powstała wielka egzaspe-
racja; kotary czarne i zielone, spuszczone na znak żałoby z okien słabego generała, okazy-
wały niebezpieczeństwo. Pospólstwo w kilku punktach stolicy zaczęło stawiać szubienicę dla
mnie, żołnierze rozsiekać mnie chcieli, a Lach Szyrma, komendant akademików, rozstrzelać.
Ten profesor rzeczywiście złożył na mnie sąd doraźny, otoczył strażą dom, gdzie mieszkałem,
kazał zabrać papiery i ogniste w imieniu gwardii akademickiej rozpisywał adresy do księcia
Czartoryskiego, do Chłopickiego, do Lubeckiego, do Niemcewicza, zaręczając, „że akademia
s w ó j s z t y l e t u t o p i w piersiach zapaleńca, który tych znakomitych mężów śmiał ob-
razić”. Nie mogłem nigdzie przechować się w Warszawie: poszukiwany wszędzie, otoczony
61
nagle przed Bankiem od pospólstwa i żołnierzy, musiałem przyjąć w tym położeniu ofiaro-
wane sobie w rządzie schronienie, w pokojach tego samego ministra, który całą na mnie stoli-
cę obruszył.56
Kontrrewolucja wychodziła zwycięsko z zapasów z klubem, który nastawszy dużo strachu
osłabł i rozsypał się jak każde zbiegowisko nie uorganizowane, podobny osie, która po ukłu-
ciu natychmiast żądło traci i umiera. Systema Lubeckiego przemogło; wzięło tylko kształt
inny. Rząd Tymczasowy Królestwa Polskiego (gdyż ten dodatek, znamionować mający spra-
wę w ośmiu tylko województwach, nie bez racji przybrano) utworzony z Wydziału Wyko-
nawczego Rady Administracyjnej, nie mogąc z niej wprost za podpisem Sobolewskiego, o co
bez skutku na niego i Lubeckiego nalegano, wypłynąć, sam się na koniec na dniu 4 grudnia
ukonstytuować musiał i dwie rzeczy przedsiębrał: nasamprzód zyskać zaufanie narodu, a po
wtóre silnie powściągać wszelkie uniesienia z dołu, które by go na tej drodze dalej, niżeli
zamierzał, popchnąć chciały. Język publiczny nowej władzy, równie ostrożny, równie dwu-
znaczny jak Rady Administracyjnej, więcej Petersburg niżeli Warszawę zdawał się mieć na
względzie. Ciekawe są pobudki, którymi Rząd Tymczasowy osłaniał wzięcie steru publicz-
nych interesów: „Rada Administracyjna – w ten to sposób ogłaszali akt instalacji swojej ksią-
żę Czartoryski, Kochanowski, Pac, Niemcewicz, Dembowski, Lelewel i Ostrowski – w po-
większonym wskutek postanowienia z dnia 30 listopada rb. składzie swoim, nie mogąc z jed-
nozgodnych ze wszech stron doniesień, ciągle jeszcze nadchodzących, powątpiewać, iż za-
ufania narodu nie posiada, i przekonawszy się, że w dzisiejszych okolicznościach Rada ta
Administracyjna steru Królestwa nie może prowadzić, uznała być rzeczą nieodzownie dla
ogólnego dobra konieczną oświadczyć, iż zarząd Królestwa przy niej teraz pozostać nie może.
Gdy zaś wszelkiego rodzaju i najprzeważniejsze pobudki, czy to interes narodu, c z y i n t e-
r e s k r ó l a, nie mogącego dla odległości rezydencji jego dzisiejszym kraju zaradzić potrze-
bom, natychmiastowego ustanowienia magistratury władzę najwyższą sprawować mającej
wymaga: d l a t e g o c z ł o n k o w i e p r z e z R a d ę A d m i n i s t r a c y j n ą d o
s k ł a d u j e j z a w e z w a n i, istotną narodu potrzebą znagleni, w z a m i a r z e z a p o-
b i e ż e n i a o p ł a k a n y m b e z r z ą d u s k u t k o m, stanowią, co następuje: art. l.
u s t a n a w i a s i ę R z ą d T y m c z a s o w y itd”. Byłże to więc organ powstania, który
tak przemawiał? Rada Administracyjna sama na swój pogrzeb nie dzwoniła, nie rozwiązała
się sama; wysadzała tylko innych naprzód, żeby za nią powiedzieli Polsce i carowi, że straciła
n a t e r a z siłę potrzebną do utrzymania porządku. Członkowie Rządu Tymczasowego nie
oświadczali narodowi: „o t o p o w s t a l i ś m y d l a d ź w i g n i e n i a P o l s k i”, nie
wzywali współbraci za Bugiem do wspólnictwa w tym szlachetnym dziele, broń Boże! Da-
wali oni tylko do zrozumienia narodowi, że nić tradycyjna władzy nie została zerwana, że oni,
c o w y s z l i z R a d y A d m i n i s t r a c y j n e j, mają cokolwiek więcej jak ona s i ł y
do ukrócenia anarchii, do utrzymania wewnętrznego porządku w i n t e r e s i e k r ó l a,
nadto oddalonego, aby to sam mógł teraz uczynić. Część ta Rady Administracyjnej po wy-

56 Od tej dopiero chwili, a zatem po wyczerpaniu wszystkich środków działania, zacząłem uważać siebie za
pokonanego zupełnie. Opuszczony od przyjaciół, w klubie zawiedziony przez Bronikowskiego, w Rządzie przez

Powered by MyScript