której mówił, że ma umysł przeciętnego ucznia...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Chyba nie — odparÅ‚ — ale przecież wszyscy jesteÅ›cie nomami, nie? A miejsca tu starczy dla każdego, wiÄ™c spÄ™dzanie czasu na kłótniach o...
»
Ustalone w badaniu zale¿noœci miêdzy poziomem wykszta³cenia a u¿ywanymi okreœleniami pozwalaj¹ stwierdziæ, ¿e przy wy¿szym przeciêtnie wykszta³ceniu podnios³aby siê...
»
DziesiÄ™cioletnie bliżniaczki ze ZÅ‚otego Brzegu stanowiÅ‚y caÅ‚kowite przeciwieÅ„stwo tego, jak ludzie wyobrażajÄ… sobie bliźniacze siostry — byÅ‚y do...
»
Ka¿da myœl niezgody i niechêci jest mieczem obosiecznym, który wyci¹gamy przeciw drugim i który siê zwraca ku nam samym...
»
Tak twierdzi Brandes, żyd z Kopenhagi, który przez 22 lata był przeciwnikiem sjonizmu, aż wreszcie wyraźnie wyznał przed światem całym, że nie widzi...
»
 Ważne jest, by nie wyciÄ…gać jakichÅ› wniosków, by nie podejmować jakichÅ› decyzji za lub przeciw seksowi, by nie dać siÄ™ usidlić pojÄ™ciowym...
»
– Noël! Noël! – DuszÄ™ siÄ™! O widzisz tamtego? Uszu nie może przecisnąć przez otwór...
»
W nieustanne wycie orkanu raz po raz wpadały przeciągłe grzmoty...
»
Po przyjeździe do Werony, owiniętej i przeciętej wolnym nurtem Adygi wkomponowanej w pejzaż miasta, patrząc na przerzucone nad rzeką mosty, bulwary i linię...
»
Lewą ręką zadał kilka mocnych ciosów partnerowi Yarri, brutalną siłą fizyczną przełamując obronę słabszego przeciwnika...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Ich twarze na jej widok sprężyły się, zastygły w jakiejś panice. Piękna Marta
energicznie zaciągnęła na siebie kołdrę, Ludwik zerwał się nagi, bezwstydny i podbiegł do
Ingi, a ona nie chciała robić scen, bo nawet nie umiała, wciąż nie wiedząc, czy ma krzyczeć,
czy bić po twarzach, czy może jednak z godnością wyjść.
Ludwik coś do niej mówił, ale dźwięki zapadły jak w watę - te hotele są widać
wytłumione nawet przed słowami, bo Inga żadnego z nich nie zapamiętała. Zbiegła szybko po
schodach, nie zastanawiając się, czy dobrze robi, bo może powinna wyrzucić w złości
wszystko z walizek, wykrzyczeć swój zawód, bolesne rozczarowanie. On, ten piękny Ludwik,
któremu podarowała kilka lat swojego życia, zdradził ją po prostu, a może robił to już
wcześniej i wracał potem do domu, do ich łóżka, kładł się obok niej i brał ją chętnie, kiedy
tylko chciał, by zagłuszyć swoje wyrzuty. O ile je w ogóle miał...
Przeczucia jej nie myliły - do plaży było niedaleko. Powietrze na obrzeżach
miasteczka nie było już takie gęste, upał zelżał, zapadał powolny wieczór, jej pierwszy we
Francji. Wstrząs, jakiego doznała przed chwilą, sprawił, że drżała cała i nie zauważała piękna
tego miejsca. Wręcz przeciwnie, wydawało się jej szare i nieprzyjazne, a odległość, jaka
dzieliła ją od jej niemieckiego domu, przerażała. Bo właśnie w ciszy własnego mieszkania
wolałaby teraz przeżywać swój ból i upokorzenie.
Inga zobaczyła nagle szare skały otaczające plażę, dotykane jęzorami wody, i zdziwiła
się, że takie plaże naprawdę istnieją. Chciała nabrać w dłonie żółtego piasku, przesypać go
między palcami - jak pękata klepsydra przesypuje upływający czas. Niezwykła uroda tego
miejsca zadziwiła ją, wywarła na niej tak silne wrażenie, że na chwilę zapomniała o bólu, o
widoku tamtych ciał w hotelu, który do tej pory tkwił pod powieką jak drzazga. Poczuła się
jak w cichym kręgu innego świata, stojąc niczym Mały Książę na płaskim brzegu,
oblizywanym przez lekkie fale. A potem poszła wolno, wciąż jeszcze roztrzęsiona, z
poczuciem jakiegoś końca w życiu. Milczała i patrzyła na to szare misterium przyrody, która
pozwoliła sennym kamieniom osiąść w tym właśnie miejscu, utworzyć z nich dziwny krąg,
który hipnotyzował i wchodził w serce z każdą minutą patrzenia na niego. Mijała ludzi,
pewnie turystów, którzy poruszali się w zwolnionym tempie, nie przejmując się coraz niżej
zachodzącym słońcem, zsyłającym niechybnie na ziemię i stojące gdzieniegdzie kolorowe
parawany szarÄ… godzinÄ™.
Zadzwonił telefon w torebce. Sięgnęła po niego odruchowo, dźwięk przywrócił ją
rzeczywistości.
- Halo, kochanie, nie podejmuj pochopnie żadnych kroków, ja ci to wszystko
wytłumaczę! - krzyczał do słuchawki Ludwik. Jej Ludwik, którego tak kochała i któremu
wierzyła. Matka miała rację. Będzie jeszcze przez niego płakała.
- Nic do mnie nie mówodpowiedziała zbolałym głosem, który nagle załamał się,
zabrzmiał łzawo, miękko.
- Inga, to nie tak. Inga, kocham cię. Proszę, daj sobie powiedzieć...
Rozłączyła rozmowę. Nie mogła tego słuchać. Chciała zostać sama.
Tutaj. Na zawsze. Ona i Francja. Ta plaża, a w oddali szare kamienie niczym jej
twarde przeznaczenie, stały się teraz ważniejsze niż on, żałosny samiec, który nie potrafił
powstrzymać swoich żądz.
Nie poczuła żadnego skrępowania i pozwoliła popłynąć łzom. Przysiadła na jakimś
kamieniu. Tuż obok pięły się wątłe roślinki, małe, białe i żółte kwiatki, których drobne
główki wydawały z siebie odurzający zapach miodu. Ich istnienie w tym jałowym od soli

Powered by MyScript